Polsce na lata 2014–2020 przyznano z unijnej polityki spójności 82,5 mld euro. Zdecydowana większość – 77 mld euro – będzie dzielona przez krajowe programy operacyjne: centralne i regionalne. Te wciąż są jednak negocjowane i już wiadomo, że będą opóźnienia. Na początku br. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju zakładało, że rozmowy z Brukselą o programach centralnych zakończą się z końcem wakacji, a marszałkowie województw uporają się z programami regionalnymi nieco później. Następnie jako termin przyjęcia wszystkich programów wskazywano koniec tego roku. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że Komisja Europejska (KE) przyspieszy rozmowy o programach regionalnych ze względu na wybory samorządowe w Polsce. KE przełożyła drugą rundę rozmów o programach centralnych i urządziła w Warszawie dwutygodniowy maraton z marszałkami województw.
Komisja wydawała się zdeterminowana zakończyć negocjacje z marszałkami do końca października, a więc jeszcze przed wyborami. Chciała w ten sposób uniknąć negocjacji z nowymi władzami, bo mogą one mieć inne pomysły niż obecni włodarze regionów.
Nagły zwrot akcji
Teraz okazuje się, że Brukseli już się nie spieszy z żadnymi negocjacjami.
– Dla nas zakończenie ustaleń jest bardzo ważne. Zakładamy, że w przypadku Polski do końca roku zakończymy rozmowy o jednym programie centralnym i kilku regionalnych – powiedział w Brukseli na spotkaniu z polskimi dziennikarzami jeden z urzędników Komisji Europejskiej, prosząc o nieujawnianie nazwiska. Dodał, że tym jedynym programem centralnym będzie najprawdopodobniej „Polska cyfrowa".
– To dla Polski bardzo zła wiadomość, bo oznacza wielkie opóźnienie startu nowej perspektywy finansowej UE w naszym kraju – mówi „Rz" Jerzy Kwieciński, ekspert Business Centre Club, były wiceminister rozwoju regionalnego. – Nowe programy ruszą znacznie później, niż się spodziewaliśmy. Na pewno nie na początku 2015 r., na co wielu liczyło.