Co się zmieniło w państwie Aleksandra Łukaszenki, które nagle zaczęło promować „wartości rodzinne” i namawiać do zakładania rodzin? Może chodzi o to, że tylko w ubiegłym roku do pracy w UE (według Eurostatu) wyjechało 175 tys. Białorusinów?
Ile osób uciekło przed reżimem Aleksandra Łukaszenki? Liczby robią wrażenie
Wrażliwe dane wypłynęły za sprawą wykładu, który wygłosiła Anastasija Bobrowa, szefowa Centrum Rozwoju Ludzkiego i Demografii z Akademii Nauk Białorusi, przed urzędnikami w Smolewiczach (w obwodzie mińskim). Z jej relacji wynikało, że współczynnik dzietności na Białorusi wynosi 1,1 dziecka na kobietę, a w Mińsku zaledwie 0,6. Tłumaczyła, że dla reprodukcji ludności potrzebne są co najmniej 2,4 dziecka na kobietę. Z tego wynika, że Białoruś pod tym względem znajduje się mniej więcej na poziomie Polski (z danych GUS wynika, że współczynnik dzietności w 2024 r. wynosił 1,099 dziecka na kobietę). Ze wszystkich państw regionu gorsza sytuacja jest tylko w ogarniętej wojną Ukrainie (0,9 w 2023 r.). To poważny problem dla Białorusi, bo liczba ludności kraju od 2000 r. skurczyła się o prawie 900 tys. (do 9,1 mln), ale nie jest to jedyny problem.
Niezależni eksperci szacują, że rozpętana w 2020 r. fala represji zmusiła do ucieczki co najmniej 500–600 tys. Białorusinów. Z danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców wynika, że w kwietniu tego roku ponad 144 tys. obywateli Białorusi posiadało ważny dokument wydany na terytorium RP, uprawniający do pobytu. I to nie licząc posiadaczy Kart Polaka (nie potrzebują zezwolenia na pracę ani karty pobytu), których na Białorusi, jak pisała „Rzeczpospolita” jeszcze w 2019 r., było prawie 140 tys.
Białorusini wyjeżdżają w poszukiwaniu wyższych zarobków, do pozostania nie zachęcają też nieustające represje. Edukacja degraduje, młodzi odczuwają brak perspektyw.
Aleksander Klaskouski, białoruski politolog i analityk niezależnego portalu „Pozirk”
– Białorusini wyjeżdżają w poszukiwaniu wyższych zarobków, do pozostania nie zachęcają też nieustające represje. Edukacja degraduje, młodzi odczuwają brak perspektyw – mówi „Rzeczpospolitej” Aleksander Klaskouski, czołowy białoruski politolog i analityk niezależnego portalu „Pozirk”.
Na Białorusi brakuje m.in. lekarzy, kierowców i nauczycieli
Skutki widać gołym okiem. W październiku z oficjalnych danych władz w Mińsku wynikało, że białoruskim szpitalom brakuje ponad 3 tys. lekarzy (nie wspominając już o pielęgniarkach i innych pracownikach medycznych). Białorusini, którzy jeszcze dziesięć lat temu nie mieli problemu z tym, by w swoim mieście dostać się do lekarza specjalisty z dnia na dzień, dzisiaj często muszą szukać pomocy w sąsiednich większych miejscowościach albo w prywatnych centrach medycznych w stolicy.