Już wczoraj w miasteczku zaczął pracę policyjny sztab kryzysowy. Ma pomagać komornikowi w wyegzekwowaniu wyroków sądu z Puław, zgodnie z którymi byłe zakonnice muszą opuścić klasztor. Gdy zgromadzenie wpłaciło 56 tys. zł kosztów, komornik wyznaczył zbuntowanym termin wyjścia z budynków właśnie na 10 października.
Czy zakonnice wyjdą dobrowolnie? Ani komornik, ani policja, ani służby kościelne nie mają z nimi kontaktu. Od kilku miesięcy siostry żyją zabarykadowane w budynkach. Z nikim nie rozmawiają. Nie reagują też na żadne pisma ani wezwania. Dlatego komornik musi brać pod uwagę rozwiązanie siłowe.
– To jest akcja bez precedensu nie tylko na skalę ogólnopolską, ale i europejską – mówi Iwona Karpiuk-Suchecka, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej. – Dołożymy starań, by nic złego się nie wydarzyło. Mam nadzieję, że po wejściu komornika wszystko odbędzie się spokojnie, byłe zakonnice dobrowolnie opuszczą klasztor i nie będzie potrzeby prosić o pomoc policji.
Ta jednak jest przygotowana na wszelkie ewentualności. W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Lublinie od kilku dni pracuje sztab kryzysowy. Do akcji zmobilizowanych zostało ponad 150 funkcjonariuszy, głównie kobiet, które mają asystować komornikowi. – W pogotowiu są kościelni i policyjni psychologowie oraz negocjatorzy – informuje Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. – Będziemy zabezpieczać miejsce, by nikomu nic się nie stało.
Wczoraj policja zabezpieczyła parking, który przylega do murów klasztoru, i przygotowała drogi ewakuacyjne. Na czas akcji mają tam stanąć wozy straży pożarnej i karetki, a nawet szpital polowy. Komornik ma się zjawić u bram klasztoru o godz. 9. Jeśli nikt mu nie otworzy, wyważy drzwi z pomocą ślusarza, a następnie każdą z byłych zakonnic poprosi o dobrowolne opuszczenie budynków. Autobusy mają je rozwieźć do rodzin lub domów rekolekcyjnych na Lubelszczyźnie.