Rz: Prowadzi pan głośne sprawy z kolorową prasą o ochronę prywatności, dobrego imienia, nienaruszalność wizerunku znanych postaci, m.in. aktorek i piosenkarek. Dla dziennikarzy taka rozprawa to małe święto – jest wesoło na sali sądowej i wokół. Pan jest na nich bardzo poważny. O co chodzi? O profesjonalizm czy tremę? O gwiazdy czy pieniądze?
Maciej Ślusarek:
Sąd to miejsce poważne, niezależnie od sprawy, którą rozpatruje – to po pierwsze. A po drugie – zwykle sprawy, które wrzucił pan do jednego worka, są bardzo ważne dla osób, których dotyczą. Często są efektem wyssanych z palca informacji o czyimś życiu prywatnym zamieszczonych w wysokonakładowej gazecie, a czasami jeszcze powtórzonych w reklamie telewizyjnej. Krótko mówiąc, słyszała o tym cała Polska, tyle że to kompletna nieprawda. Proszę mi wierzyć, osobie, której to dotyczy, nie jest do śmiechu.
Pomówmy o pieniądzach, bo o to chyba chodzi gwiazdom i gwiazdeczkom. Przecież nie o te parozdaniowe przeprosiny ani nie o zakaz fotografowania – one bez tego pewnie żyć nie mogą.
Różne są motywacje wnoszenia spraw do sądu. Głównie chodzi o poszanowanie ich decyzji o nieupublicznianiu jakiejś drobnej części życia prywatnego, którą gwiazdy postanowiły sobie zostawić. Służą temu przeprosiny i pieniądze. Poza tym często chodzi o komercjalizację wizerunku. Nie widzę specjalnych powodów, dla których gazety miałyby to robić bez zgody i zapłaty wynagrodzenia. Skoro gwiazda żyje ze swego wizerunku, za jego wykorzystanie należy się zapłata. To prosta zasada. Wreszcie, a w zasadzie od tego trzeba by zacząć, znaczna część informacji o gwiazdach w większości pism kolorowych jest nieprawdziwa albo ma nikły związek z rzeczywistością. O co wtedy chodzi gwiazdom? O to, aby je jak najszybciej sprostować i przeprosić. Nikt wtedy nie myśli o pieniądzach. One pojawiają się dopiero wówczas, gdy redakcja nie zamierza niczego prostować ani nikogo przepraszać i jedyną drogą pozostaje sąd.