[b]Rz: Minęło już kilka dni od ogłoszenia wyników konkursu na aplikację ogólną, a kandydaci nie przestają narzekać na zbyt trudną część praktyczną – kazusy. Ich zdaniem pozbawiły ich szansy na naukę w krakowskiej Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Zgadza się pan z tymi zarzutami?[/b]
[b]Henryk Komisarski, sędzia, przewodniczący zespołu opracowującego testy i kazusy na aplikację ogólną:[/b] Nie zgadzam się. Myślę, że największy problem polegał na tym, że kazusy w ogóle znalazły się w konkursie, a nie na tym, jakie one były. Jakiekolwiek by się pojawiły, to najlepsi by sobie z nimi poradzili, a reszta narzekałaby na stopień trudności. To ustawodawca zdecydował, że tak ma wyglądać postępowanie konkursowe. Zespół tylko wykonał zadanie. I uważam, że zrobił to dobrze, choć aplikacja ogólna jest najnowszym pomysłem i robiliśmy to pierwszy raz. Słyszałem zresztą różne opinie o trudności kazusów. Byli kandydaci, którzy przyznawali, że kiedy pomyśleli na spokojnie, żaden z nich nie przekraczał ich możliwości. Częściej chyba słyszałem narzekania na zbyt krótki czas przeznaczony na egzamin. Ale na to też nie mieliśmy wpływu.
[b]Ale może wybrane kazusy były zbyt skomplikowane dla młodych ludzi w większości tuż po studiach, choć nie tylko oni mieli problemy z ich rozwiązaniem. Wielu dzisiejszych asystentów sędziów też narzekało na brak w nich precyzji. [/b]
Najmłodsi prawnicy to już zupełnie inna sprawa. Nie najlepszy wynik drugiego etapu konkursu powinien być sygnałem nie tylko dla studentów, ale i dla wielu uczelni, by większą uwagę zwracały na naukę praktycznego stosowania prawa, a nie tylko jego teorię i filozofię. Rozumiem, że bez nich nie może się obejść, ale prawnicy kończący studia i ubiegający się o miejsce na aplikacjach muszą dobrze radzić sobie ze stosowaniem prawa i uzasadnianiem decyzji.
[b]To pana opinia czy całego zespołu przygotowującego kazusy? Jak one powstają?[/b]