Przystępując do lektury tekstu Ireneusza Walencika [link=http://www.rp.pl/artykul/201341,221695_Aplikacje_2009__same_niewiadome.html]"Aplikacje 2009: same niewiadome"[/link] liczyliśmy na rzetelny przekaz dotyczący projektowanych zmian ustawowych w zakresie naboru na aplikacje.
Zagadnienie to jest dla nas o tyle interesujące, iż na niekonstytucyjność tzw. naborów korporacyjnych oraz konieczność zmian w tym zakresie Przemysław Mijal wskazywał już kilka lat temu, jeszcze przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, formułując swoje postulaty również na lamach "Rz"(„Najciemniej pod latarnią. Zasady rekrutacji na aplikację radcowską", "Rz" z 15 stycznia 2003 r.).
Jednak puenta zawarta w artykule Ireneusza Walencika, która miała - jak się wydaje - wskazywać na zróżnicowany poziom szkoleń organizowanych dla aplikantów w poszczególnych izbach na terenie kraju spowodowała, iż uznaliśmy zamieszczony tekst w tej części za obraźliwy i będący wyrazem małomiasteczkowości jego autora, który formułując tego typu oceny upatruje i wskazuje jako na właściwy standard system funkcjonujący w stolicy, jednocześnie umniejszając rolę zawodu radcy prawnego w stosunku do profesji adwokata.
Autor traktuje możliwość odbywania aplikacji w stolicy jako element swoistego prestiżu, nie biorąc jednocześnie pod uwagę tego, że dla większości kandydatów do zawodu radcy prawnego bądź adwokata liczy się nie tyle miejsce odbywania aplikacji, ile jakość prowadzonych szkoleń, a te w mniejszych ośrodkach wcale nie muszą odbiegać poziomem od warszawskich, chociażby z uwagi na mniejszą ilość uczestników szkoleń.
Tego rodzaju oceny uważamy za niedopuszczalne i uwłaczające w stosunku do osób związanych ze szczecińską Okręgową Izbą Radców Prawnych, której jesteśmy członkami.