Boris Johnson w tym tygodniu wreszcie ma zapełniony kalendarz dyplomatyczny. Na nieco ponad dwa miesiące przed spodziewanym terminem brexitu spotka się z prezydentem Macronem i kanclerz Merkel. Wielu widzi w tym ostatnią szansę na zapobieżenie brutalnemu rozwodowi Zjednoczonego Królestwa z Unią. Tym bardziej że poufny raport brytyjskiego rządu, który ujrzał w ten weekend światło dziennie, rysuje w takim przypadku katastrofalną wizję paraliżu przejść granicznych, pustych aptek i niedoborów żywności.

Ale to płonne nadzieje. Unia już w listopadzie zeszłego roku zawarła z Theresą May umowę o warunkach brexitu i jej treści nie zmieni. Sednem tego dokumentu są zapisy o tzw. backstopie – systemie, który ma zapobiec przywróceniu kontroli na granicy między Ulsterem a Republiką Irlandii poprzez utrzymanie północnej części Zielonej Wyspy w jednolitym rynku po wyjściu Królestwa ze Wspólnoty. Zależy na tym władzom w Dublinie, bo to fundamentalny element tzw. porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r., które położyło kres dziesiątkom lat konfliktów między katolikami i protestantami w Irlandii Północnej. Jeden telefon Merkel i Macrona zapewne by wystarczył, aby irlandzki premier Leo Varadkar poszedł w tej sprawie na ustępstwa. Twardy brexit i tak zmusi Dublin do wprowadzenia kontroli na północnej granicy, bez czego nie da się egzekwować unijnej polityki handlowej. Likwidacja backstopu najpewniej pozwoliłaby zaś na wynegocjowanie z Londynem kompromisowych warunków brexitu i zapobieżenie kataklizmowi brutalnego zerwania więzi Wysp z kontynentem. Ale w ten sposób Unia straciłaby swoją duszę, wręcz sens istnienia. Porzucając w chwili próby jeden ze swoich krajów członkowskich, i to w żywotnej dla niego sprawie, pokazałaby, jak mało warte jest członkostwo w zjednoczonej Europie. To nie byłoby w interesie jakiegokolwiek z 27 państw, także Polski, która przecież mogłaby szybko pozostać osamotniona, np. w stosunkach Rosją.

Klucz do zapobieżenia brexitowi znajduje się więc w samym Londynie, jest wypadkową krajowej polityki. Brytyjczycy muszą sami wypić piwo, którego nawarzyli.