Nikt nie krzyczał: zdałem!

Czego nauczyły nas ostanie testy na aplikacje? Chyba tego, że zawód prawnika bywa walką - tak więc sobotnia zaprawa to doświadczenie, które może się kiedyś przydać.

Publikacja: 29.09.2008 07:58

Egzamin na aplikację radcy prawnego

Egzamin na aplikację radcy prawnego

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Zawiedzione nadzieje ponad 10 tysięcy młodych prawników którzy nie dostali się w poprzednią sobotę na aplikacje, nie nastrajają do lżejszego (niedzielnego) spojrzenia na to wydarzenie. Zapytajmy więc od razu, czy czegoś uczy ta gorzka nauka, czy ma pójść zupełnie na marne?

Zanim przejdziemy do wniosków spróbujmy opisać ten dzień. — Egzamin kojarzy mi się z kolejkami: poczynając od skrętu w ulicę do Centrum Handlowego Blue City (zdawało w nim ponad 600 osób), następnie przed szatnią (ponad 200 metrów), i przy wejściu do sali gdzie odbywał się test — mówi Zuzanna S. z Łodzi. — Kolejki były także wewnątrz: do toalety, mniej więcej po godzinie. Jedni autentycznie potrzebowali, inni chcieli zerknąć do kodeksu (niektórzy dobrze doczytali regulamin, był zakaz korzystania, co nie wyłączało ich zdaniem posiadania tego rodzaju książeczki) — relacjonuje z kolei Tomasz N. z Warszawy, któremu dwa lata temu zabrakło kilka punktów.

— Można było też zerkać co zakreśla sąsiad, choć miejsca były losowane — mówią kolejni. Nie było zbyt wiele czasu, jednak ok. 1/3 zdających wyszła znacznie przed czasem. Nie wytrzymywały nerwy. — Po pół godzinie zorientowałam się, że jest ciężko, ale dotarłam do końca testu, nie miałam już jednak siły czytać go ponownie, bałam się zresztą, żeby poprawiane odpowiedzi nie były gorsze — opowiada Alina B., która zastanawia się teraz czy nie wybrać spokojniejszej drogi kariery.

Zdający zaczęli wychodzić po ok. półtorej godziny, biegli do szatni (na wielu salach było zimo) wyglądali jak piłkarze po ciężkim meczu, który daje jeszcze jakiś szanse na awans, ale niezbyt duże. Na pytania odpowiadali niemal automatycznie, i podobnie - że test był znacznie trudniejszy niż poprzednie. Niezależnie od tego, czy ktoś zdawał po raz pierwszy i tuż po studiach (tych była mniejszość) czy już po nieudanych próbach albo kilku latach po zakończeniu studiów. Pierwsi wychodzący oceniali swoje szanse na 50 procent. Kolejni byli już większymi pesymistami.

Już po ok. 10 odpowiedziach było wiadomo, że test jest trudniejszy. Żaden wychodząc nie krzyknął: — zdałem! Jedna osoba wychodziła wyraźnie pewniejszym krokiem — okazało się, że to... ochroniarz obiektu.Na czym polegała trudność? Przede wszystkim na szerokim zakresie tematycznym pytań - ze specjalistycznych dziedzin takich jak podatki, prawo finansowe, administracyjne, konstytucyjne, europejskie, Trybunał Stanu. Pytań ze starych testów z lat poprzednich było zaledwie kilka.

Egzaminy przypomniały nieco dawny Służewiec. Wyścigi. Otóż tam najlepsze konie obstawiali tylko amatorzy, prawdziwi typerzy wiedzieli, że faworyt nie przybiegnie pierwszy. Można było chyba przewidzieć, mówiło się o tym przed egzaminami, że pytania będą dobrane inaczej, niż w poprzednich latach. Zresztą czy w 2008 r. można było nie spodziewać się pytań z prawa europejskiego, czy Trybunału Stanu — gdy co tydzień jakaś partia chce postawić przed nim jakiegoś polityka. Czy wreszcie z prawa konstytucyjnego — gdy mamy ciągła wojnę o konstytucyjne prerogatywy na linii rząd - prezydent?

Chyba wszyscy strzelali: byli nawet tacy co robili to w 50 a nawet 70 procentach pytań. Żeby jednak zdać trzeba być pewnym 160 pytań (64 proc.), a strzelać można tylko w 90 pytaniach (36 proc.).

Czy jest jakieś pocieszenie dla tych, co nie zdali? Niektórzy wychowawcy radzą, że dziecko najlepiej posłać do państwowej szkoły. Nie ma tragedii, że nie jest bezstresowa, że bywa niesprawiedliwa, że można się nauczyć i dostać dwóję, być grzecznym — a nauczycielka i tak skrzyczy. To wszystko potem w realnym życiu się przydaje. Szkoła elitarna, cieplarniana, nie da takich nauk.

Zawód prawnika bywa ciężki, to zawód walki, sobotnia zaprawa nie jest więc zupełnie zmarnowana.

Głowy do góry, młodzi absolwenci prawa.

Skomentuj artykuł

Zawiedzione nadzieje ponad 10 tysięcy młodych prawników którzy nie dostali się w poprzednią sobotę na aplikacje, nie nastrajają do lżejszego (niedzielnego) spojrzenia na to wydarzenie. Zapytajmy więc od razu, czy czegoś uczy ta gorzka nauka, czy ma pójść zupełnie na marne?

Zanim przejdziemy do wniosków spróbujmy opisać ten dzień. — Egzamin kojarzy mi się z kolejkami: poczynając od skrętu w ulicę do Centrum Handlowego Blue City (zdawało w nim ponad 600 osób), następnie przed szatnią (ponad 200 metrów), i przy wejściu do sali gdzie odbywał się test — mówi Zuzanna S. z Łodzi. — Kolejki były także wewnątrz: do toalety, mniej więcej po godzinie. Jedni autentycznie potrzebowali, inni chcieli zerknąć do kodeksu (niektórzy dobrze doczytali regulamin, był zakaz korzystania, co nie wyłączało ich zdaniem posiadania tego rodzaju książeczki) — relacjonuje z kolei Tomasz N. z Warszawy, któremu dwa lata temu zabrakło kilka punktów.

Prawo karne
Morderstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Obrońca podejrzanego: nie przyznał się
Ubezpieczenia i odszkodowania
Rekordowe odszkodowanie dla pacjenta. Miał operację kolana, wypisano go bez nogi
Prawo dla Ciebie
Jest decyzja SN ws. wytycznych PKW. Czy wstrząśnie wyborami?
Prawo karne
Mieszkanie Nawrockiego. Nieprawdziwe oświadczenia w akcie notarialnym – co na to prawo karne?
Matura i egzamin ósmoklasisty
Matura i egzamin ósmoklasisty 2025 z "Rzeczpospolitą" i WSiP
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem