Ludzie ze świecznika też mają prawo do prywatności

O procesach gwiazd i gwiazdeczek z kolorową prasą – m.in. o tym, po co idą do sądu, i czy 100 tys. zł to wystarczające zadośćuczynienie – rozmawiamy z adwokatem Maciejem Ślusarkiem

Publikacja: 28.07.2008 07:00

Ludzie ze świecznika też mają prawo do prywatności

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Rz: Prowadzi pan głośne sprawy z kolorową prasą o ochronę prywatności, dobrego imienia, nienaruszalność wizerunku znanych postaci, m.in. aktorek i piosenkarek. Dla dziennikarzy taka rozprawa to małe święto – jest wesoło na sali sądowej i wokół. Pan jest na nich bardzo poważny. O co chodzi? O profesjonalizm czy tremę? O gwiazdy czy pieniądze?

Maciej Ślusarek:

Sąd to miejsce poważne, niezależnie od sprawy, którą rozpatruje – to po pierwsze. A po drugie – zwykle sprawy, które wrzucił pan do jednego worka, są bardzo ważne dla osób, których dotyczą. Często są efektem wyssanych z palca informacji o czyimś życiu prywatnym zamieszczonych w wysokonakładowej gazecie, a czasami jeszcze powtórzonych w reklamie telewizyjnej. Krótko mówiąc, słyszała o tym cała Polska, tyle że to kompletna nieprawda. Proszę mi wierzyć, osobie, której to dotyczy, nie jest do śmiechu.

Pomówmy o pieniądzach, bo o to chyba chodzi gwiazdom i gwiazdeczkom. Przecież nie o te parozdaniowe przeprosiny ani nie o zakaz fotografowania – one bez tego pewnie żyć nie mogą.

Różne są motywacje wnoszenia spraw do sądu. Głównie chodzi o poszanowanie ich decyzji o nieupublicznianiu jakiejś drobnej części życia prywatnego, którą gwiazdy postanowiły sobie zostawić. Służą temu przeprosiny i pieniądze. Poza tym często chodzi o komercjalizację wizerunku. Nie widzę specjalnych powodów, dla których gazety miałyby to robić bez zgody i zapłaty wynagrodzenia. Skoro gwiazda żyje ze swego wizerunku, za jego wykorzystanie należy się zapłata. To prosta zasada. Wreszcie, a w zasadzie od tego trzeba by zacząć, znaczna część informacji o gwiazdach w większości pism kolorowych jest nieprawdziwa albo ma nikły związek z rzeczywistością. O co wtedy chodzi gwiazdom? O to, aby je jak najszybciej sprostować i przeprosić. Nikt wtedy nie myśli o pieniądzach. One pojawiają się dopiero wówczas, gdy redakcja nie zamierza niczego prostować ani nikogo przepraszać i jedyną drogą pozostaje sąd.

Niech pan nie mówi, że popularnej aktorce przeszkadzało pokazanie niewinnego zdjęcia z plaży z jej zgrabnymi piersiami?

Odmawiam odpowiedzi na takie pytanie, bo jest przejawem braku poszanowania kobiecej godności.

Chciałem tylko powiedzieć, że mam przed oczami pogodną młodą kobietę – zarówno na zdjęciu z plaży, jak i na korytarzu sądowym. Cała ta sądowa powaga wydaje się więc nieco sztuczna. Tak czy inaczej, zasądzane kwoty są coraz wyższe – 100 tys. zł to już nie rewelacja. Drożeje wizerunek polskich aktorek czy prywatność?

Przede wszystkim sądy powoli zaczynają się orientować, że gazety notorycznie naruszające zasady korzystania z wizerunku czy zasady prawa prasowego robią to w celach wyłącznie komercyjnych. I to z dużym powodzeniem. Można powiedzieć, że są media żyjące wyłącznie z kłamstw i naruszania prywatności. Jeśli spojrzeć na przychody z takiej działalności – właśnie notorycznych naruszeń – to zasądzane kwoty nadal nie są wielkie, wręcz małe. A już na pewno nie stanowią żadnej gwarancji, że nie dojdzie do recydywy że strony prasy. Twierdzę, że powinny mieć charakter prewencyjny, odstraszający. Obecne takiego charakteru nie mają, wręcz zachęcają do dalszych naruszeń. W wymiarze sprawiedliwości pokutuje myślenie o mediach jako o czwartej władzy, która ma do odegrania doniosłą rolę społeczną. To na pewno dotyczy części mediów. Ale ta część, o której rozmawiamy, to wyłącznie przedsięwzięcia biznesowe, które nie mają zamiaru pełnić żadnej funkcji społecznej, lecz przynosić zyski jak najmniejszym kosztem.

Można zrozumieć, że sądy dyscyplinują dziennikarzy za to, że pokazywali i opisywali (dodając nieprawdziwe rzeczy) Edytę Górniak w szpitalu, w którym rodziła dziecko. Ale trudno nie zrozumieć fotoreportera, który w środku nocy widzi kucającą na ulicy Joannę Brodzik. Gdybym miał aparat, też bym się chyba nie zastanawiał. A poza tym fotoreporter z tego żyje.

Czasami pojawiają się takie teorie: aktorzy, prezenterzy, znane osoby mogą mniej. A niby dlaczego? Czy nagle prawa obywatelskie osób np. wykonujących zawód aktora mają być ograniczone? Takie myślenie prowadzi do tworzenia obywateli II kategorii. Nie mają spokoju, można ich śledzić, wchodzić do domu przez komin, fotografować o 12 w nocy. Takiemu myśleniu trzeba postawić tamę, bo skutki dla tych osób bywają naprawdę dramatyczne. Należy uszanować racje, dla których znana osoba nie chce wpuszczać dziennikarzy czy fotoreporterów w swoją prywatność, bo chce choć trochę normalnie funkcjonować. Oczywiście, jeśli ktoś z własnej woli wpuszcza kamery do sypialni, to jego sprawa. Wtedy – bardzo proszę.

Czy mamy bronić tej mniej wystawianej na pokaz, może właśnie prawdziwszej, prywatności ludzi ze świecznika?

Prawo nie broni prywatności osób ze świecznika w sposób bezwzględny. Wyraźnie przecież z tej ochrony wyłączona jest sfera, która wiąże się z funkcją publiczną. Jeśli polityk, który żarliwie propaguje życie rodzinne, ma kochankę, nie ulega kwestii, że taką informację media mogą podać. Jeżeli polityk promujący ustawę o wprowadzeniu prohibicji używa alkoholu, nie mam wątpliwości, że takie fotografie i informacje nie tylko można, ale nawet trzeba pokazać. Poza tym, jeśli ktoś sam zaprasza kamery do domu i sprzedaje swoją prywatność w 100 proc., to bez wątpienia daje sygnał, żeby pisać o tym domu i o jego życiu. Jest jednak wielu aktorów, piosenkarzy, którzy kochają to, co robią, a przy tym chcą normalnie żyć – nie chowając się za firankami we własnym domu, nie uciekając przed nachalnymi paparazzi i nie tłumacząc ciągle, że to, co napisała gazeta, jest kompletną nieprawdą. Czy takiej prywatności mamy bronić? Tak!

A może to sędzia, człowiek wprawdzie z innej branży, ale też na świeczniku, myśli sobie: mogą pokazać Brodzik w dwuznacznej sytuacji, to mogą pokazać i mnie. Może stąd te znaczne kwoty zasądzane od prasy?

Władza i możliwości mediów są szalenie duże. Należy to docenić, gdy bronią istotnych kwestii. Gdy jednak zarabiają, wykorzystując czyjąś popularność, nie wnosząc niczego istotnego do społecznej dyskusji – należy to, moim zdaniem, ograniczyć. Bez tego ograniczenia media zaczną odgrywać niebezpieczną rolę. Sądzę, że sędziowie nie kierują się obawą o swoje niewygodne sprawy. Zresztą w znacznej większości są to ludzie, którzy nie muszą się obawiać publikacji na swój temat. Przecież sędziami nie zostają przypadkowe osoby.

Drugą stroną tych sporów są zwykle kolorowe pisma. Ale czy taka prasa nie odgrywa istotnej roli w przepływie informacji, a nawet debacie publicznej? Podaje nieraz to, czego poważnej gazecie nie wypada. Czy status bulwarówki nie skłania do przymrużenia oka?

Gdy zaglądam do bulwarówki, żadnej informacji nie odbieram poważnie, ale to skutek moich doświadczeń. Jednak przeciętny czytelnik wcale nie mruży oczu, czytając takie doniesienia, może poza informacjami o lądowaniu kosmitów. To widać po reakcjach. Od pewnego czasu funkcjonują różne fora internetowe, a zamieszczane tam (niewybredne zresztą) komentarze pokazują, że bulwarówki traktowane są serio.

Czy istotnie odgrywają istotną rolę w przepływie informacji? Nie, chyba że mówi pan o przepływie informacji z magla. Sądzę, że jedynie zaspokajają ludzką ciekawość, pomagają zaglądać innym do garnka i sypialni. Ja taką prasę traktuję wyłącznie jako przedsięwzięcie komercyjne i nie mam nic przeciwko temu, byle bez naruszania praw innych. Zresztą rozmawiamy o bulwarówkach tak, jakby bez naruszania prywatności nie mogły funkcjonować. Tymczasem powstały już gazety o „wielkim świecie” i udaje im się działać bez jej naruszania.

Poważna prasa też może sięgać czasem poziomu popołudniówki, choćby przez wpadkę. Chyba nie jest pan za rygorystycznym ściganiem dziennikarskich potknięć?

Jestem za odpowiedzialnym dziennikarstwem, bo tylko ono może zagwarantować nam, obywatelom, dostęp do prawdziwych, niezmanipulowanych informacji. Z kolei tylko takie informacje pozwolą nam mieć prawdziwy obraz rzeczywistości. Już teraz się mówi, że media zaczynają zagrażać demokracji właśnie przez wypaczanie publicznego dyskursu. Skąd to wypaczenie? Z przyzwolenia na przeinaczenia i z pisania pod ustawioną tezę. Reprezentowałem raz dużą firmę, która została opisana w jednej z gazet w paskudny i nieprawdziwy sposób. Po zbadaniu sprawy okazało się, że dziennikarz załatwiał prywatną sprawę swojej narzeczonej i po prostu wywierał presję. Namawiałem klienta, by wstrzymać się ze sprawą sądową, bo nie wierzyłem, że naczelny, gdy dowie się o wyjątkowo nieetycznym zachowaniu dziennikarza, nie sprostuje historii. A tu naczelny dalej twierdził, że wszystko jest OK.

Mówi pan o jednej sprawie, a chociaż wiemy, że jest ich więcej, wciąż są to tylko indywidualne przypadki, które zdarzają się w każdej profesji.

Niestety, jest trochę tak, że czwarta władza kontroluje pozostałe trzy, ale prawie nikt nie kontroluje tej czwartej. Pozostaje tylko sąd i uważam, że właśnie przez sprawy sądowe i wytykanie poważnych przeinaczeń i naruszeń możemy dojść do tego, by otrzymywać prawdziwe informacje. Rola wymiaru sprawiedliwości jest tu nie do przecenienia. Proszę spojrzeć na amerykańskie media. To właśnie w uzasadnieniach orzeczeń sądowych powstawały zasady właściwego dziennikarstwa.

Jak pan sądzi, w którą stronę pójdą te wojenki gwiazd z kolorową prasą? Jedni bez drugich przecież żyć nie mogą.

Mam nadzieję, że ta wojenka doprowadzi do tego, że media zobaczą w gwiazdach ludzi i trochę ich uszanują. Może współpraca jednych z drugimi dla dobra czytelnika jest jednak możliwa? Z drugiej strony wystarczy obejrzeć „Dolce vita” Felliniego z lat 60., gdzie doskonale jest pokazany i zdiagnozowany świat show-biznesu i gwiazd. Sprawa nie jest więc nowa. Ważne, żeby skala naruszeń nie rosła. Niestety, mam wrażenie, że wejście takich informacji do Internetu spowodowało lawinowy wzrost zainteresowania nimi i komentowania ich. Na podstawie nieprawdziwych informacji niszczony jest wizerunek wielu znanych osób. Nie wróżę pokojowej współpracy.

Rz: Prowadzi pan głośne sprawy z kolorową prasą o ochronę prywatności, dobrego imienia, nienaruszalność wizerunku znanych postaci, m.in. aktorek i piosenkarek. Dla dziennikarzy taka rozprawa to małe święto – jest wesoło na sali sądowej i wokół. Pan jest na nich bardzo poważny. O co chodzi? O profesjonalizm czy tremę? O gwiazdy czy pieniądze?

Maciej Ślusarek:

Pozostało 96% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Nieruchomości
Ministerstwo Rozwoju przekazało ważną wiadomość ws. ogródków działkowych
Prawo w Polsce
Sąd ukarał Klaudię El Dursi za szalony rajd po autostradzie A2
Materiał Promocyjny
Bolączki inwestorów – od kadr po zamówienia
Nieruchomości
Sąsiad buduje ogrodzenie i chce zwrotu połowy kosztów? Przepisy są jasne