Adaptację gospodarki do tych szoków uniemożliwiały przede wszystkim strukturalne sztywności na różnych rynkach, a głównie na rynku pracy. Następujące od lat 80. rozszerzenie przywilejów socjalnych doprowadziło do rozprzestrzenienia się problemu bezrobocia strukturalnego. Całe rzesze Niemców żyły na koszt państwa bez wykonywania jakiegokolwiek zawodu. Maksymalny zasiłek socjalny w Niemczech wynosił... 4 tys. euro miesięcznie! I tu wskazówka dla wszystkich krajów w kryzysie: kiedy popełnia się błędy albo dostaje cios, trzeba zacisnąć zęby i pasa, wstrzymać wzrost płac i dać ludziom bodźce do pracy. To zaczęli robić Niemcy.
Wysiłek reform został skupiony właśnie na zwiększeniu elastyczności rynku pracy. Rząd Gerharda Schroedera przeprowadził w latach 2003 – 2005 cztery istotne reformy zwane reformami Hartza – od nazwiska doradcy ówczesnego kanclerza, Petera Hartza.
Wprowadzono nowe, bardziej efektywne metody aktywizacji bezrobotnych. Np. mogli oni zgłaszać się do prywatnych agencji pracy, za co płaciło państwo. Ułatwiono pracodawcom zatrudnianie na czas określony (warto przypomnieć, jakie protesty wywołały próby ułatwienia okresowego zatrudnienia we Francji w 2006 r. – wówczas państwo niemal stanęło).
A co najważniejsze, przebudowano system świadczeń społecznych tak, by utrudnić długookresowe przebywanie na bezrobociu. M.in. świadczenie dla bezrobotnych nie zależało już od ostatniej płacy, ale od majątku danej osoby i jej rodziny. Zmuszono też bezrobotnych do poszukiwania pracy.
Miernikiem efektu tych reform niech będzie fakt, że aktywność zawodowa wśród osób w wieku 55 – 64 lat wzrosła w okresie 2005 – 2010 aż o 15 pkt proc., do 59 proc. Liczba osób otrzymujących długoterminowy zasiłek jest o 20 proc. mniejsza niż w 2006 r. Są to dane Instytutu Badań nad Pracą w Bonn (IZA).
Badania na zlecenie instytutu ZEW pokazują, że reformy Hartza obniżyły długofalowo bezrobocie w Niemczech o 1,1 pkt proc., przyczyniły się do przyspieszenia wzrostu gospodarczego oraz poprawy ogólnej kondycji finansowej Niemców. Badania ekonomistów Rene Fahra i Uwe Sunde (2009) wskazują na szybszy niż w latach 90. odpływ osób z bezrobocia do pracy i dzięki temu zmniejszenie się tzw. bezrobocia frykcyjnego (wynikającego z faktu, że odnajdywanie się pracownika i pracodawcy zajmuje trochę czasu).