Coraz częściej firmy w Polsce w ogłoszeniach o pracę podają polskie nazwy stanowisk. Rodzime określenia są też częściej używane w biznesie. Zdaniem specjalistów powody są dwa: mniej osób zgłaszało się na stanowisko określone w obcym języku i pracodawcy przestali się wstydzić polskiego nazewnictwa.
– To nowy trend, który widać chociażby przy wręczaniu wizytówek – przyznaje Izabela Kielczyk, psycholog biznesu. – Coraz częściej spotykam się z sytuacjami, gdy biznesmeni umieszczają tam polskojęzyczną nazwę swojego stanowiska.
Maciej Gnyszka z firmy Gnyszka Fundraising Advisors zajmującą się pomocą w pozyskiwaniu funduszy m.in. dla organizacji pozarządowych na wizytówce ma napis „dyrektor zarządzający". – Kilka lat korzystałem z anglojęzycznej nazwy, ale przy ostatniej wymianie wizytówek zdecydowałem się na polską – mówi „Rz". Przyznaje, że pomaga mu to w pracy. – Zwłaszcza gdy kontaktuję się z indywidualnymi darczyńcami. Jeśli na wizytówce mam napisane „fundraiser director", to tworzy to niepotrzebną barierę. Człowiek od razu sobie myśli, że to jakiś bogaty biznesmen zachęca go, żeby swoje 30 zł przeznaczył na jakiś charytatywny cel, i czuje się onieśmielony.
Ale zmiany nazwy firmy na polski odpowiednik nie rozważał – z powodu dobrze brzmiącego skrótu angielskiej wersji: GFA.
– Rzeczywiście trend, choć powoli, to jednak się odwraca i nadchodzi czas polskojęzycznych nazw – cieszy się Monika Zakrzewska z departamentu rynku pracy w Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. – Promuję to od wielu lat – podkreśla i dodaje, że na własnej wizytówce umieściła tytuł po polsku. – Choć mam też specjalne wizytówki po angielsku, które zabieram na wyjazdy zagraniczne – mówi.