Donald Tusk wczoraj po raz pierwszy tak jednoznacznie zapowiedział, że dopiero w 2012 r. może dojść do prywatyzacji gdańskiej firmy, która jest drugim po PKN Orlen producentem paliwa w Polsce. Choć minister skarbu kilka tygodni temu opublikował zaproszenie do składania ofert i czeka na nie jeszcze dwa miesiące. – Oferty muszą spełniać różnego typu wymogi, (...) także gwarantujące bezpieczeństwo energetyczne Polski – przekonywał premier.

[wyimek]2,5 mld zł może wynieść cena za pakiet akcji Lotosu należący do państwa[/wyimek]

Te opinie pojawiły się tuż po wizycie prezydenta Rosji w Warszawie, który do polskiego rządu apelował o otwartość na inwestycje rosyjskie. Zainteresowane nabyciem Lotosu są co najmniej dwa rosyjskie koncerny – GazpromNieft i Rosnieft. Premier Tusk zapewnił, że nie ma uprzedzeń wobec Rosji, a każdy, kto będzie chciał w Polsce inwestować, będzie oceniany pod kątem biznesowym. – Z zasady nie odrzucamy żadnej oferty. Ale nie ma mowy o tym, by ktokolwiek – także Rosja – mógł liczyć na jakieś szczególne przywileje. Lotos dla Polski jest firmą o szczególnym znaczeniu – dodał.

Eksperci uważają, że premier dał jednoznacznie do zrozumienia, że sprzedaż Lotosu nie będzie typową prywatyzacją. – To też sygnał, że Skarb Państwa nie będzie za wszelką cenę pozbywał się udziałów, a oczekiwania wobec inwestorów będą bardzo wysokie, nie tylko gdy chodzi o wycenę – mówi jeden z nich.

Według wczorajszych notowań giełdowych pakiet 53 proc. akcji Skarbu Państwa w Lotosie jest wart 2,25 mld zł. Ale potencjalny inwestor będzie musiał jeszcze zapłacić premię za przejęcie kontroli nad firmą.