Niebawem, bo 1 października, usankcjonowana zostanie podwyżka opłaty rocznej za aplikacje adwokacką, radcowską i notarialną. Zasadniczo nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby zmiana ta była spowodowana wzrostem wydatków, jakie okręgowe rady muszą ponieść, aby osiągnąć właściwy poziom kształcenia aplikantów.
O podwyższeniu opłaty za aplikację nie zadecydowała jednak rzetelna analiza kosztów szkolenia, lecz kuriozalny mechanizm stworzony przez logikę urzędniczą. Utrzymanie tego niesprawiedliwego mechanizmu w krótkim czasie doprowadzi do ustanowienia – niedopuszczalnego w demokratycznym państwie prawa – ustawowego cenzusu majątkowego dla dostępu do aplikacji prawniczych.
W myśl art. 76b ust. 3 prawa o adwokaturze minister sprawiedliwości, po zasięgnięciu opinii Naczelnej Rady Adwokackiej, określa w rozporządzeniu wysokość opłaty rocznej, kierując się koniecznością zapewnienia aplikantom właściwego poziomu wykształcenia, przy czym wysokość opłaty nie może być wyższa niż sześciokrotność minimalnego wynagrodzenia (identyczny mechanizm przewidują pozostałe dwie ustawy korporacyjne).
Dzisiaj opłata roczna za aplikację adwokacką jest równa czterokrotności minimalnego wynagrodzenia za pracę.
Rzecz jednak w tym, że opłata ta niebawem wzrośnie, bo w rozporządzeniu z 11 września 2007 r. Rada Ministrów podniosła kwotę minimalnego wynagrodzenia na 2008 r. z 936 zł do 1126 zł, tj. o ponad 20 proc. Tym samym opłata roczna z tytułu szkolenia aplikantów automatycznie wzrośnie od 1 października o prawie 800 zł. Ale to nie koniec. Od 1 stycznia 2009 r. minimalna płaca wyniesie 1276 zł (MP nr 55, poz. 499), a więc o 150 zł więcej od tegorocznej. Efektem tego będzie kolejna podwyżka opłaty za aplikację, tym razem o kolejne 600 zł.