Za tobą sześć weekendów z ZORZĄ. Jakie są pierwsze wrażenia? Czy wszystko się udało, coś cię szczególnie zaskoczyło?
Przy projektach takiej skali, czułbym się odrobinę niepoważnie zaklinając rzeczywistość i dołączając do narracji pt. „wszystko się udało na 1000 proc.”, ale mam szczere poczucie, że udało się bardzo dużo, a na pewno wystarczająco wiele żebym na koniec dnia czuł się bardzo spełniony po tym debiucie. Mamy mnóstwo nowych informacji, dowiedzieliśmy się bardzo wiele i wszystkie te dane wykorzystamy przy budowaniu kolejnych edycji ZORZY wspieranej przez T-Mobile.
Festiwali muzycznych mamy już sporo, jak więc rodziła się formuła ZORZY, by wniosła nową jakość?
Podchodzimy do budowania naszego festiwalu myśląc o wieloletnim procesie ulepszania formuły, przesuwania granic. Liczba innych festiwali na rynku wzrasta, odbieramy to jako dobrą rzecz. Wychodzę z założenia, że każda przestrzeń, która da ludziom chwilę wytchnienia w objęciach kultury, to dobra przestrzeń. My próbujemy stworzyć miejsce, gdzie ludzie będą mogli zobaczyć połączenia, które wydają się znajome, przez udział artystów, których odbiorcy znają, w kombinacjach wcześniej niespotykanych. Chodzi o to, żeby w zalewie jednak bardzo podobnych formatów, gdzie ci sami artyści wykonują te same programy, zaproponować coś innego. Poza tym, mamy program FENOMEN, wspierający młodych artystów, wydajemy książkę z opowiadaniami inspirowanymi mini-albumem „tylko haj” , który też powstał w ramach ZORZY, mamy film w reżyserii Daniela Jaroszka do albumu „Bumerang”. Jestem pewien, że z każdą następną edycją, tych odnóg ZORZY, będzie wyrastało jeszcze więcej.
Wychodzę z założenia, że każda przestrzeń, która da ludziom chwilę wytchnienia w objęciach kultury, to dobra przestrzeń. My próbujemy stworzyć miejsce, gdzie ludzie będą mogli zobaczyć połączenia, które wydają się znajome, przez udział artystów, których odbiorcy znają, w kombinacjach wcześniej niespotykanych.
Czy FENOMEN jako forma mecenatu powstał dlatego, że pamiętasz jeszcze jak trudno jest zacząć i wiesz, że trzeba pomagać tym, którzy startują?
Niekoniecznie. To znaczy, zdecydowanie wiem, że trzeba pomagać tym, którzy startują, albo tym, którzy z jakiegoś powodu jeszcze nie zgromadzili wokół siebie wystarczająco dużego zamieszania. Mówienie o innych artystach, zwracanie uwagi szerszej publiczności na twórczość, która do mnie trafia i mnie osobiście porusza, to niesamowity przywilej i ogromna przyjemność. Cieszę się, że mogę przekierować zaufanie, którym ludzie obdarzyli mnie, w miejsce, które, moim zdaniem, na to zasługuje. A artystów, tak jak i festiwali, jest coraz więcej. Nie lubię jednak na tym etapie myśleć o sobie w charakterze jakiegoś wielkiego altruisty, jest to raczej bardzo naturalny mechanizm, wynikający z potrzeby szukania jakości i serca wokół.