Rzeczpospolita: W sobotę przypada 25. rocznica zaginięcia Wandy Rutkiewicz. Jak ją pan zapamiętał?
Prof. Andrzej Paczkowski: Znałem ją, odkąd zaczęła się wspinać. Wyróżniała się urodą, inteligencją i talentem. Była sportsmenką, uprawiała rożne dyscypliny sportu. Znała języki obce, była bardzo kontaktowa i medialna. Nie tylko się wspinała, ale też organizowała wyprawy. W 1978 r. jako pierwsza Europejka zdobyła Mount Everest. Tego samego dnia Karol Wojtyła został papieżem; podczas pierwszej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II powiedział jej: "Tego samego dnia nam obojgu udało się wejść tak wysoko". W latach 80. Rutkiewicz była najlepszą himalaistką świata.
Zaginęła, atakując trzeci największy szczyt Ziemi, Kanczendzongę. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.
Wanda wymyśliła wielki program, który nazwała "Karawaną do marzeń". Postanowiła, że zdobędzie wszystkie ośmiotysięczniki i wszystkie najwyższe szczyty każdego kontynentu. Narzuciła sobie wysokie tempo, postawiła wszystko na jedną kartę. Przypuszczam, że tak też było na Kanczendzondze. Carlos Carsolio, który wspinał się razem z nią, ale znacznie wcześniej rozpoczął atak na wierzchołek, spotkał ją, wracając do obozu – była już pod kopułą szczytową. Nie musiała tego robić, bo skoro wyprawa zdobyła wierzchołek, to nie było to konieczne. Ale Wanda miała swój indywidualny cel. Co się z nią stało, nie wiadomo.
Podjęto akcję poszukiwawczą?