Wszystkie demony Mattiego Nykänena

Nie żyje jeden z najlepszych skoczków w historii. Matti Nykänen miał 55 lat. Finlandia straciła swego George'a Besta.

Aktualizacja: 04.02.2019 22:16 Publikacja: 04.02.2019 19:20

Matti Nykänen zdobył złoty i srebrny medal igrzysk w Sarajewie (1984) i trzy złote w Calgary (1988).

Matti Nykänen zdobył złoty i srebrny medal igrzysk w Sarajewie (1984) i trzy złote w Calgary (1988). Był dziewięciokrotnym medalistą mistrzostw świata (pięć razy złoto, zaczął od Oslo’1982), także mistrzem świata w lotach (1985), mistrzem świata juniorów (1991) i mistrzem świata weteranów (2008). Cztery razy zdobywał Puchar Świata, zwyciężył w 46 konkursach pucharowych, dwa razy wygrywał Turniej Czterech Skoczni. Był też rekordzistą świata w długości lotu – 191 m w 1985 r.

Foto: AFP

Starsi jeszcze pamiętają uśmiechniętego chłopaka z blond czupryną, który wygrywał w latach 80. niemal każdy konkurs skoków, fantastycznego mistrza olimpijskiego i mistrza świata. Młodsi widzieli tylko szarpiącego się z życiem byłego sportowca, przegranego bohatera fińskich tabloidów, alkoholika, celebrytę, marnego piosenkarza, niespełnionego polityka i skazywanego za ataki nożownika.

Zagubiony chłopiec

Szamotał się ponad ćwierć wieku w biało-czarnym życiu, nie potrafiąc znaleźć spokojnego miejsca gdzieś w środku. W wydanej 15 lat temu biografii „Pozdrowienia z piekła" pisał: „Nie mam prywatnego życia, bo mam zły wizerunek". Zły – mało powiedziane.

Egon Theiner, współautor biografii, o której jej bohater rzekł, że „powinna stać na każdej półce obok Biblii", spędził z Nykänenem kilkanaście miesięcy. Zobaczył z bliska, czym była ta chciana i niechciana popularność skoczka w Finlandii. Dlaczego dostrzegano i opisywano, niekiedy wyśmiewano każdy grzech i fałszywy krok byłego mistrza.

Cytowano nieraz jego pijackie bon moty: „Każda szansa jest okazją", „Jutro jest zawsze przyszłością", „Miłość jest jak kłębek wełny – zaczyna się i kończy" jako przykład upadku intelektualnego, pokazywano zagubienie faceta w średnim wieku, który nie potrafił znaleźć się w świecie poza progiem skoczni i zrobił z własnego życia operę mydlaną.

Można było niemal codziennie przeczytać: Matti, jadąc przez most, zasnął pijany za kierownicą auta, znalazł zajęcie w erotycznej infolinii, śpiewa w barze karaoke, zaręczył się z 17-letnią dziewczyną z Estonii, odwołał zaręczyny tydzień później, poszedł do więzienia za zranienie nożem przyjaciela rodziny, znalazł ratunek w Bogu, zapewnia, że nie będzie pił, pije nadal.

Wobec takiej sławy, kto chciał pamiętać o spełnionych marzeniach ośmioletniego chłopaka z Jyväskylä, który obsesyjnie chciał skakać od rana do wieczora, robił to także przy światłach na lokalnym stoku i gdy skończył 18 lat, był już lepszy od wielu innych.

W opisach alkoholowych przygód, w detalach licznych życiowych zakrętów, szybko zatonęły opowieści o medalach olimpijskich, wielkich Kryształowych Kulach, zwycięskich Turniejach Czterech Skoczni, o magicznej zdolności wychwytywania każdego podmuchu wiatru pod deskami.

Karierę skończył w 1991 roku, trzy lata po sukcesach w Calgary. Powód dało 50. miejsce w mistrzostwach świata na dużej skoczni w Val di Fiemme i ból pleców. Wrócił wtedy do hotelu, zdemolował pokój, wszystko zniszczył, nawet telewizor – wspominali świadkowie. Wtedy o alkoholu mówiono względnie mało, choć było o czym opowiadać.

Śpiewając o cydrze

Reputację awanturnika i pijaka zdobył już podczas igrzysk w Sarajewie. Dwa lata później, w 1986 roku, przyłapano go na sklepowej kradzieży piwa i papierosów, dostał grzywnę i wyrok w zawieszeniu. Dwa razy wyrzucono go z kadry narodowej za wybryki podczas zgrupowań. Kolejny rok – przymusowy powrót do domu z Turnieju Czterech Skoczni za obsceniczne zachowanie. Miał 24 lata, był już ojcem, szybkimi krokami nadchodził pierwszy rozwód.

Pomysł na życie po skokach podsunęła mu grupa biznesmenów, chcących zrobić z niego artystę estradowego. Pierwszy był taki: nagrać płytę najlepszego skoczka świata z najgorszym, Eddiem „Orłem" Edwardsem. Nie wyszło, ale pierwszy album Nykänena „Noc niespodzianek" z 1992 roku, utrzymany w pogodnym stylu „nordic power pop", sprzedany w 25 tysiącach egzemplarzy (w Finlandii to sporo) niósł nadzieję.

Jednak drugi, „Samuraj", już się nie sprzedał. Trzeci też nie. Miał tytuł „Życie to życie" (po angielsku brzmiał tylko nieco lepiej: „Living is Life"), w zasadzie był reklamą producenta cydru, z którym były skoczek podpisał umowę sponsorską. Album zawierał m.in. utwór „Być może się napiłem, być może tego nie zrobiłem".

Próbował być doradcą i pośrednikiem w relacjach z gwiazdami sceny i telewizji, ta działalność skończyła się szybciej, niż zaczęła. W maju 1995 roku na chybcika zbudowano wokół niego populistyczno-nacjonalistyczną partię polityczną Prawdziwych Finów, przepadł w wyborach, ale polityka dała mu na chwilę posadę radnego.

Stąd był krok do pracy striptizera w restauracji (twierdził, że nigdy nie rozebrał się do końca), potem pracownika erotycznej infolinii. Z biedy zaczął sprzedawać medale. W 1998 roku był już po trzech ślubach i rozwodach. Spotkanie z fińskim producentem wędlin w celu sfinalizowania umowy sponsorskiej skończyło się czwartym małżeństwem, poznał dziedziczkę firmowej fortuny, „parówkową milionerkę" Mervi Tapolę.

Ten związek rozgrzał tabloidy do czerwoności. Dwa śluby (pierwszy w 2001 r., drugi w 2004 r.), dwa rozwody, 14 wycofywanych i ponownie składanych pozwów. Po drodze głośna sprawa ataku nożem na kumpla od wypitki. Nykänen tłumaczył sądowi, że poniosła go ambicja, przegrał tradycyjną zabawę w siłowanie na palce przy stoliku, więc dźgnął. Z 26 miesięcy więzienia odsiedział połowę.

Ostatni występ

Cztery dni po wyjściu na wolność został aresztowany za kolejny atak: ruszył z nożem na żonę. Trafił za kraty na kilka kolejnych miesięcy. Poprawy nie było. Drugi atak nożem kuchennym to Boże Narodzenie 2009 roku, doszła próba duszenia Mervi paskiem od szlafroka. Żona odmówiła obciążających zeznań, więc uratował skórę.

W 2006 roku powstał film „Matti: Hell is for Heroes" (Matti: dla bohaterów jest piekło). Przedstawiał skoczka jako ofiarę innych, wykorzystujących jego uprzejmość i łatwowierność. – Każdy, ty też zamawiasz piwo w barze. Ale o tym nie piszą następnego dnia w gazetach. Media sprawiają, że wyglądasz jak klaun. Zmień nazwisko na Nykänen, to zobaczysz – mówił do widzów i zdawał się wierzyć w tę wersję wydarzeń.

Częścią jego wizerunku stały się ciągłe próby wzięcia życia za rogi, publiczne obietnice poprawy, trzeźwienia i równie publiczne ekspiacje, że się nie udało. Małe sukcesy miał, powrócił do skoków, wygrał zawody weteranów. Trzy lata temu włożył frak, był gościem honorowym na balu z okazji Dnia Niepodległości. Zaprosił go sam prezydent Sauli Niinistö. Finowie, nawet bez rozgrzeszania win, jednak wciąż chcieli dostrzec w Nykänenie postać godną szacunku.

Jesienią 2018 r. usłyszał lekarską diagnozę: cukrzyca. Miesiąc temu w rozmowie z dziennikarzem magazynu „Aamulehti" mówił, że się przestraszył, że skutki mogą być fatalne, jeśli nie weźmie się za siebie, że już bierze insulinę, więc wraca mu chęć do życia. Znów śpiewał, dwa tygodnie temu w wypełnionym po brzegi barze w Tampere, trzy dni temu w restauracji w Helsinkach. Gdy powstawał ten tekst nie było jeszcze wiadomo, co było przyczyną jego śmierci.

Starsi jeszcze pamiętają uśmiechniętego chłopaka z blond czupryną, który wygrywał w latach 80. niemal każdy konkurs skoków, fantastycznego mistrza olimpijskiego i mistrza świata. Młodsi widzieli tylko szarpiącego się z życiem byłego sportowca, przegranego bohatera fińskich tabloidów, alkoholika, celebrytę, marnego piosenkarza, niespełnionego polityka i skazywanego za ataki nożownika.

Zagubiony chłopiec

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach
Inne sporty
Magnus Carlsen wraca do Polski. Będzie gwiazdą turnieju w Warszawie
Inne sporty
Rosjanie i Białorusini na igrzyskach w Paryżu. Jak umiera olimpijski ruch oporu