rz: Czy pamięta pani pierwszą swoją podopieczną?
Franciszka Pniewska: Nie bardzo. To było tyle lat temu, chyba w 1994 r. Wtedy to rozpoczęłam współpracę z Domem Samotnej Matki w Koszalinie.
W jaki sposób rozpoczęła się ta współpraca?
Dom Samotnej Matki mieścił się przy ul. Wojska Polskiego naprzeciwko firmy, której obsługę prawną prowadziłam. Stale więc obok niego przechodziłam i widziałam, że ciągle coś tam się dzieje. Ludzie przywozili meble, ubrania, żywność. Zaczęło się od zwykłego „dzień dobry", prostych rozmów. Z czasem się zaangażowałam i zaczęłam pomagać. Nigdy jednak nie były to typowe porady prawne. Niedawno pomagałam dziewczynie z podkoszalińskiej wsi. Była w ciąży z chłopakiem, który nie chciał tego dziecka, straszył ją, że jeżeli wystąpi o ustalenie ojcostwa i alimenty, to jej zrobi krzywdę. W takiej sytuacji nie wystarczy być prawnikiem, trzeba też być też psychologiem, terapeutą. Wprawdzie przygotowanie w tym zakresie mam mizerne, ale przez te wszystkie lata dużo się nauczyłam, obcując z tymi ludźmi.
A jak potoczyły się losy tej dziewczyny?