Po co władzy informacje o uczniach?

Każdy człowiek kochający wolność na pytanie, czy władzy publicznej wolno tworzyć system, w którym gromadzi się dane wrażliwe, musi odpowiedzieć negatywnie – mówił w piątek poseł PiS Kazimierz Ujazdowski. Mówił przed uchwaleniem ustawy o informacji oświatowej.

Aktualizacja: 16.04.2011 03:00 Publikacja: 16.04.2011 01:02

Do tej pory resort edukacji korzystał z danych zbiorczych – umiejętności, cechy czy przypadłości uczniów przedstawiano na podstawie informacji przysyłanych ze szkół w procentach. Teraz urzędnicy chcą mieć, bez zgody rodziców, na przykład profil psychologiczny każdego przedszkolaka i maturzysty. Po nazwisku i Pesel-u. Po co?

 

Szukamy odpowiedzi w wystąpieniu poseł sprawozdawcy Bożeny Augustyn z PO. Przepraszam za biurokratyczną nowomowę: „W przypadku zbierania danych jednostkowych jest także dążenie do osiągnięcia rzetelności zbieranych danych, a co za tym idzie, optymalizacji wydatków ze środków publicznych, które w dużej mierze zależą od liczby uczniów i od ich potrzeb edukacyjnych. Chodzi także o udoskonalenie systemu nadzoru pedagogicznego ze względu na możliwość prowadzenia zaawansowanych analiz, które dotyczą np. edukacyjnej wartości dodanej. Indywidualizacja danych o uczniach umożliwi dokumentowanie ich kompletnej ścieżki edukacyjnej".

Rozumiemy? Niewiele, za to skóra cierpnie. Tako rzecze biurokracja. Po co resortowi te dane? Dla obliczenia subwencji? A czy te wszystkie informacje o każdym uczniu będą naprawdę temu służyły? Do abstrakcyjnego „dokumentowania ścieżki"? Trudno się nie zgodzić z opozycją, która krzyczała o zagrożeniach. Dostrzegli je też, sądząc z głosowań, pojedynczy posłowie koalicji: Jarosław Gowin czy Waldemar Pawlak.

Docieramy, jak wiele rozwiniętych krajów, do punktu, gdzie zderzają się różne racje: chęć urzędników, aby wiedzieć i kontrolować, kontra prawo do prywatności i obawy obywateli. Politycy PO przekonują, że system gromadzenia jest szczelny, ale jaką mamy gwarancję?

W Polsce jest i dodatkowy kontekst. To Donald Tusk, piętnując PiS-owskie rządy, mówił o ich „dążeniu do wszechkontroli". A bliskie PO media dostawały palpitacji po każdej pogłosce, że jakiś urząd chce coś sprawdzić czy czegoś się dowiedzieć. Dziś, w obliczu prawdziwych obaw, ten wolnościowy ton umilkł jak za dotknięciem różdżki. Dlaczego?

Do tej pory resort edukacji korzystał z danych zbiorczych – umiejętności, cechy czy przypadłości uczniów przedstawiano na podstawie informacji przysyłanych ze szkół w procentach. Teraz urzędnicy chcą mieć, bez zgody rodziców, na przykład profil psychologiczny każdego przedszkolaka i maturzysty. Po nazwisku i Pesel-u. Po co?

Szukamy odpowiedzi w wystąpieniu poseł sprawozdawcy Bożeny Augustyn z PO. Przepraszam za biurokratyczną nowomowę: „W przypadku zbierania danych jednostkowych jest także dążenie do osiągnięcia rzetelności zbieranych danych, a co za tym idzie, optymalizacji wydatków ze środków publicznych, które w dużej mierze zależą od liczby uczniów i od ich potrzeb edukacyjnych. Chodzi także o udoskonalenie systemu nadzoru pedagogicznego ze względu na możliwość prowadzenia zaawansowanych analiz, które dotyczą np. edukacyjnej wartości dodanej. Indywidualizacja danych o uczniach umożliwi dokumentowanie ich kompletnej ścieżki edukacyjnej".

W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Sądy i trybunały
Prezydent powołał nowego prezesa Trybunału Konstytucyjnego. To kolega Ziobry