Reklama

„Tydzień bez aborcji” na Białorusi. Kraj przeżywa katastrofę demograficzną

Masowa ucieczka Białorusinów za granicę sprawiła, że w kraju już brakuje lekarzy, kierowców czy nauczycieli. Reżim sprowadza pracowników z trzeciego świata.

Publikacja: 24.10.2025 04:30

Aleksandr Łukaszenko

Aleksandr Łukaszenko

Foto: REUTERS/Ramil Sitdikov

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie działania propagandowe podejmują białoruskie władze w celu promowania „wartości rodzinnych”?
  • Dlaczego masowa emigracja stanowi poważny problem dla białoruskiej gospodarki?
  • Jak zmienia się demografia Białorusi w porównaniu do innych krajów regionu?
  • Jakie są skutki niedoboru specjalistów na białoruskim rynku pracy?
  • Jakie plany ma białoruski rząd wobec imigracji zarobkowej z krajów trzeciego świata?

Białoruskie władze przeprowadziły „Tydzień bez aborcji” (14–21 października). W tym samym czasie we wszystkich szkołach, uniwersytetach i instytucjach oświaty ruszyła akcja propagandowa na rzecz promowania „wartości rodzinnych”.

Reklama
Reklama

Specjaliści od demografii ruszyli w teren i zaczęli tłumaczyć białoruskim urzędnikom, z jak poważnym kryzysem mierzy się ich państwo. Propagandowe stacje telewizyjne trąbią, że tylko w pierwszej połowie tego roku udało się „zapobiec 2 tys. aborcji”. Odznaczono psychologów i lekarzy, którzy namawiali Białorusinki do zachowania ciąży. 

W ubiegłym roku wykonano ponad 14,5 tys. aborcji. Na Białorusi jest ona przeprowadzana „na żądanie” do 12. tygodnia ciąży. Prawo to obowiązuje jeszcze z czasów Białoruskiej SRR, gdy w 1955 r., dwa lata po śmierci Stalina, zniesiono zakaz przerywania ciąży.

Reklama
Reklama

Co się zmieniło w państwie Aleksandra Łukaszenki, które nagle zaczęło promować „wartości rodzinne” i namawiać do zakładania rodzin? Może chodzi o to, że tylko w ubiegłym roku do pracy w UE (według Eurostatu) wyjechało 175 tys. Białorusinów?

Ile osób uciekło przed reżimem Aleksandra Łukaszenki? Liczby robią wrażenie

Wrażliwe dane wypłynęły za sprawą wykładu, który wygłosiła Anastasija Bobrowa, szefowa Centrum Rozwoju Ludzkiego i Demografii z Akademii Nauk Białorusi, przed urzędnikami w Smolewiczach (w obwodzie mińskim). Z jej relacji wynikało, że współczynnik dzietności na Białorusi wynosi 1,1 dziecka na kobietę, a w Mińsku zaledwie 0,6. Tłumaczyła, że dla reprodukcji ludności potrzebne są co najmniej 2,4 dziecka na kobietę. Z tego wynika, że Białoruś pod tym względem znajduje się mniej więcej na poziomie Polski (z danych GUS wynika, że współczynnik dzietności w 2024 r. wynosił 1,099 dziecka na kobietę). Ze wszystkich państw regionu gorsza sytuacja jest tylko w ogarniętej wojną Ukrainie (0,9 w 2023 r.). To poważny problem dla Białorusi, bo liczba ludności kraju od 2000 r. skurczyła się o prawie 900 tys. (do 9,1 mln), ale nie jest to jedyny problem.

Niezależni eksperci szacują, że rozpętana w 2020 r. fala represji zmusiła do ucieczki co najmniej 500–600 tys. Białorusinów. Z danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców wynika, że w kwietniu tego roku ponad 144 tys. obywateli Białorusi posiadało ważny dokument wydany na terytorium RP, uprawniający do pobytu. I to nie licząc posiadaczy Kart Polaka (nie potrzebują zezwolenia na pracę ani karty pobytu), których na Białorusi, jak pisała „Rzeczpospolita” jeszcze w 2019 r., było prawie 140 tys.

Białorusini wyjeżdżają w poszukiwaniu wyższych zarobków, do pozostania nie zachęcają też nieustające represje. Edukacja degraduje, młodzi odczuwają brak perspektyw.

Aleksander Klaskouski, białoruski politolog i analityk niezależnego portalu „Pozirk”

– Białorusini wyjeżdżają w poszukiwaniu wyższych zarobków, do pozostania nie zachęcają też nieustające represje. Edukacja degraduje, młodzi odczuwają brak perspektyw – mówi „Rzeczpospolitej” Aleksander Klaskouski, czołowy białoruski politolog i analityk niezależnego portalu „Pozirk”.

Na Białorusi brakuje m.in. lekarzy, kierowców i nauczycieli

Skutki widać gołym okiem. W październiku z oficjalnych danych władz w Mińsku wynikało, że białoruskim szpitalom brakuje ponad 3 tys. lekarzy (nie wspominając już o pielęgniarkach i innych pracownikach medycznych). Białorusini, którzy jeszcze dziesięć lat temu nie mieli problemu z tym, by w swoim mieście dostać się do lekarza specjalisty z dnia na dzień, dzisiaj często muszą szukać pomocy w sąsiednich większych miejscowościach albo w prywatnych centrach medycznych w stolicy.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Lekarzy brak. Tych ze Wschodu nie chcemy

Wielu białoruskich lekarzy wybrało pracę w Polsce, ratując się przed represjami (często z powodu antyrządowych wpisów w sieci czy udziału w protestach). Łukaszenko nawet w 2023 r. zaostrzył wobec nich prawo i nakazał absolwentom uczelni medycznych „odpracować” przez co najmniej pięć lat w placówce wskazanej przez władze. Wcześniej młody lekarz mógł „uwolnić się” od pracy dla państwa po dwóch latach takiej pracy. Dzisiaj, uciekając za granicę, już nie będzie miał powrotu na Białoruś.

Problem dotyczy nie tylko lekarzy. Wiele białoruskich szkół od miesięcy bezskutecznie szuka nauczycieli (setki ofert w wielu miastach Białorusi). Np. jedno z grodzieńskich gimnazjów nie może znaleźć nauczyciela matematyki, któremu oferują 1000–1500 rubli miesięcznie (równowartość 1100–1600 zł). Inne białoruskie branże też borykają się z deficytem rąk do pracy.

– Dramatycznie brakuje kierowców. Kwalifikacje spadają wszędzie – zarówno w przewozach pasażerskich, jak i towarowych – narzekała ostatnio w jednej ze stacji państwowych (co rzadko się zdarza w białoruskich warunkach) Jekaterina Stankiewicz, szefowa białoruskiego Stowarzyszenia Zawodowych Przewoźników Pasażerskich.

Czytaj więcej

Prof. Aleksander Mroczek: Moja opinia stała się taką kulą śnieżną, która zaczęła się rozrastać

Aleksandr Łukaszenko chce ściągnąć na Białoruś 150 tys. Pakistańczyków

Łukaszenko stawia na imigrantów zarobkowych. W pierwszej połowie tego roku do kraju ściągnięto ponad 21 tys. obcokrajowców, z czego ponad połowa to obywatele Turkmenistanu. Kilka miesięcy temu dyktator zapowiedział, że zamierza sprowadzić 150 tys. pracowników z Pakistanu.

Reklama
Reklama

Urzędnicy Łukaszenki zdają sobie sprawę z sytuacji na rynku pracy, ale dla dyktatora liczy się to, by wypchnąć z kraju nielojalną część społeczeństwa.

Aleksander Klaskouski, białoruski politolog i analityk niezależnego portalu „Pozirk”

– Urzędnicy Łukaszenki zdają sobie sprawę z sytuacji na rynku pracy, ale dla dyktatora liczy się to, by wypchnąć z kraju nielojalną część społeczeństwa – najmądrzejszą, wykształconą i nieugiętą. W końcu chodzi mu tylko i wyłącznie o utrzymanie władzy – uważa Klaskouski.

Polityka
Ile na Ukrainie kosztuje nałożenie sankcji na konkurentów? Kolejna afera korupcyjna
Polityka
Co dała Władimirowi Putinowi wizyta w Indiach?
Polityka
Bułgaria - kolejna rewolta Pokolenia Z przeciw łapówkarstwu
Polityka
Wizja Trumpa czyli Putina
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Polityka
Nowy skandal z udziałem szefa Pentagonu. Pete Hegseth do dymisji?
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama