Pewne jest jedno: Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy pod hasłem walki z wszechobecną korupcją i uczyniło wiele, by swój przedwyborczy program zrealizować, czego dowodem jest poprawiająca się od dwóch lat pozycja naszego kraju w indeksie percepcji korupcji sporządzanym przez Transparency International.
Natomiast Platforma doszła do władzy pod hasłem walki z PiS. PO zaczyna swe urzędowanie od deklaracji, że zamierza się rozprawiać z korupcją w inny sposób niż PiS. Inaczej nie musi, niestety, oznaczać lepiej. PO chce przenieść punkt ciężkości w walce z korupcją na eliminowanie jej przyczyn, czyli usuwanie korupcjogennych przepisów prawnych. Czyli mniej akcji agentów w kominiarkach zatrzymujących skorumpowanych przestępców, ale za to więcej prawniczych akcji agentów w białych kołnierzykach tropiących umożliwiające korupcję luki prawne.
Przedsmak tych zmian już mamy. Na czele ABW nie stoi już Bogdan Święczkowski, ministrem sprawiedliwości niedługo przestanie być Zbigniew Ziobro, z fotelem szefa CBA zapewne będzie się musiał pożegnać Mariusz Kamiński, a samo Centralne Biuro Antykorupcyjne być może rychło zostanie wchłonięte przez bliżej nieokreśloną policję finansową. Natomiast twarzą PO w walce z korupcją prawdopodobnie zostanie Julia Pitera.
Który sposób walki z korupcją jest skuteczniejszy? Wydaje się, że tylko zastosowanie obu równocześnie może przynieść oczekiwany rezultat. Albowiem podobnie jak spór: myć nogi czy ręce, równie dawno został rozstrzygnięty spór o to, czy lepiej zapobiegać przestępstwom, czy łapać przestępców. Trzeba i zapobiegać, i łapać. A zatem Julia Pitera powinna nie tylko metodycznie eliminować korupcjogenne przepisy, ale też nie zapominać o częstym zakładaniu kominiarki.