Taki zestaw może robić wrażenie tylko wtedy, jeśli się nie wie, że to dorobek wielu lat - oponuje aktor. - To zresztą nie do końca mój świadomy wybór. Nieprawdą jest, że skoro gram w serialach, to jestem nie do wyjęcia przez reżyserów filmowych. Niestety, na dużym ekranie nie pojawiłem się od "Demonów wojny" z 1998 r. Nie mam wyjścia i będę bronił tego, co robię. Zwłaszcza że w każdą z ról wkładam całego siebie. Nie jest też prawdą, że biorę wszystko, co mi proponują. Zasłynął rolami adwokatów, którzy za odpowiednie wynagrodzenie wszelkimi sposobami wyciągają z opałów nawet najgorszych bandziorów.
- Mała rola w serialu wymaga wyrazistości. Staram się grać takich ludzi wkurzająco prawdziwie. Telewizja otrzymała nawet notę rady adwokackiej, że takich indywiduów wśród nich nie ma, jakkolwiek każdy wie, że są. Po tej postaci posypały się propozycje grania czarnych charakterów. Po wcześniejszych rolach kochanków z oczami zamglonymi od miłości nawet mi się to podobało. Nie podejrzewałem, że ktoś może we mnie dojrzeć takie pokłady zła. Teraz już podobne propozycje zmuszony jestem odrzucać. Inaczej, jak zmarły już pan Henryk Bista, w roku o 365 dniach miałbym 400 dni zdjęciowych.
Zupełnie inny typ mężczyzny kreowany przez Piotra Polka to niejaki Ryszard z "Samego życia", który też zaszedł widzom za skórę. Taka reakcja również powinna aktorowi sprawiać satysfakcję, jednak na dłuższą metę zaczyna ciążyć.
- Cokolwiek bym zrobił, zawsze będę zły. Nawet jeśli poniosę staruszce torbę z zakupami, widz będzie się zastanawiał, co chcę przez to uzyskać. Pochodzę z małego miasteczka, gdzie wszyscy mnie znają. Do mojej matki docierają sygnały, że ten Polk jest zupełnie inny niż kiedyś i ciekawe, co w niego wstąpiło... Mama nigdy nie wtrącała się do tego, co robię, ale poprosiła mnie, żebym zmienił swój wizerunek. Trafiła się "Plebania". Pewnie bym się nie zdecydował, gdybym miał grać zwykłego księdza. Ale ten mój zakochał się i zrzucił sutannę. Nagle został odsunięty od wszystkiego, do czego był powołany. Widzów zaczęło interesować, jak się układają jego losy. Jak rozmawia z żoną, kocha się i zakłada rodzinę. Co na to inni. Nie, żadnej z mych ról się nie wstydzę.
Aktor nie zaniedbuje sceny. Od lat współpracuje z Teatrem Syrena, gdzie olbrzymim powodzeniem cieszy się "Klub hipochondryków" autorstwa żony Magdaleny Wołłejko.