Tomasz Krzyżak: Pedofilia zamieciona po dywan

PiS zabił własne, choć niechciane, dziecko. Zamiast pójść na wojnę z pedofilią wybrało walkę z mityczną seksualizacją.

Publikacja: 29.07.2023 13:08

Minister edukacji Przemysław Czarnek

Minister edukacji Przemysław Czarnek

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Zapowiedzi były szumne. Państwowa komisja ds. pedofilii, która powstała w 2019 r. w reakcji na film braci Sekielskich o pedofilii w Kościele, miała zająć się tym problemem także w innych środowiskach. Przyznano jej duże uprawnienia – w tym m.in. prawo do wpisywania sprawców przestępstw pedofilskich sprzed wielu lat do specjalnego rejestru. 

PiS od początku traktowało jednak komisję jak niechciane dziecko. Ustawa o jej powołaniu przeszła przez parlament dość szybko, prezydent też nie zwlekał z podpisem. Schody zaczęły się później. Przez blisko rok żaden z podmiotów uprawnionych do tego, by zgłosić kandydatów na członków komisji nie zrobił tego. Potrzebny był kolejny film Sekielskich i kolejna debata ogólnospołeczna. W końcu komisję – w połowie 2020 r. – powołano. Dano jej wielomilionowy budżet, wynajęto biura, zatrudniono pracowników. W praktyce komisja zaczęła działać dopiero w listopadzie 2020.

Czytaj więcej

Polityczne starcie o wychowanie dzieci

Początki wydawały się obiecujące. Szef komisji, prof. Błażej Kmieciak, wziął się za pedofilię w Kościele. Trudno się temu w zasadzie dziwić – takie było oczekiwanie społeczne. Ale próbowano zbadać skalę zjawiska także w innych środowiskach. Bez powodzenia – organizacje harcerskie, sportowe, inne niż Kościół katolicki kościoły i związki wyznaniowe – wystąpienia komisji właściwie lekceważyły. Jej członkowie dość szybko odkryli, że narzędzia, które dano im do pracy to buble prawne. Ale apele do polityków o to, by zmienić ustawę o komisji pozostawały bez odzewu. Obudził się w końcu prezydent. Z jego inicjatywy ustawę ostatecznie zmieniono – tak jak chciała tego komisja.

Czytaj więcej

Lex Czarnek 3.0 po pierwszym czytaniu w Sejmie. Co zawiera nowa ustawa

Po nowelizacji prof. Kmieciak uznał, że skoro komisja będzie prowadziła swego rodzaju procesy, których efektem będzie orzeczenie o wpisaniu kogoś na listę przestępców seksualnych, to on nie będąc prawnikiem nie powinien stać na jej czele. W kwietniu zrezygnował. Sejm, który powinien wybrać nowego przewodniczącego, uznał, że sprawa nie jest istotna. W maju z funkcji wiceprzewodniczącego i w ogóle ze składu komisji odszedł mec. Andrzej Nowotarski. Komisja została sparaliżowana. A Sejm? Po raz kolejny uznał, że temat pedofilii w Polce nie jest tematem najważniejszym. Z uzupełnieniem składu komisji można poczekać na czas powyborczy – niech zajmie się tym kolejny Sejm. Kiedy będzie mógł to zrobić? Patrząc na kalendarz i biorąc pod uwagę to, że jesienią politycy – niezależnie od tego, która opcja zwycięży – będą zajęci formowaniem nowego gabinetu, rozdawaniem stanowisk w ministerstwach, państwowych spółkach można śmiało powiedzieć, że temat komisji wróci zimą, a może nawet dopiero w przyszłym roku.

Czytaj więcej

Konrad Ciesiołkiewicz: Instrumentalna troska rządu PiS o młodych

Tym samym można śmiało postawić tezę, że PiS zabiło własne dziecko. Nie było co prawda zbytnio pożądane, przyjęto je tylko po to, by uspokoić oburzone na Kościół społeczeństwo. Ale jednak wiele osób wiązało z komisją pewne nadzieje, wielu pokrzywdzonych zaufało jej i złożyło swoje świadectwa. I co teraz? Swoim podejściem do sprawy tak błahej jak uzupełnienie składu komisji PiS jasno i wyraźnie pokazało, że tak naprawdę powołanie urzędu do walki z pedofilią było tylko czczą gadaniną, zwykłym populizmem. A przecież można było uczciwie. Nie robić nikomu nadziei, dać miliardy, które wydano na utworzenie komisji, organizacjom pozarządowym, które działają w obszarze praw dzieci. Wydać je na pomoc dla pokrzywdzonych. PiS wybrało inną drogę. Udało najpierw, że problem dostrzega, po czym „zamiotło go pod dywan”. Uznało, że lepiej jest walczyć z rzekomą seksualizacją dzieci w polskich szkołach niż działać przeciwko pedofilom. Trudno się w zasadzie dziwić. Wszak podobne myślenie prezentuje także o. Tadeusz Rydzyk, bliski sojusznik Jarosława Kaczyńskiego i ministra edukacji Przemysława Czarnka.

Zapowiedzi były szumne. Państwowa komisja ds. pedofilii, która powstała w 2019 r. w reakcji na film braci Sekielskich o pedofilii w Kościele, miała zająć się tym problemem także w innych środowiskach. Przyznano jej duże uprawnienia – w tym m.in. prawo do wpisywania sprawców przestępstw pedofilskich sprzed wielu lat do specjalnego rejestru. 

PiS od początku traktowało jednak komisję jak niechciane dziecko. Ustawa o jej powołaniu przeszła przez parlament dość szybko, prezydent też nie zwlekał z podpisem. Schody zaczęły się później. Przez blisko rok żaden z podmiotów uprawnionych do tego, by zgłosić kandydatów na członków komisji nie zrobił tego. Potrzebny był kolejny film Sekielskich i kolejna debata ogólnospołeczna. W końcu komisję – w połowie 2020 r. – powołano. Dano jej wielomilionowy budżet, wynajęto biura, zatrudniono pracowników. W praktyce komisja zaczęła działać dopiero w listopadzie 2020.

Pozostało 81% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Ryzykowne tweety Donalda Tuska. Czym grozi internetowa publicystyka premiera?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Orędzie Szymona Hołowni. Marszałek Sejmu walczy o polityczny tlen
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Sondaż. Hołownia ma powody do zmartwień dziś. Jutro też nie rysuje się na różowo
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zamach na Roberta Ficę. Upiorna symbolika po zabójstwie Jána Kuciaka
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Jeśli jest wtorek, to Donald Tusk zestawia PiS z Rosją. Jaki ma cel?