Po czerwonym dywanie pod białym baldachimem kroczyli goście zaproszeni do Teatru Wielkiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przybyło kilkaset osobistości z kraju i z zagranicy, m.in. prezydenci: Chorwacji, Czarnogóry, Estonii, Łotwy, Macedonii, Serbii, Słowacji i Litwy, a z polskich polityków marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, były prezydent Aleksander Kwaśniewski, byli premierzy: Tadeusz Mazowiecki, Jan Krzysztof Bielecki, Jan Olszewski, Józef Oleksy i Jarosław Kaczyński, oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
Przybyła też Anna Walentynowicz, legenda gdańskiej opozycji. Nie było za to Lecha Wałęsy. Nie został zaproszony, bo – jak wyjaśniał Lech Kaczyński w wywiadzie dla TVP Info – trudno wymagać, „by siadał przy jednym stole z człowiekiem, który go w sposób niezwykle grubiański lżył”.
Na znak protestu przeciw wykluczeniu Wałęsy w gali nie wziął udziału premier Donald Tusk. Nie było też wicepremierów Grzegorza Schetyny i Waldemara Pawlaka. Rząd reprezentował jedynie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, a i on nie ukrywał, że robi to wyłącznie z obowiązku, jaki spoczywa na szefie polskiej dyplomacji.
Rzucała się też w oczy nieobecność prezydentów Ukrainy Wiktora Juszczenki oraz Gruzji Micheila Saakaszwilego. Obaj spotkali się po południu z Lechem Kaczyńskim, po czym odjechali do swoich krajów. Iryna Wannikowa, rzeczniczka prezydenta Ukrainy, powiedziała „Rz”, że Juszczenko nie mógł uczestniczyć w gali z powodu ważnych obowiązków i uprzedzał o tym gospodarzy.
Lech Kaczyński, otwierając uroczystość, mówił, że 11 listopada 1918 r. dał początek II RP, która wydała jedno z najlepszych pokoleń w naszej historii: pokolenie Kolumbów. – Odnieśliśmy triumf 90 lat temu, zwyciężyliśmy przed 20 laty, jestem przekonany, że zwyciężymy także w przyszłości – mówił.