Dr nauk prawnych Jerzy Kopyra napisał („Rz” z 22 stycznia, „[link=http://www.rp.pl/artykul/251836.html]Adwokaci i radcowie prawni. Kto się boi doktora[/link]”), że „prace habilitacyjne w porównaniu z pracami doktorskimi są o wiele bardziej teoretyczne, gdyż traktują o instytucjach prawnych istniejących niezależnie od zmiennych przepisów (…)”. Tymczasem według art. 13 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=169160]ustawy o stopniach naukowych[/link](…) „Rozprawa doktorska (…) powinna stanowić oryginalne rozwiązanie problemu naukowego (tj. teoretycznego – A. B.) oraz wykazywać ogólną wiedzę teoretyczną kandydata”. Zgodnie z art. 17 ustawy rozprawa habilitacyjna „powinna stanowić znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny naukowej…”, a kandydat zgodnie z art. 16 powinien uzyskać „znaczny dorobek naukowy…”. Różnica między „rozwiązaniem problemu” a „znacznym wkładem w rozwój dyscypliny i nauki” polega nie tylko na ilości, ale i uniwersalności wymagań przewidzianych w wypadku habilitacji.
Doktorat obronić można po dwóch, trzech latach, zwłaszcza na masowych dziś studiach doktoranckich. Nie sprzyja to opanowaniu w pełni litery, a tym bardziej ducha prawa. Osoba habilitowana ma za sobą z reguły pracę kilkunastoletnią, i to zarówno naukową jak i dydaktyczną w formie wykładów, seminariów magisterskich i doktoranckich.
Liczba doktoratów w skali kraju jest znacznie większa niż sporadycznych habilitacji. Osoby habilitowane znacznie rzadziej decydują się na praktykę prawniczą, wybierając karierę akademicką. Trudno się zatem dziwić obawom korporacji związanym z perspektywą masowego „desantu” doktorów prezentowanym w trakcie prac ustawodawczych.
Jerzy Kopyra dziwi się, że samorządy zawodowe powołują się na obowiązującą je ochronę interesu publicznego. W sprawie tej zalecałbym zajrzenie do konstytucji, która w art. 17 stanowi, że w drodze ustawy „można tworzyć samorządy zawodowe, reprezentujące osoby wykonujące zawody zaufania publicznego i sprawujące pieczę nad należytym wykonywaniem tych zawodów w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony”. Zadanie te precyzują odpowiednie ustawy i przepisy wewnętrzne korporacji.
Autor w tekście pomija też problem korporacji notariuszy, o tyle specyficznej, że piastującej funkcje do niedawna wykonywane przez sądy, a i dziś obciążonej coraz liczniejszymi obowiązkami należącymi do państwa w sferze pewności obrotu prawnego, majątkowego i finansowego. Notariuszom przekazuje się też coraz nowe kompetencje sądów (ostatnio stwierdzanie nabycia spadków) jako swoistym organom parasądowym.