Banki chcą mądrej pomocy

Sektor bankowy musi nauczyć się żyć bez pieniędzy z zewnątrz. Bez sprawnego systemu gwarancji się nie obejdzie

Publikacja: 13.01.2009 01:58

Na zdjęciu od lewej: Paweł Jabłoński, zastępca redaktora naczelnego „Rz”, Mirosław Gronicki, były mi

Na zdjęciu od lewej: Paweł Jabłoński, zastępca redaktora naczelnego „Rz”, Mirosław Gronicki, były minister finansów, Witold Koziński, wiceprezes NBP, Jan Krzysztof Bielecki, prezes Pekao SA, Tomasz Bieske, członek zarządu Ernst & Young, Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Na sali byli również: Dariusz Filar z RPP, Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, Andrzej Raczko, dyrektor w KNF i były minister finansów, Stefan Kawalec, były wiceminister finansów.

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

– Kluczowy problem, który musi być rozwiązany po to, żeby banki sprawnie wypełniały swoją rolę, jest zapewnienie płynności i ożywienie na rynku międzybankowym. Pozyskanie środków za granicą będzie bardzo trudne, dlatego trzeba szukać ich w kraju – uważają uczestnicy debaty „Czy państwo może pomóc polskim bankom” zorganizowanej przez „Rz” i Ernst & Young.

[srodtytul]Nadążać za sytuacją[/srodtytul]

[wyimek]W tym roku wielkie kraje, takie jak USA czy strefa euro, wyemitują papiery skarbowe warte ok. 3 bln dolarów, wypychając innych, w tym Polskę, z globalnego rynku długu [/wyimek]

Część instrumentów ratunkowych już została uruchomiona, ale to jeszcze za mało. Dlatego – co zapowiada wiceprezes NBP Witold Koziński – Narodowy Bank Polski w końcu stycznia wykupi przedterminowo wyemitowane wcześniej przez siebie obligacje, których termin upływał dopiero w 2012 r. – Łącznie z odsetkami to kwota ok. 8,2 mld zł. Sądzę, że te banki, które są w głównej mierze beneficjentami tej operacji, zechcą się podzielić nadpłynnością z innymi bankami bądź też przeznaczyć ją na zwiększenie prowadzonej przez siebie akcji kredytowej – mówi Koziński.

Według Jana Krzysztofa Bieleckiego, prezesa Pekao, w sytuacji globalnego zamieszania i bardzo dynamicznie zmieniającej się sytuacji trzeba pamiętać, że to, co jest dobre dzisiaj, niekoniecznie musi wystarczać jutro i musimy cały czas nadążać za rynkiem. – Pakiet zaufania był dobry, gdy mówiliśmy o operacjach typu SWAP. Wtedy to było bardzo dobre i potrzebne – uważa Bielecki. – Dzisiaj konieczne jest zwiększenie środków na akcję kredytową, a jutro powinniśmy mówić o następnych instrumentach.Bankowcy podkreślają, że same banki nie potrzebują pomocy, bo ich sytuacja jest dobra. Chodzi natomiast o to, żeby mogły one jak najskuteczniej wesprzeć polskich klientów korporacyjnych i indywidualnych po to, by polska gospodarka spowolniła jak najmniej i nie zanurzyła się w otchłań kryzysu.

– Od października mówimy o tym, że warunki zmieniły się na tyle, że to, co do niedawna nieco nam doskwierało, dzisiaj zaczyna nam bardzo przeszkadzać bądź blokować możliwość współpracy z klientami. Do tego potrzebna jest przewidywalna przyszłość. Banki chcą wiedzieć, na jakie formy wspierania swojej działalności mogą liczyć. Chcą mieć jasną perspektywę, co będą robić NBP i rząd w najbliższych miesiącach, by można było planować swoją działalność – tłumaczy Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Dodaje, że dotychczasowe działania NBP były oceniane pozytywnie, a z udostępnionych instrumentów banki są zadowolone. – Prosimy tylko, by pewne decyzje podejmować można było nieco szybciej – apeluje szef ZBP.

[srodtytul]Problem bilansowy[/srodtytul]

Przedstawiciele sektora zwracają uwagę na to, że problem tkwi w samej strukturze sumy bilansowej banków.

[wyimek]Jeżeli banki poważnie traktują cykl koniunkturalny, powinny wykorzystać wysokie zyski do budowania kapitałów własnych – uważa Dariusz Filar z RPP [/wyimek]

– Polska, mając niski stopień monetyzacji, posiada niekorzystną strukturę aktywów i pasywów sektora bankowego – wyjaśnia Mirosław Gronicki, były minister finansów. O ile do końca 2005 r. mieliśmy w miarę zrównoważoną sumę bilansową, czyli depozyty wystarczały, by finansować akcję kredytową, od listopada 2007 r. ta sytuacja uległa drastycznej zmianie. Szybki wzrost akcji kredytowej był finansowany głównie przez pieniądz zagraniczny.

– O ile pod koniec 2005 r. udział zobowiązań zagranicznych wynosił ok. 8 proc. sumy bilansowej, w listopadzie ubiegłego roku było to 18 proc. I to jest według mnie największy problem polskiego systemu bankowego – podkreśla Gronicki i dodaje, że bez zmiany tej sytuacji wszelkiego rodzaju pomoc wiele nie pomoże.

Jesteśmy skazani na finansowanie akcji kredytowej z przyrostu depozytów albo ze środków zagranicznych. Tyle że o te ostatnie nie będzie łatwo. Z tą diagnozą zgadza się Dariusz Filar z Rady Polityki Pieniężnej. – Jeżeli w okresie bardzo wysokiej płynności globalnego rynku spółki matki uważały, że opłaca się otwierać linie kredytowe i zachęcać spółki córki w Polsce do udzielania pożyczek, rozkręcając ich dynamikę do ponad 40 proc. w 2007 r., to nic dziwnego, że taka luka musiała powstać – uważa członek RPP.

Zastrzega jednak, że nie jest wielkim pesymistą. – Śledząc to, w jaki sposób trzymiesięczny LIBOR zaczyna się zbliżać do stopy referencyjnej, mam nadzieję, że problemy płynnościowe występujące w Europie mają szansę być rozwiązane. Tyle że tym razem zagraniczne spółki matki polskich banków nie będą chętnie otwierać linii kredytowych spółkom córkom.

[srodtytul]Oszczędności na konta[/srodtytul]

Andrzej Raczko, główny ekonomista KNF, uważa, że kluczową sprawą jest podaż oszczędności. – Oczywiście środki zewnętrzne byłyby mile widziane, ale nie ma na to teraz co liczyć. Pozostaje jedynie aktywna rola państwa. To także kwestia zwrócenia się po środki do międzynarodowych instytucji finansowych – uważa przedstawiciel KNF.

Jego zdaniem ważną kwestią jest struktura wykorzystania wewnętrznych oszczędności np. funduszy emerytalnych. – Większość oszczędności wewnętrznych, która powstaje w sektorze finansowym, powinna wrócić do sektora bankowego – podkreśla.

Sytuacja na rynkach jest zmienna, dlatego wiadomo, że dostępne instrumenty wspomagające banki nie wystarczą, i trzeba będzie sięgać po kolejne.

– Poprzez operacje repo NBP zasila teraz sektor bankowy na ponad 15 mld zł. I równocześnie w miniony piątek w podstawowych operacjach otwartego rynku stwierdził 16 mld zł. Jakkolwiek by patrzeć, wciąż jest 1 mld zł z plusem. Sektor jako całość nie jest niedopłynny. Natomiast taka struktura relacji między operacjami repo i podstawowymi operacjami otwartego rynku wskazują na to, że ta płynność jest w sektorze bardzo nierówno rozłożona – tłumaczy Dariusz Filar z RPP. Są banki bardzo płynne i te, które tej płynności nie mają.

[srodtytul]Konieczne poręczenia [/srodtytul]

Do właściwego funkcjonowania banków w obecnych warunkach konieczne jest zbudowanie systemu gwarancji i poręczeń. Według Krzysztofa Rybińskiego, byłego wiceprezesa NBP, kluczowe jest pozyskanie finansowania oraz przeciwdziałanie procesowi delewarowania (zmniejszenie akcji kredytowej – przyp. red.) poprzez zbudowanie systemu gwarancji i poręczeń.

– Mamy do czynienia ze zjawiskiem, w którym wielkie kraje, jak Stany Zjednoczone czy strefa euro, wyemitują w tym roku papiery skarbowe warte 3 bln dolarów, wypychając inne kraje, w tym Polskę, z globalnego rynku długu. W efekcie pozyskanie finansowania za granicą, zarówno przez sektor prywatny, jak i publiczny, może być dramatycznie trudne. Dlatego tak ważna jest intensyfikacja pożyczek z EBI, a Polska w tej kwestii w stosunku do innych krajów jest mało aktywna. Powinniśmy to radykalnie przyspieszyć – podkreśla Rybiński.

Jego zdaniem podobne zjawisko może wystąpić na rynku krajowym. W sytuacji spadku dochodów budżetowych rząd będzie musiał emitować dużo więcej papierów wartościowych. W takiej sytuacji banki dodatkową płynność uzyskaną z tytułu uruchomionych instrumentów mogą ulokować w te papiery zamiast w akcję kredytową.

Obroną przed tym zjawiskiem może być właśnie stworzenie systemu gwarancji i poręczeń, choć nie jest to łatwe. Tomasz Bieske z Ernst & Young dodaje, że prawdopodobnie centralną rolę w tym systemie odgrywałby Bank Gospodarstwa Krajowego. – Nie możemy gwarantować tych kredytów w 100 proc., bo wtedy ich jakość byłaby dramatyczna, i nie może to być poziom poniżej 50 proc. Najlepiej zmieścić się w przedziale 60 – 80 proc. – uważa Bieske. Podkreśla, że obecne prace Ministerstwa Finansów idą w dobrym kierunku, ale my musimy być gotowi z konkretami najpóźniej za trzy – cztery miesiące. A diabeł tkwi w szczegółach. [srodtytul]Rezerwa mniej obowiązkowa [/srodtytul]

Banki domagają się też obniżenia rezerwy obowiązkowej, ale przedstawiciele RPP i NBP zastrzegają, że decyzja w tej sprawie będzie zależała od zmian płynności na rynku i skutków wprowadzenia wcześniejszych instrumentów. Według Dariusza Filara, członka RPP, pole manewru istnieje, ponieważ stopa rezerw obowiązkowych w Polsce wynosi 3,5 proc., a w Europejskim Banku Centralnym 2 proc.

– Zarząd NBP i RPP będą obserwować, co się stanie z tymi 8 mld zł, które po 24 stycznia trafią do sektora bankowego. Jeżeli najwięksi beneficjenci podzielą się płynnością z rynkiem międzybankowym albo udzielą z tego tytułu większych kredytów – będziemy bardzo zadowoleni. Ale jeżeli będzie inaczej, to proszę nie oczekiwać, że rada entuzjastycznie odniesie się do pomysłu obniżania rezerwy obowiązkowej – zastrzega Dariusz Filar. Jeżeli więc rada w ogóle zdecyduje się na taki krok, to obniżanie rezerwy będzie następować stopniowo. Z kolei Jan Krzysztof Bielecki uważa, że nie można stawiać takich warunków.

– My cały czas udzielamy kredytów, samym korporacjom po kilkaset milionów tygodniowo, nie licząc segmentu detalicznego. Nie można sądzić, że jak dostaniemy 2 mld zł z tytułu wykupu obligacji, to przy zwiększonym poziomie lokat natychmiast podzielimy się tą płynnością ze wszystkimi bankami – tłumaczy szef Pekao.

Według Mirosława Gronickiego nawet zmniejszenie rezerwy obowiązkowej z 3,5 do 2 proc. daje raptem 8 – 9 mld zł. – Do tego dojdzie 8,2 mld zł z wykupu obligacji dziesięcioletnich. To za mało do sfinansowania porządnej akcji kredytowej w tym roku – uważa Gronicki.

[srodtytul]Zapomnijmy o nakazach[/srodtytul]

Bankowcy uważają, że pomoc państwa powinna się opierać na oferowaniu narzędzi wspomagających rozwój akcji kredytowej, ale nie poprzez wydawanie decyzji administracyjnych nakazujących utrzymywanie jej na z góry narzuconym poziomie.

Jan Krzysztof Bielecki podkreśla, że musimy szukać instrumentów, a nie wierzyć w jakieś metody nakazowo-socjalistyczne, które polegałyby na tym, że rząd albo ktoś inny zaordynuje, że kredyty mają wzrosnąć o 7, 8 czy 10 proc. – W Wielkiej Brytanii tego typu pomysły zaczęły funkcjonować, ale trudno wydać zarządzenie, jak nie ma pieniędzy – mówi Bielecki.

Apeluje, aby rozdzielić dwie rzeczy: tworzenie instrumentów stymulujących rozwój gospodarki, która zwalnia, od sytuacji, w której bank ma kłopoty, kiedy pada przed nadzorem i podatnikami na kolana i prosi o pomoc. To kwestia fundamentalna.

Przedstawiciele NBP oraz RPP oczekują z kolei, że banki nie będą tylko liczyły na pomoc zewnętrzną. – Jeżeli poważnie traktują cykl koniunkturalny, powinny wykorzystać wysokie zyski do budowania kapitałów własnych – uważa Filar.

– Kluczowy problem, który musi być rozwiązany po to, żeby banki sprawnie wypełniały swoją rolę, jest zapewnienie płynności i ożywienie na rynku międzybankowym. Pozyskanie środków za granicą będzie bardzo trudne, dlatego trzeba szukać ich w kraju – uważają uczestnicy debaty „Czy państwo może pomóc polskim bankom” zorganizowanej przez „Rz” i Ernst & Young.

[srodtytul]Nadążać za sytuacją[/srodtytul]

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku