Polityk prawie doskonały

Marzycie o ojcu narodu? Mężu stanu łączącym w sobie cechy bezwzględnego gracza politycznego i doskonałego administratora? Był już taki. Umarł okrągłe 2 tysiące lat temu. Nazywał się August. Oktawian August.

Publikacja: 18.07.2014 21:43

Płaskorzeźba Ołtarza Pokoju przedstawiająca procesję rodziny Augusta i dostojników. „Ojczyznę wolną

Płaskorzeźba Ołtarza Pokoju przedstawiająca procesję rodziny Augusta i dostojników. „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie”

Foto: AFP

W ogłoszonym pod koniec ubiegłego roku rankingu osób, które wywarły największy wpływ na dzieje ludzkości, znalazł się na 30. miejscu. Nisko jak na kogoś, kto dał imię swej epoce i zbudował system rządów funkcjonujący – lepiej lub gorzej – przez lat 300. Do końca istnienia imperium był dla Rzymian punktem odniesienia. „Bądź szczęśliwszy od Augusta" – życzyli kolejnym panującym.

Faktycznie, szczęścia mu nie brakowało. Ponosił porażki, ale zawsze się z nich podnosił. Nigdy nie tracił zimnej krwi. I zawsze potrafił nadać swym poczynaniom pozory legalizmu. Bogowie poskąpili mu talentów militarnych, miał jednak smykałkę do manipulowania ludźmi. Biografka princepsa Patricia Southern jest przekonana o istnieniu suto opłacanej grupy speców od reklamy dbających o jego publiczny wizerunek. Obywatelom wmawiano, że syn boskiego Cezara to jedyny gwarant dobrobytu, pokoju i bezpieczeństwa. Literaci ogłaszali nadejście „nowej złotej epoki".

Jej akuszer trwał u steru przez 44 lata, stając się ucieleśnieniem Rzymu. Odporny na blichtr władzy umiał stworzyć pozory, że jest zaledwie pierwszym z równych. Ludziom się to podobało. Jedynowładztwo w wersji soft wydało się im mniej dolegliwe od ekscesów panującej wcześniej oligarchii.

Największym sukcesem Oktawiana jest bodaj fakt, że wiemy o nim tyle, ile chciał, żebyśmy wiedzieli. Żadna z 13 ksiąg jego pamiętników nie przetrwała do naszych czasów, ale zdążyli z nich skorzystać starożytni historycy. Zachowały się samochwalcze „Res gestae divi Augusti" oraz działające na wyobraźnię budowle: Panteon, teatry w Puli i Orange, dedykowana wnukom imperatora świątynia w Nimes czy pomnik jego zwycięstwa nad alpejskimi ludami w La Turbie.

Subtelny tyran

Najważniejsza rzymska pamiątka tamtych czasów, Ara Pacis – Ołtarz Pokoju, została zrekonstruowana na rozkaz Mussoliniego. Duce, uważający się za nowe wcielenie Augusta, hucznie świętował dwutysięczną rocznicę urodzin swego idola. Może dlatego program obchodów dwutysięcznej rocznicy zgonu jest skromny. Wypełniają go głównie konferencje historyków i archeologów. Hiszpańska Tarragona, która z woli princepsa została stolicą prowincji, uczciła jego pamięć trzytygodniową fiestą.

Włochów ruszyło sumienie i zaczęli wreszcie odnawiać mauzoleum Augusta. Zanim popadło w ruinę, służyło jako twierdza, arena walki byków i sala koncertowa. Dyrygował tu sam Arturo Toscanini. Faszyści nie zdążyli odbudować zabytku, demokracja umyła ręce, a miejsce wiecznego spoczynku Ojca Ojczyzny i jego sukcesorów upodobały sobie córy Koryntu oraz bezdomni. Teraz ma się to zmienić.

W Muzeum Kapitolińskim otwarto wystawę „Ja, August, imperator rzymski", przeniesioną później do Paryża. Zwiedzających witał posąg jubilata, znaleziony w willi jego żony Liwii w Prima Porta. Oktawian, wystylizowany na herosa, minę ma obojętną. Nieludzkim spokojem emanują też inne wizerunki princepsa. Wiecznie młody, jak faraon. Twarz – maska. Wśród eksponatów są też prawdziwe maski, którymi ozdobiony był teatr Marcellusa, niedoszłego następcy Augusta. Twórcy wystawy, świadomie czy nie, trafili w samo sedno. Oktawian był aktorem. Ale przyznał się do tego dopiero na łożu śmierci.

Szekspir miał go za niegodziwca, który doprowadził do śmierci kochanków wszech czasów: Kleopatrę i Antoniusza. Wolter nie mógł wybaczyć princepsowi, że przyłożył rękę do śmierci Cycerona. W książce Roberta Gravesa „Ja, Klaudiusz", a jeszcze bardziej w opartej na niej serialu telewizyjnym, Oktawian to naiwniak wodzony za nos przez perfidną kobietę. „August rządził światem, a Liwia Augustem". Żona imperatora po trupach dąży do celu, torując drogę do władzy Tyberiuszowi, swemu synowi z pierwszego małżeństwa.

John Williams, autor powieści epistolarnej „August", poszedł w przeciwnym kierunku. Tytułowy bohater jest wrażliwym intelektualistą, który żeby zmienić świat, musi najpierw zmienić siebie. Na ołtarzu racji stanu złoży wszystko, co było mu drogie. Umiera rozgoryczony, lecz przekonany, że jego istnienie „przyniosło światu więcej korzyści niż szkody".

Zgoła inaczej Oktawian wypada, gdy spojrzy się na niego oczami córki. Julia, narratorka powieści „Kochałam Tyberiusza" Elisabeth Dored, z przerażeniem odkrywa, że ojciec to zimny drań lubiący poniżać i mieszać z błotem swoje ofiary. W posłowiu norweska pisarka stawia kropkę nad i: „Nawet jeśli odznaczał się większym umiarem niż inni tyrani, wyznawał zwykłą moralność dyktatora opartą na prawie silniejszego".

Zdaje się, że Dored przeczytała, do dziś uchodzącą za pomnikową, pracę „Rewolucja rzymska" Ronalda Syme'a z 1939 roku. Brytyjski historyk napiętnował Augusta jako pozbawionego zasad cynika oraz protoplastę XX-wiecznych zamordystów, na czele z Hitlerem. Z kolei w książce Jacka Bocheńskiego „Nazo poeta" z 1969 r. pierwszy senator dziwnie przypomina pierwszego sekretarza. Na tym tle „subtelny tyran" Edwarda Gibbona zdaje się być niemal komplementem.

Do walki o władzę startował z marnej pozycji. Pochlebcy dopisali mu fałszywy rodowód sięgający czasów wojen z Kartaginą, ale prawda była inna. Przodkowie Gajusza Oktawiusza, typowi nuworysze, dorobili się na spekulacjach finansowych. Ojciec, pierwszy senator w rodzinie, zmarł, zanim zdążył dokonać jakiegoś pamiętnego czynu. Ojczym, Lucjusz Marcjusz, był lawirantem politycznym. Największym atutem okazała się babka Julia, siostra Cezara. Słynny wódz interesował się młodym krewniakiem, dbał o jego edukację.

Dzięki protekcji stryjecznego dziadka Oktawian wdział męską togę już jako 15-latek i w przyspieszonym tempie przeskakiwał szczeble kariery politycznej. Z powodu wątłego zdrowia nie mógł towarzyszyć Cezarowi na polach bitew, ale regularnie asystował mu podczas uroczystości, przedstawień teatralnych i bankietów. Między bajki należy włożyć opowieści, jakoby miał udzielać dyktatorowi rad politycznych, a tym bardziej militarnych. Na pewno jednak bacznie obserwował pogrążony w intrygach, skorumpowany senat oraz rywalizację chorobliwie ambitnych polityków. I wyciągał wnioski.

Gdyby dyktator podejrzewał, że przyszywany wnuczek go prześcignie i kilka wieków później rzymscy władcy swych zastępców będą nazywać cezarami, dla siebie rezerwując tytuł augusta, może by się zawahał. Przyszłość była jednak niezapisaną kartą. W testamencie usynowił więc Oktawiana i zapisał mu większą część majątku. Pół roku później legł pod sztyletami spiskowców. Spadkobierca nie wahał się długo (jeśli w ogóle się wahał). Przestał używać swego imienia, przedstawiał się odtąd jako Gajusz Juliusz Cezar.

Pośmiertna adopcja była precedensem prawnym, co wykorzystał Marek Antoniusz, blokując młodzieńcowi dostęp do spadku. Oktawian po raz pierwszy błysnął wówczas geniuszem politycznym. Z własnych pieniędzy zaczął regulować długi Cezara i wypłacać testamentowe zapisy dobroczynne, zyskując tym sposobem sympatię ludu. Lansowanie kultu zamordowanego dyktatora zwiększało z kolei jego popularność w armii.

„Syn boskiego" potrzebował jeszcze 14 lat, by wdrapać się na szczyt, ale kości zostały rzucone. Starzy wyjadacze w rodzaju Cycerona, lekceważąc wątłego pretendenta, popełnili błąd nie do naprawienia. Oktawian szybko pojął, że w meczu o władzę faule są dozwolone. Deklarował obronę republiki, a stał się jej grabarzem. Ku zgrozie senatu dogadał się z innymi cezarianami. Wspólnie zarządzili fizyczną likwidację opozycjonistów, ich krewnych i przyjaciół. Proskrypcje objęły 300 senatorów i 2 tysiące ekwitów. Później August bagatelizował swój udział w tej akcji, zwalając winę na pozostałych triumwirów. Przypadkiem tylko zamieszkał w domu jednej z ofiar.

Z Antoniuszem też nie grał fair. Wykorzystał nieobecność szwagra w Rzymie, by szczuć na niego opinię publiczną, zarzucać mu nieobyczajność, uleganie obcym, wschodnim wpływom i monarsze ambicje. Upublicznienie treści testamentu konkurenta było, jakkolwiek by patrzeć, przestępstwem. Większość historyków sympatyzuje z Antoniuszem, który nawet w swych wadach wydaje się bardziej ludzki. W decydujących momentach zabrakło mu jednak cierpliwości, determinacji i sprytu. Oktawian miał ich aż nadto. Wojna nie trwała długo.

Gruba kreska

Jeszcze kilku ludzi musiało stracić życie, by dla pozostałych mogła zacząć się „nowa złota era". Byli wśród nich Cezarion – syn Cezara i Kleopatry, oraz najstarszy syn Antoniusza. Z miast imperium zniknęły posągi pokonanego triumwira, a dzień jego urodzin ogłoszono dniem feralnym. Pomniejszym malkontentom Oktawian zaproponował amnestię, na którą skwapliwie przystali. W ogóle zadziwił świat swoją łaskawością. Polecił zniszczyć wszystkie dokumenty, jakie powstały od śmierci Cezara do bitwy pod Akcjum. Okres bratobójczych wojen miał odejść w niepamięć. Przy okazji z kart historii znikały fakty rzucające cień na osobę zwycięzcy. Młodemu Oktawianowi zdarzyło się wkroczyć do sali obrad senatu na czele uzbrojonych ludzi i demonstracyjnie zająć miejsce między konsulami. Przypominanie o takich incydentach byłoby w nowej sytuacji nietaktem. Pogromca republiki obejmował bowiem rządy pod hasłami jej odnowienia.

Zwycięski Oktawian uniknął największego błędu swego przyszywanego ojca, czyli arogancji. Twardo trzymał się zasady: żadnych dożywotnich urzędów. Raz był konsulem, raz prokonsulem. Korzystał z uprawnień trybuna ludowego, cenzora i najwyższego kapłana. Nie narażał się bez potrzeby elitom. Pozwalał im się wygadać i powierzał mniej ważne zadania państwowe. Senat stał się de facto ciałem doradczym, ale princeps robił, co mógł, by przywrócić mu prestiż. Ponawiane czystki pozwoliły pozbyć się leni, hulaków i osobników nadmiernie samodzielnych. Praktyka „apelowania do Cezara" sprawiła, że Oktawian mógł ingerować w pracę sądów. Kontrolował też państwowe finanse i – niestety – zdarzało się, że mylił je ze swą prywatną szkatułą.

Spadkobierca Cezara nie był wizjonerem. Działał metodą prób i błędów. Mimo to stworzył zręby nowego ustroju, który (przynajmniej za jego życia) zdawał się łączyć najlepsze cechy rzymskiej republiki i monarchii typu wschodniego. Posiadł władzę, jakiej nikt wcześniej nad Tybrem nie miał, ale się z nią nie afiszował. Pochlebcy prześcigali się w proponowaniu mu kolejnych zaszczytów, które z reguły odrzucał. Odmówił nazwania się Romulusem, bo przywodziło to na myśl niesławne czasy monarchii. Imię Augustus, kojarzące się z augurem – kapłanem i auctoritas – powagą, bardziej przypadło mu do gustu. Stosowny wniosek zgłosił nawrócony zwolennik Antoniusza.

Podlizując się arystokracji i ludowi, pierwszy senator nigdy nie zapomniał o prawdziwej ostoi swej władzy. Legioniści i pretorianie, którzy przysięgali mu lojalność, mogli liczyć na godziwy żołd, podarki i wysokie odprawy. Gdy ważyły się losy wojny domowej, Oktawian nie zawahał się uwłaszczać weteranów kosztem ludności cywilnej.

Sam był kiepskim wodzem, decydujące bitwy wygrywali dla niego inni: Antoniusz, a potem Agrypa, Druzus i Tyberiusz. Tak się jakoś składało, że znalazłszy się wśród żołnierzy, zwykle zapadał na zdrowiu. Naturę choroby trawiącej imperatora pewnie mógłby wyjaśnić psycholog, ale w czasach antycznych nie było lekarzy o takiej specjalności. Zresztą i w cywilnych okolicznościach princeps polegał na współpracownikach. Trzeba przyznać, że  stawiał na odpowiednich ludzi.

August nie lubił Greków i wszystkiego, co przychodziło ze wschodu. Jak na ironię, za jego życia hellenizacja imperium poczyniła znaczne postępy, a Wieczne Miasto ogarnęła pierwsza fala egiptomanii. Princeps próbował tchnąć nowe życie w państwową rzymską religię i przeciwstawić się ekspansji obcych kultów. Marzyła mu się konserwatywna rewolucja. Ogłosił, że „każdy, kto nie chce zmieniać istniejącego porządku, jest dobrym człowiekiem i dobrym obywatelem".

Powrót do tradycyjnych rzymskich wartości wymuszano także środkami administracyjnymi. Wyśmiewane często w literaturze prorodzinne ustawodawstwo miało skłonić nobilów do zakładania rodzin, wierności małżeńskiej i płodzenia potomstwa. Niefortunne zapisy o karaniu cudzołożników okazały się wodą na młyn dla domorosłych detektywów i pospolitych donosicieli. Na ulicach pojawiły się patrole straży obyczajowej.

Rzym to ja

Rzym Augusta nie przypominał jednak Iranu ajatollaha Chomeiniego. Princeps, głosząc konieczność naprawy obyczajów, krytykując rozwiązłość i upodobanie do luksusu, wpadł we własne sidła. Wyszło bowiem na jaw, że kampanię promowania starorzymskich cnót sabotuje jego córka Julia, „zniesławiona wszelkiego rodzaju rozpustą". August po raz pierwszy i ostatni w życiu wpadł w szał. Został ośmieszony we własnym domu i jako pater familiae musiał dać przykład surowości.

Wyrzekł się swego jedynego dziecka. Kochanków Julii, na czele z Jullusem, młodszym synem Antoniusza, stracono. Ona sama została zesłana na Pandeterię, gdzie musiała żyć jak mniszka. W testamencie August zastrzegł, by pod żadnym pozorem nie pochowano ladacznicy w rodzinnym mauzoleum. Osiem lat później jej córkę, Julię Młodszą, spotkał ten sam los. Gdy urodziła na zesłaniu nieślubne dziecko, princeps kazał je porzucić, by umarło. Ofiarą konserwatywnej rewolucji padł też frywolny poeta Owidiusz.

Apologeci Oktawiana nie mogą uwierzyć, że był tak bezduszny. Twierdzą, że obie Julie zaplątały się w spiski polityczne (choć nie ma na to wystarczających dowodów). Wiadomo natomiast, że imperator traktował swoich bliskich jak meble, które można przestawiać z kąta w kąt. Nieszczęsną Julię najpierw wydał za swego siostrzeńca Marcellusa, a po jego śmierci za Agrypę. Ten był akurat żonaty (z siostrzenicą Augusta), ale od czegóż są rozwody? Tyberiusz, zmuszony z kolei do rozstania z córką Agrypy, ciężko to przeżywał. Zaniepokojony August załatwił mu sądowy zakaz zbliżania się do eksmałżonki. Fakt, że stracił kontrolę nad poczynaniami córki i wnuczki, był zapewne w jego oczach wystarczającym powodem, by pozbyć się ich raz na zawsze. Według dość popularnej teorii życie publiczne jest odwzorowaniem prywatnego. W tym kontekście tytuł jednej z biografii Augusta: „Ojciec chrzestny Europy", brzmi nie tylko dwuznacznie, ale i złowieszczo.

Był politykiem nieefektownym, lecz efektywnym. Dbał, by Rzymianie mieli pod dostatkiem chleba oraz igrzysk. Wystrzegał się nakładania nadzwyczajnych podatków i ściągania haraczy, co było plagą okresu wojen domowych. Uporządkował strukturę imperium. Odwiedził prawie wszystkie prowincje. Zapewnił bezpieczeństwo szlaków komunikacyjnych. 300 tysięcy żołnierzy wystarczyło, by zagwarantować Pax Augusta (po prawdzie Rzym nie miał wtedy godnych siebie przeciwników). To nieprawda, że Oktawian zastał Rzym ceglany, a zostawił marmurowy, ale rzeczywiście za jego rządów budowano sporo. Zdołał wprząc do swego rydwanu największych twórców epoki, choć osobiście cenił tylko literaturę dydaktyczną.

Koniec komedii

Publicznie princeps pojawiał się z rzadka, najchętniej podróżował pod osłoną nocy. Czyżby drażnił go widok wiwatujących tłumów? Nie wierzył w improwizację, do każdej rozmowy przystępował uzbrojony w notatki. Na użytek nobilów wywoływał ducha republiki. Na użytek ludu odgrywał przedstawienie z darciem szat, padaniem na kolana i błaganiem, by oszczędzono mu trudów sprawowania władzy. Nawet kiedy obwołano go Ojcem Ojczyzny, pozostał uprzejmy dla maluczkich.

Nikt nigdy nie widział go pijanego. Jadał mało wykwintnie, mieszkał skromnie. Podobno był przesądny, wstydził się swych młodzieńczych prób literackich i miał złośliwe poczucie humoru. Doprawdy, trudno pod tą maską dojrzeć człowieka. Jeśli wierzyć patologicznemu plotkarzowi Swetoniuszowi, imperator nie imponował wzrostem ani pięknym uzębieniem. Miał skłonność do abnegacji i hipochondrii, bał się burzy, unikał słońca i rzadko się kąpał, bo uważał, że tak jest zdrowiej. Miał też problem z porannym wstawaniem.

Na długich rządach Augusta cieniem położył się jego nepotyzm. Bezwstydnie promował członków swojej rodziny, oswajając opinię publiczną z faktem, że także po jego śmierci władza pozostanie w rękach dynastii julijsko-klaudyjskiej. Dla Rzymu nie była to dobra wiadomość. Princeps zgrzeszył bowiem optymizmem, zakładając, że jego bliscy, poddani permanentnej presji politycznej, podobnie jak on się zahartują i zachowają zdrowie psychiczne. Tym samym jest pośrednio odpowiedzialny za to, iż u steru imperium znalazły się takie indywidua jak Kaligula, Klaudiusz czy Neron.

Los chciał, że chorowity Oktawian przeżył nie tylko swoich rówieśników, ale nawet dwóch wnuków, w których upatrywał swych następców. Z bólem serca adoptował kandydata rezerwowego, Tyberiusza, którego cenił, ale nie lubił. Śmierć dopadła princepsa 19 sierpnia 14 r. w rodzinnej posiadłości w Noli koło Neapolu, w tym samym pokoju, w którym wyzionął ducha jego ojciec. Umierając, mówił o końcu komedii i prosił o brawa. Ledwie zamknął oczy, w drogę wyruszył oficer, który miał wypełnić ostatnią wolę Ojca Narodu – zgładzić ostatniego z jego wnuków. Zdaniem Augusta ten młody człowiek nie rokował żadnych nadziei politycznych.

W ogłoszonym pod koniec ubiegłego roku rankingu osób, które wywarły największy wpływ na dzieje ludzkości, znalazł się na 30. miejscu. Nisko jak na kogoś, kto dał imię swej epoce i zbudował system rządów funkcjonujący – lepiej lub gorzej – przez lat 300. Do końca istnienia imperium był dla Rzymian punktem odniesienia. „Bądź szczęśliwszy od Augusta" – życzyli kolejnym panującym.

Faktycznie, szczęścia mu nie brakowało. Ponosił porażki, ale zawsze się z nich podnosił. Nigdy nie tracił zimnej krwi. I zawsze potrafił nadać swym poczynaniom pozory legalizmu. Bogowie poskąpili mu talentów militarnych, miał jednak smykałkę do manipulowania ludźmi. Biografka princepsa Patricia Southern jest przekonana o istnieniu suto opłacanej grupy speców od reklamy dbających o jego publiczny wizerunek. Obywatelom wmawiano, że syn boskiego Cezara to jedyny gwarant dobrobytu, pokoju i bezpieczeństwa. Literaci ogłaszali nadejście „nowej złotej epoki".

Jej akuszer trwał u steru przez 44 lata, stając się ucieleśnieniem Rzymu. Odporny na blichtr władzy umiał stworzyć pozory, że jest zaledwie pierwszym z równych. Ludziom się to podobało. Jedynowładztwo w wersji soft wydało się im mniej dolegliwe od ekscesów panującej wcześniej oligarchii.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków