- Uroczystość, której przewodniczył kardynał Kazimierz Nycz, była piękna i godna – cieszy się Bogdan Kasprowicz, przewodniczący rady parafialnej kościoła ormiańsko-katolickiego w Gliwicach, który przyjechał do Lwowa. – Hierarcha wreszcie wrócił do swoich.
Starania o ponowny pochówek arcybiskupa na tej nekropolii, zwłaszcza negocjacje z ukraińskimi władzami miasta, trwały kilkanaście lat. Mogiła arcybiskupa była pusta, bo choć wielki polski patriota spoczął na Cmentarzu Orląt w 1938 r., jego szczątki potajemnie ekshumowali wychowankowie duchownego, prawdopodobnie w latach 70., bojąc się ich profanacji przez komunistów, którzy chcieli zlikwidować cmentarz - symbol polskości Lwowa.
Przedstawiciele władz ukraińskich obawiali się demonstracji Polaków podczas uroczystości, toteż Rada Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa poprosiła, by pochówek miał charakter czysto religijny i na cmentarzu nie było przemówień.
Wielu uczestników uroczystości żałowało, iż do Lwowa nie dotarł ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duszpasterz polskich Ormian. Po ataku na niego zamieszczonym w „Ukraińskiej Prawdzie" zdecydował, iż zostanie w kraju.
– Specjalnego żalu, że księdza nie ma, nie odczuwam – nie kryje sekretarz Rady Pamięci Ochrony Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert. - Choć ksiądz przyczynił się do tego, iż do uroczystości doszło, niesłusznie zarzucał Radzie, iż informacje o pochówku były przez nas ukrywane.