W ciągu ostatnich czterech lat w Polsce przybyło 20 biskupów – najwięcej pomocniczych. To spośród nich – o czym niedawno pisała „Rz" – będą pochodzili przyszli ordynariusze, którzy pokierują polskim Kościołem.
Okazuje się, że mimo apeli części środowisk katolickich, największe szanse na sakrę biskupią nadal mają urzędnicy kurialni, księża pracujący w Watykanie oraz wykładowcy w seminariach duchownych. Rzadsze są przypadki, gdy biskupem zostaje kapłan długo pracujący w parafii, który z bliska poznał problemy wiernych.
Procedura wyboru biskupa nie jest prosta ani krótkotrwała. Najpierw nuncjusz apostolski przeprowadza otoczone tajemnicą konsultacje z duchownymi, a czasem i świeckimi, w sprawie potencjalnych kandydatów. Później wysyła do Watykanu tzw. terno, czyli listę z trzema nazwiskami proponowanymi papieżowi. Tam pochylają się nad nią urzędnicy z Kongregacji ds. Biskupów.
Często zdarza się, że lista wraca i wówczas wszystko zaczyna się od nowa. Cały proces kończy się dopiero, gdy papież zaakceptuje kandydata, a on przyjmie nominację.
Przez tę procedurę przeszli właśnie księża Rafał Markowski oraz Józef Górzyński, którzy na początku listopada zostali biskupami w Warszawie. Obaj urzędnicy kurialni, choć z pewnym doświadczeniem pracy w parafii.