Jolanta Hajdasz filmem „Zapomniane męczeństwo", którego premiera odbyła się w poniedziałek wieczorem w warszawskim Domu Dziennikarza, przypomina postać męczonego w stalinowskim więzieniu sekretarza Stefana Wyszyńskiego – Antoniego Baraniaka. I mimo iż śledczy IPN umorzyli śledztwo w tej sprawie, mówi bez cienia wątpliwości: – Umorzenie śledztwa jest niesprawiedliwe. Sprawę powinien ocenić sąd.
Arcybiskup Antoni Baraniak, metropolita poznański, a wcześniej sekretarz prymasów Augusta Hlonda i Stefana Wyszyńskiego, został uwięziony 25 września 1953 r. W więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie przebywał do grudnia 1955 r. Wyszedł wycieńczony. Ubecy chcieli wykorzystać go jako świadka w procesie publicznym, który planowali wytoczyć prymasowi Wyszyńskiemu. Nie udało im się jednak złamać duchownego.
– Biskup był bity, siedział w ciemnicy, przez miesiące nie dopuszczano do niego lekarza – opowiada Hajdasz, która dotarła też do świadków jego życia.
Lekarka Milada Tycowa, która opiekowała się nim przed śmiercią, widziała na jego plecach blizny. Choć o uwięzieniu nie mówił, przyznał wtedy, że są „pamiątką po pobycie w więzieniu". Siostrom przed śmiercią wyznał, że cierpienia związane z nowotworem trzustki są niczym w porównaniu z tym, co przeżył na Rakowieckiej. Tylko raz w gronie księży powiedział o wilgotnej ciemnicy, w której trzymano go nago bez jedzenia osiem dni.
Prymas Wyszyński na jego pogrzebie w 1977 r. powiedział, że bp Baraniak był dla niego „osłoną", bo to na niego „spadły główne oskarżenia i zarzuty". „Domyślałem się, że mój względny spokój w więzieniu zawdzięczam jemu, bo on wziął na siebie jak gdyby ciężar całej odpowiedzialności prymasa Polski" mówił Wyszyński.