Głos jeden na 100 lat

Zmarła Violetta Villas, genialny naturszczyk polskiej estrady

Publikacja: 06.12.2011 01:31

Głos jeden na 100 lat

Foto: Rzeczpospolita

Artystów można dzielić na różne kategorie. Są najlepsi i najbardziej popularni, przełamujący konwencję i dbający o tani poklask. Violetcie Villas należało się absolutne pierwszeństwo w kategorii: artystka niezwykła, nie do podrobienia. I nie dlatego, że przez lata budziła zainteresowanie mediów odmiennością kreacji, poglądów, wreszcie zachowań.

Teraz, gdy w poniedziałek wieczór zmarła w wieku 73 lat w swym Lewinie Kłodzkim, warto przypomnieć, że Czesława Maria Cieślak, znana wszystkim jako Violetta Villas, była największym i absolutnie wyjątkowym talentem, jaki pojawił się na polskiej estradzie w ciągu 100 lat.

Rewia w Olimpii

Kiedy w 1961 r. zaśpiewała pierwszy przebój „Dla ciebie miły", stała się objawieniem. Jeszcze w skromnej sukience i z natapirowanymi włosami zakwalifikowano ją na najbardziej prestiżową imprezę: Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie. Nieprzypadkowo. Świat podziwiał wówczas Ymę Sumac, amerykańską piosenkarkę o głosie obejmującym ponad cztery oktawy. My chcieliśmy pochwalić się naszą Violettą Villas o warunkach nie gorszych od niej, a przy tym bardziej muzykalną, swobodniej poruszającą się w różnych gatunkach: od opery do przebojowej piosenki estradowej. Mogła śpiewać zarówno sopranem koloraturowym, jak i głębokim altem.

Nic dziwnego, że szybko zainteresowali się nią zagraniczni menedżerowie, w 1965 r. zaśpiewała w paryskiej Olimpii, która była wówczas mekką dla największych sław. Zebrała znakomite recenzje. Z Paryża rok później trafiła do Las Vegas już w charakterze gwiazdy tamtejszych programów rewiowych. Występowała w amerykańskiej telewizji, zagrała też małe rólki w trzech filmach Hollywood.

W oczach wielbicieli w PRL zrobiła nieprawdopodobną karierę. Zachwycała burzą blond loków, estradowymi kreacjami, jakie u nas widywano jedynie na filmach z Hollywood, futrem z białych norek. Wczuła się w tę rolę, ale też od tego momentu zaczął się jej zmierzch artystyczny.

Dużo występowała,  ale głównie powtarzała stary repertuar, na czele z wyciskaczem łez, jakim jest jej przebój „Do ciebie mamo". Nowe piosenki ocierały się o kicz i nie wzbudzały zainteresowania.

Dziś, gdy już jej zabrakło, pozostaną fragmenty starych programów telewizyjnych z jej udziałem oraz oczywiście nagrania. Od prostych pioseneczek, takich jak „Przyjdzie na to czas", „Szesnaście lat", „Józek", po wielki repertuar, taki jak habanera z „Carmen" czy pieśń „Granada". I jest jeszcze jej jedyna duża rola filmowa z „Dzięcioła" Jerzego Gruzy. Violetta Villas zagrała tam tak naprawdę siebie – symbol seksu, bo tak ją w początkach lat 70. w Polsce postrzegano. Zmysłowe „Oczy czarne" zaśpiewane w tym filmie  ten jej erotyczny wizerunek podtrzymywały.

Mówiono, że w karierze przeszkadzają jej zbytnia religijność oraz charakter, bo też wiele występów odwoływała, choćby w rewiowym Teatrze Syrena w Warszawie, którego miała być ozdobą po powrocie do kraju. Zajmowała się też działalnością charytatywną, miewała w domu pod opieką po kilkaset psów, kotów oraz kóz. Podobno niekiedy z braku środków do życia wręcz głodowała, ale na zewnątrz nadal była sławną artystką.

Stracona szansa

Dlaczego tak potoczyła się jej kariera? Odpowiedź jest prosta: W pewnym momencie dał o sobie znać brak solidnych podstaw warsztatowych. Ta urodzona w 1938 r. w Liége córka polskich emigrantów była wspaniałym naturszczykiem, jaki zdarza się raz na 100 lat.

Owszem, w młodości brała lekcje śpiewu, niektórzy pedagodzy sugerowali jej nawet, by poświęciła się operze. Ale na drodze Violetty Villas nie pojawił się ktoś, kto by pomógł jej ten niezwykły talent rozwinąć.

A może ona sama nie chciała kogoś takiego spotkać?

Powiedzieli dla „Rzeczpospolitej"

Ryszard Poznakowski | kompozytor

Taki talent rodzi się raz na tysiąc lat. Viola posiadała niebywałą wrażliwość artystyczną. Rzadką u piosenkarek i wokalistek umiejętność budowania roli przy tak małej formie, jaką jest piosenka. U niej każda piosenka była zamkniętą dramaturgicznie całością. Rewiowy Teatr Syrena, gdzie razem pracowaliśmy za dyrekcji Witolda Fillera stał się idealnym miejscem dla jej występów. Viola do każdego utworu wchodziła na scenę w innej kreacji. Zawsze towarzyszył jej balet. Mam wrażenie, że była ostatnią wielką gwiazdą fine de sieclu. Nie boję się powiedzieć, że gdyby żyła Ordonka, zachwyciłaby się jej interpretacją „Do Ciebie mamo", która zawsze w widzach wywoływała wzruszenie i dreszcz emocji. Jednym z jej popisowych numerów w Syrenie była Ligia w satyrycznym wydaniu „Quo Vadis", gdzie jako Neron partnerował jej Kazimierz Brusikiewicz. Tam zaprezentowała się jako wielka diva operowa. Jej okropny charakter zawsze dotyczył impresariów, nigdy muzyków. Kochaliśmy z nią pracować, bo nigdy nie występowała na półgwizdka. Zawsze dawała całą siebie publiczności.

 

Zbigniew Korpolewski | reżyser

Violetta to był fenomenalny głos, artystka, która miała wszelkie dane zyskać międzynarodową sławę. Jedna z najbardziej tragicznych postaci polskiego polskiego showbiznesu. Życie pokazało, że niestety nie udźwignęła tego skarbu, który dała jej Opatrzność. Miała pecha do ludzi, których często sama sobie wybierała. W Las Vegas znalazła się dzięki Władysławowi Jakubowskiemu, wicedyrektorowi Pagartu. To on wprowadził ją na rynki światowe. Przedstawił słynnemu Bruno Coquatrixowi - szefowi paryskiej Olimpii. Wtedy naprawdę pojawiła się szansa na światową karierę. Potem na skutek błędnych decyzji, jej trudnego charakteru ta szansa została zaprzepaszczona. Cóż, wielki głos nie szedł u niej w parze z intelektem. Nie umiała wybierać sobie ludzi. Odsuwała się od tych, którzy ją kochali. Jej mąż z USA, którego odsądzała od czci i wiary wielokrotnie wspominał mi ją z wielką sympatią i miłością. A jednocześnie lgnęli do niej hochsztaplerzy, cwaniacy, którzy wykorzystywali jej naiwność, oddzielali od rzeczywistego świata. Obiecywali budowę zamków na lodzie. Ona lubiła żyć w nierealnym świecie. Prowadząc schronisko była przekonana, że pomaga setkom zwierząt, a nie zdawała sobie sprawy, w jak koszmarnych warunkach żyją i że tak naprawdę stworzyła im piekło. Oglądałem koncerty, kiedy publiczność ją wielbiła, ale i takie, kiedy wręcz krwiożerczo czekała aż wywoła kolejny skandal.

not. Jan Bończa-Szabłowski

Artystów można dzielić na różne kategorie. Są najlepsi i najbardziej popularni, przełamujący konwencję i dbający o tani poklask. Violetcie Villas należało się absolutne pierwszeństwo w kategorii: artystka niezwykła, nie do podrobienia. I nie dlatego, że przez lata budziła zainteresowanie mediów odmiennością kreacji, poglądów, wreszcie zachowań.

Teraz, gdy w poniedziałek wieczór zmarła w wieku 73 lat w swym Lewinie Kłodzkim, warto przypomnieć, że Czesława Maria Cieślak, znana wszystkim jako Violetta Villas, była największym i absolutnie wyjątkowym talentem, jaki pojawił się na polskiej estradzie w ciągu 100 lat.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"