Ministerstwo jedno, sędzia drugie
W reakcji na wypowiedź prezesa SO w Gdańsku Ryszarda Milewskiego („Mój sąd jest szkalowany", „Gazeta Wyborcza" z 24 września 2012 r. ), rzecznik ministra sprawiedliwości oświadczyła, że sędzia Wojciech Hajduk, zarówno jako dyrektor departamentu w MS, jak i od kilku dni podsekretarz stanu w tym ministerstwie, „nigdy i w żaden sposób nie sugerował, ani prezesowi Ryszardowi Milewskiemu, ani jakiemukolwiek innemu prezesowi sądu wszczynania postępowań dyscyplinarnych wobec swoich podwładnych. Postępowanie takie uważa za zdecydowanie naganne i uwłaczające godności sędziego. Sugestie sędziego Milewskiego naruszają dobre imię sędziego Hajduka, w związku z tym rozważa on podjęcie odpowiednich kroków prawnych". Dodamy, że sędzia Milewski powiedział też, jakoby dyrektor Hajduk powołując się na ministra, żądał od niego by sam tych posunięć „nie ogłaszał, bo minister to zrobi w telewizji".
Zapowiedź działań prawnych każe domyślać się, że chodzi o wszczęcie bądź procesu cywilnego o ochronę dobrego imienia, bądź karnego postępowania z oskarżeniem ze słynnego art 212 kodeksu karnego, bądź jednego i drugiego.
Sąd cywilny
Jak w każdej sprawie o naruszenie dóbr osobistych, także w tym wypadku zapewne chodziłoby o naruszenie dobrego imienia, co musi wykazać powód, w naszym wypadku wiceminister. To jest stosunkowo proste: wystarczy, że wskaże tekst, która uderza w jego osobę, naruszenie musi mieć też charakter obiektywny, a więc nie być subiektywnym odczuciem rzekomo pokrzywdzonego, ale to nie powinno nastręczać kłopotów. Co ma wykazywać pozwany?
- Po tym jak powód wykaże, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych ten, który wypowiedzi wygłaszał musi wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, czyli że zarzuty po pierwsze były prawdziwe a po drugie ich rozgłoszenie w mediach było usprawiedliwione - wskazuje adwokat Krzysztof Czyżewski. - Kluczowy byłby dowód, po stronie sędziego-prezesa, że rozmowy wspomnianej treści miały miejsce.
Sąd karny podobnie
Adwokat Maciej Ślusarek nie jest taki sceptyczny: - Niezależnie od tego z której możliwości skorzysta strona pokrzywdzona, sprawa będzie trudna, bowiem jak donoszą media nie było świadków rozmowy, w której byłyby naciski. W takich sytuacjach na szczęście sądy nie są związane brakiem bezpośrednich dowodów, mogą bowiem badać całokształt okoliczności, czyli np. badać, czy występują okoliczności uwiarygodniające którąś ze stron np. bilingi, zeznania świadków, które o takich rozmowach mogły być informowane. Sprawy takie przed polskimi sądami już były i składy orzekające bardzo sprawnie radziły sobie z takim materiałem. Sądy na szczęście nie są nadmiernie związane formalizmem – dodaje adwokat.