Reklama

Jakub Sewerynik: Żeby żyć siebie samego trzeba dać

Dlaczego nie mówimy o tym co nas boli otwarcie? – śpiewał Stanisław Soyka w legendarnej „Tolerancji”. To pytanie niezwykle mocno wybrzmiało wraz z niespodziewaną śmiercią artysty.

Publikacja: 31.08.2025 17:20

Stanisław Soyka

Stanisław Soyka

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

„U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone” (Łk 12,7), czyli o tym, co nas wzmacnia

Tekst, który był kiedyś pozycją obowiązkową przy każdym wakacyjnym ognisku, powrócił z ogromną siłą rażenia. Proste, krótkie wersy odczytałem na nowo jako prorockie wołanie, które aktualne było zarówno w latach dziewięćdziesiątych i pozostaje aktualne dziś. Na potrzeby koncertu charytatywnego zatytułowanego „Tolerancja” (stąd nieoczywisty skądinąd tytuł piosenki) na rzecz wsparcia osób cierpiących na AIDS brakowało klamry muzycznej, spinającej występy gwiazd. Podobno Soyka skomponował utwór, znany też jako „Na miły Bóg”, pod presją czasu, „na kolanie, w rumorze domowym”. Jak wspominał, zebrał „pewne sugestie, założenia ewangeliczne, które znamy wszyscy, ale nie odnosimy ich sprawnie do sytuacji, które dotyczą nas i bliźnich”. Refleksja Soyki wydaje się ponadczasowa i warto ją rozwinąć.

Czytaj więcej

Stanisław Soyka nie żyje. Grał akustycznie przed Claptonem, śpiewał „Tolerancję"

„Na miły Bóg”, czyli utwór, który powstał pod presją czasu

Unikanie trudnych tematów jest zarówno wygodne, jak i bezpieczne. Nieostrożna uwaga, krótki komentarz mogą naruszyć poprawność polityczną, interesy czy urazić uczucia, a tym samym skutkować nieprzyjemnościami. Można narazić się na ostracyzm, stracić znajomych, kontrakt albo pracę. Lepiej więc milczeć, zbudować „ścianę wokół siebie”, i udawać, że podziela się opinię większości. Poza tym prawda nie zawsze pasuje do pożądanej narracji, jest niewygodna, a nawet boli.

Po śmierci muzyka katolicki, międzynarodowy portal zamieścił tekst, o tym, że artysta był wychowankiem ruchu oazowego, uważał się za członka pokolenia JPII, skomponował muzykę do „Tryptyku rzymskiego” Karola Wojtyły. Zagrał też koncert przed Janem Pawłem II.

Reklama
Reklama

Jednak relacja Soyki z wiarą i Kościołem nie jest oczywista. Tekst milczy o rozwodzie artysty, który będąc mężem i ojcem wdał się w głośny romans, skutkujący rozpadem rodziny. Milczy o powtórnym związku muzyka, w którym przeżył ponad ćwierć wieku. Wątek ten nie pasuje do pobożnej narracji? Toutes proportions gardées, to jakby pisać o św. Pawle z pominięciem jego udziału w kamienowaniu św. Szczepana, albo o św. Augustynie z pominięciem jego burzliwych lat poprzedzających nawrócenie. Dlaczego nie można napisać otwarcie, a jednocześnie z pewną wrażliwością, skoro muzyk sam, szczerze opowiadał o błędzie, jakim był romans? Dlaczego pomija się fakt, że druga żona odmieniła jego życie i pomogła mu stać się lepszym człowiekiem? Częstą odpowiedzią na tak postawione pytanie jest uwaga, że kogoś może to „zgorszyć”... Ciekawe, że redaktorzy nie obawiają się zgorszenia dezinformacją.

Czytaj więcej

Ostatnie nagranie Stanisława Soyki. Wraz ze wzruszającym komentarzem opublikowała je Natalia Grosiak

Stanisław Soyka, człowiek z krwi i kości

Razi mnie brak dostrzeżenia okazji, by pokazać nie tylko wielkiego artystę, ale człowieka z krwi i kości. Osobę, która w życiu dokonała zarówno rzeczy wspaniałych, jak i popełniła karygodne błędy. Potrafiła je jednak dostrzec, zrozumieć, żałować i dokonać zmiany. Opisany przez kościelny portal koncert przed Janem Pawłem II odbył się w czasie, gdy Soyka pozostawał już w drugim małżeństwie. W czasie owacji papież miał powiedzieć do artysty: „brawo”.

Czy wielkie dzieło mogło zostać skomponowane przez człowieka żyjącego niezgodnie z nauką Kościoła? Oczywiście, że mogło. Czyż jednak nie fascynującą jest opowieść o zmaganiach kompozytora, który po osiągnięciu dna dokonuje osobistej przemiany, wychodzi na prostą, stara się być uczciwym i empatycznym człowiekiem wierzącym w Boże miłosierdzie? Zdecydowanie bardziej porusza mnie taka historia niż landrynkowa wersja biografii, która aż świeci się od sztucznych barwników i wzmacniaczy smaku.

Zawsze polityka, ale nuncjusz nie jest zwykłym dyplomatą

„Problemy twoje, moje, nasze boje, polityka…” - to początek drugiej zwrotki szlagieru. Polityka jest wszechobecna, także w Kościele. Zawołanie „Na miły Bóg!” wydaje się adekwatną reakcją na zdjęcie zamieszczone w portalu Nuncjatury Apostolskiej w Polsce, czyli oficjalnego przedstawicielstwa Państwa Watykańskiego. Widać na nim, jak abp Antonio Guido Filipazzi wręcza kończącemu misję ambasadorowi Rosji, Siergiejewowi Andriejewowi pamiątkowy talerz. Dość rutynowe wydarzenie (aktualności na stronie Nuncjatury to właściwie tylko podobne pożegnania i powitania ambasadorów) wywołało istotny skandal.

Czytaj więcej

Dyplomatyczny zgrzyt. Ambasador Rosji na przyjęciu u nuncjusza w Warszawie
Reklama
Reklama

Media przypomniały, że ambasador Rosji, pełniący służbę od 2014 r., wielokrotnie prowokował i bulwersował opinię publiczną. W 2016 r. obarczył Polskę częściową odpowiedzialnością za wybuch II wojny światowej. Domagał się również bezwarunkowego uznania „wiecznego długu wdzięczności wobec żołnierzy radzieckich”, którzy ginęli wyzwalając polskie ziemie z niemieckiej okupacji. Z kolei w marcu 2024 r., po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjską rakietę, zignorował wezwanie polskiego MSZ. Gest nuncjusza mógł zatem zostać odebrany jako pożegnanie z honorami, tym bardziej, że na zdjęciu obu ekscelencji (nuncjusz w stroju biskupim) trzymających okolicznościowy podarunek można dopatrzeć się uśmiechów...

Zarazem zaledwie dzień później, podczas środowej audiencji generalnej papież Leon XIV poprosił wiernych o przeżycie piątku, 22 sierpnia, „podejmując post i modlitwę, błagając Pana, aby obdarzył nas pokojem i sprawiedliwością oraz otarł łzy tych, którzy cierpią z powodu trwających konfliktów zbrojnych”. Papież wyraźnie odniósł się do wojen w Ziemi Świętej i Ukrainie, zaznaczając, że to nie jedyne konflikty „kaleczące” nasz glob. Apel Ojca świętego stanowi kolejne wezwanie, wpisujące się w charakterystyczne dla tego pontyfikatu nieustanne nawoływanie do zakończenia wojen i zaprowadzenia pokoju. Jak się więc ma apel papieża do gestu jego przedstawiciela? Jak połączyć utrwalone na zdjęciu uśmiechy z ocieraniem łez ofiar agresji?

Czytaj więcej

Jakub Sewerynik: Małżeństwo, czyli umowa, instytucja, przymierze, sakrament

Możliwe, że zdjęcie skrywa tajemnicę - dyplomacja jest przecież sztuką poufnych rozmów, których szczegóły znane są wąskiemu gronu wtajemniczonych. Może gest nuncjusza umożliwił załatwienie jakiejś trudnej sprawy? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że nuncjusz nie jest zwykłym dyplomatą. Pełni ważne funkcje kościelne, sprawuje publicznie liturgię w różnych częściach Polski i głosi homilie. Można więc zadać pytanie, czy nie mamy tu do czynienia z niepokojącym połączeniem funkcji politycznych i duchownych, skutkujących trudnymi w odbiorze społecznym zdarzeniami, które mogą… – no właśnie – „gorszyć”?

A może wszystkiemu winne są służby medialne Nuncjatury? Może nuncjusz z ważnych (w skali międzynarodowej) powodów nie mógł uniknąć wspólnego zdjęcia? Może byłoby dyplomatycznym błędem niezamieszczenie zdjęcia na stronie internetowej Nuncjatury? Ale czy rzeczywiście kadr musiał być tak skomponowany, a nuncjusz musiał się uśmiechać? Czy doświadczony dyplomata nie powinien wiedzieć, jaki oddźwięk wywoła takie zachowanie? I czy na pewno dyplomatyczny uzysk jest ważniejszy od rzeczywistego „zgorszenia”, które zdjęcie to wywołało? Może wystarczyłoby „wrażliwe słowo” nuncjusza, nawiązujące do apelu papieża o pokój? Strona Nuncjatury jednak dyplomatycznie milczy w tym temacie.

Na marginesie można zadać pytanie o sens watykańskiej służby dyplomatycznej w obecnym kształcie. Z pewnością status ambasadora zapewnia Państwu Watykańskiemu kanały komunikacji, których nie mają inne kościoły i religie, a tym samym pozwala docierać do najważniejszych przedstawicieli władz danego państwa z ważnymi interwencjami.

Reklama
Reklama

Połajanka Jego Ekscelencji

Tradycyjnie nuncjuszem jest biskup (najczęściej arcybiskup tytularny), a więc duchowny wysokiego szczebla. To specyficzna ścieżka kariery duchownej, w której akcent na pracę duszpasterską musi ustąpić przed karierą urzędniczą. Nie mam wystarczającej wiedzy, aby oceniać zasadność takiego modelu dyplomacji, jednak kontrowersje wokół nuncjuszy w Polsce skłaniają do postawienia pytania o przegląd i ewentualną reformę tej funkcji. „Kto jest bez grzechu niechaj pierwszy rzuci kamień” (por. J 8,7) śpiewał Soyka. Może więc krytyka zachowania nuncjusza nie jest na miejscu? Kim jest radca prawny, aby pozwalać sobie na „połajankę” Jego Ekscelencji? Pewnie chce zyskać aprobatę antyklerykałów i lewackiej elity - już takie uwagi widziałem. Wracam więc do Soyki: „Dlaczego nie możemy mówić o tym co nas boli otwarcie”? Dlaczego nie potrafimy rozmawiać - przyjąć uzasadnionej krytyki lub się do niej odnieść, podając wyjaśnienie lub po prostu przepraszając za błąd? Dlaczego ewentualna odpowiedź musi być „ciętą ripostą”, najlepiej ad personam? “Wrażliwe słowo wystarczy”.

Często można odnieść wrażenie, że tak naprawdę nikt nie jest zainteresowany wymianą poglądów i nie dopuszcza nawet możliwości rewizji założeń. Dyskusja jest możliwa, ale tylko w gronie osób, które mają co do zasady zbieżne poglądy, a różnią się w pewnych mało istotnych szczegółach.

Czytaj więcej

Przeprowadzono sekcję zwłok Stanisława Soyki. Prokurator ujawnia jej wyniki

Soyka już na początku lat 90-tych dostrzegał niebezpieczeństwo „budowania ściany wokół siebie”

Soyka już na początku lat 90-tych dostrzegał niebezpieczeństwo „budowania ściany wokół siebie”, które obecnie, w dobie social-mediów skutkuje polaryzacją społeczeństwa i rzeczywistym brakiem możliwości rozmowy z osobami o innych poglądach, narodowości czy kolorze skóry. Po co więc sobie szkodzić wchodząc w dyskusję? Artysta przekonuje jednak, że „życie nie tylko po to jest by brać” i „bezczynnie stać”. „Żeby żyć siebie samego trzeba dać”, a to kosztuje. Kosztowało go na pewno mówienie o swoich błędach, ale patrząc na liczne, wzruszające reakcje po jego śmierci - był bliski ludziom z różnych środowisk. Jego życiorys i postawa życiowa porusza wielu. Często można zasypać dzielącą nas przepaść „wrażliwym słowem, czułym dotykiem”. Bardzo tego potrzebujemy, bo „daleko raj, gdy na człowieka się zamykasz”.

Autor jest radcą prawnym, mediatorem

„U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone” (Łk 12,7), czyli o tym, co nas wzmacnia

Tekst, który był kiedyś pozycją obowiązkową przy każdym wakacyjnym ognisku, powrócił z ogromną siłą rażenia. Proste, krótkie wersy odczytałem na nowo jako prorockie wołanie, które aktualne było zarówno w latach dziewięćdziesiątych i pozostaje aktualne dziś. Na potrzeby koncertu charytatywnego zatytułowanego „Tolerancja” (stąd nieoczywisty skądinąd tytuł piosenki) na rzecz wsparcia osób cierpiących na AIDS brakowało klamry muzycznej, spinającej występy gwiazd. Podobno Soyka skomponował utwór, znany też jako „Na miły Bóg”, pod presją czasu, „na kolanie, w rumorze domowym”. Jak wspominał, zebrał „pewne sugestie, założenia ewangeliczne, które znamy wszyscy, ale nie odnosimy ich sprawnie do sytuacji, które dotyczą nas i bliźnich”. Refleksja Soyki wydaje się ponadczasowa i warto ją rozwinąć.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ach, ta głupia AI
Materiał Promocyjny
Sieci kampusowe – łączność skrojona dla firm
Rzecz o prawie
Katarzyna Batko-Tołuć: Obrona ludności bez ludności?
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Co by powiedział Cyceron
Rzecz o prawie
Robert Damski: Chodzi o prawo i sprawiedliwość
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Rzecz o prawie
Leszek Kieliszewski: Krótka historia krypto zakończona bublem prawnym
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama