33-letni Krzysztof Z. (imię fikcyjne) ukończył dwa kierunki studiów, pracował we własnym mieszkaniu w Kielcach, ale często odwiedzał swoich rodziców. Pomagał im w sprawach życiowych, domowych, a nawet finansowo. Rodzice byli bardzo zżyci z synem. Planowali się nawet przenieść do jego mieszkania. Niestety, 2 stycznia 2005 roku zdarzył się tragiczny wypadek, w którym Krzysztof zginął.
Sprawca wypadku został skazany prawomocnym wyrokiem, ale rodzice tragicznie zmarłego podupadli na zdrowia. Ojciec dostał udaru, zaczął się izolować od ludzi. Matka straciła apetyt, schudła i osłabła. Oboje musieli brać leki na uspokojenie, i do dzisiaj korzystają z pomocy psychiatry.
Sąd Rejonowy w Kielcach, uznał, że śmierć ich syna nastąpiła na skutek deliktu, którego następstwem jest krzywda w postaci utraty osoby najbliższej i cierpień z tym związanych, i zasądził po 30 tys. zł zadośćuczynienia dla każdego z rodziców od Towarzystwa Ubezpieczeniowego, w którym polisę wykupił sprawca tragedii z 2 stycznia 2005 roku.
Z tym orzeczeniem firma ubezpieczeniowa się nie zgodziła. Zakwestionowała nie tylko wysokość zadośćuczynienia, jak i samą podstawę swojej odpowiedzialności. Jej zdaniem sąd naruszył art. 448 kodeksu cywilnego przyjmując, że ubezpieczyciel ponosi odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych pośrednio poszkodowanego w wypadku komunikacyjnym.
Rozpatrujący odwołanie Sąd Okręgowy w Kielcach (sygn. akt II Ca 405/14) nie pozostawił, jednak wątpliwości, iż pieniądze rodzicom się należą.