Czego się boi doktor? Egzaminu adwokackiego?

Wiedza doktorów prawa może być niewystarczająca do wykonywania zawodu adwokata. Do tego niezbędna jest praktyka, którą zdobywa się na aplikacji – dowodzi Dariusz Wojnar, członek prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej

Publikacja: 29.01.2009 07:08

Czego się boi doktor? Egzaminu adwokackiego?

Foto: Rzeczpospolita, Paweł Gałka

Red

Artykuł doktora Jerzego Kopyry pod znamiennym i prowokującym tytułem „[link=http://www.rp.pl/artykul/251836.html]Adwokaci i radcowie prawni: Kto się boi doktora?[/link]” („Rz” z 22 stycznia) stawia co najmniej dwie fałszywe tezy. Pierwszą, że liderzy samorządu adwokatów są przeciwni zasilaniu szeregów palestry przez dobrze wykształconą kadrę doktorów nauk prawnych. Drugą, że jeśli zabierają głos w publicznej dyskusji o przyszłym kształcie zawodów prawniczych, czynią to wyłącznie we własnym (czytaj: członków samorządu) interesie, posługując się w nieuzasadniony sposób pojęciem „interes społeczny”.

[srodtytul]Doświadczeni mile widziani w palestrze[/srodtytul]

Fałszywe i bezpodstawne jest twierdzenie, że jeżeli władze samorządowe podejmują dyskusję na temat poziomu świadczonych usług, czynią to w imię własnego interesu (w domyśle: ekonomicznego). Gdyby tak było, dawno już należałoby zrezygnować ze sztywnych zasad etycznych, w tym zakazu reklamy, dzięki którym w ramach swobody wolnego rynku funkcjonują podstawowe zasady przyzwoitości. Można wskazywać i piętnować niedoskonałości egzekwowania reguł, ale nie można z nich zrezygnować. Nietrudno sobie wyobrazić, jak wyglądałyby zawody prawnicze bez tych reguł. Taki eksperyment przeprowadzono w Hiszpanii, gdzie poluzowano zasady dostępu do zawodu adwokata, ale już w 2009 roku wejdą w życie przepisy kończące tę nieudaną próbę.

Władze samorządu nie sprzeciwiają się możliwości zasilenia szeregów palestry przez rzeszę doktorów nauk prawnych, gdyż perspektywa wzmocnienia merytorycznego jest bardzo atrakcyjna. Rzecz w tym, aby do zawodu nie trafiali ludzie z przypadku, ale by byli to wyłącznie ci doktorzy, których wiedza pozwoli przejść egzamin adwokacki z marszu. Trudno tu nie odnieść się do kwestii kształcenia uniwersyteckiego, w którym uzyskanie stopnia naukowego doktora to trzeci etap studiów, a z upowszechnieniem doktoratów dochodzi do naturalnego obniżania poziomu przygotowywanych dysertacji. Trywializując, czy ma działać mechanizm: nie masz etatu na uczelni, nie zdałeś na aplikację – zrób doktorat, będziesz adwokatem?

Autor stawia tezę o braku istotnych różnic między doktoratem a habilitacją. Nie można się oprzeć wrażeniu, że jest to przejaw jego pychy. Zdaje się zapominać, czym się różni kolokwium habilitacyjne od obrony doktoratu i jakie trzeba spełnić wymogi, by móc do niego przystąpić. Wątpliwości, jakie mogą się pojawić przy ocenie – utrwalonych już tradycją regulacji – uprawnień doktorów habilitowanych do wpisu na listę adwokatów, nie oznaczają automatycznego rozszerzenia grupy beneficjentów tych przepisów na grupę doktorów. Poza dyskusją jest też okoliczność, że habilitacja to ocena całego dorobku naukowego kandydata, który nie może powstać w ciągu roku lub dwóch – jak coraz częściej doktorat.

[srodtytul]Aplikacja, czyli praktyka[/srodtytul]

Najistotniejszy błąd doktora Kopyry wynika z jego niewiedzy o tym, na czym polega wykonywanie zawodu adwokata i na czym polega aplikacja adwokacka. W konsekwencji zrównuje tę ostatnią z praktyką, jaką można odbyć przez trzy lata w kancelarii adwokackiej lub u radcy prawnego. Zdaje się zatem nie zauważać podstawowych regulacji wynikających z prawa o adwokaturze, które uprawniają aplikanta adwokackiego do szeregu czynności (w istocie tożsamych z uprawnieniami adwokata). Tymczasem zwykły pracownik kancelarii nie przejrzy akt w sądzie, nie może reprezentować strony w zastępstwie adwokata przed sądem, a – co bodaj najistotniejsze – doktor nauk prawnych zatrudniony w kancelarii nie pozostaje pod ochroną tajemnicy zawodowej. Wskutek tego ci z adwokatów, którzy udostępniają akta spraw osobom niebędącym aplikantami adwokackimi, czynią to na własną odpowiedzialność.

Aplikacja to praktyczna nauka wykonywania zawodu adwokata. Praca naukowa polegająca na przygotowaniu i obronie doktoratu zasadniczo różni się od codziennej praktyki związanej z wypełnianiem obowiązków spoczywających na adwokacie. W trakcie rozprawy doktorskiej nie weryfikuje się umiejętności czysto praktycznych, np. sporządzania pism procesowych czy apelacji, lecz z założenia obejmuje ona szczegółowe zagadnienia prawne związane z tematem pracy. W takim stanie rzeczy trudno przyjąć, że każda osoba, która uzyskała stopień naukowy doktora nauk prawnych, będzie posiadała podobne umiejętności praktyczne jak aplikant adwokacki, który odbył całą aplikację i z sukcesem zdał kompetencyjny egzamin zawodowy.

Trudno też nie odnieść wrażenia, że w apelu do Sejmu RP, by odrzucił poprawkę senacką dotyczącą doktorów (art. 66 ust. 1 pkt 5 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=166507]prawa o adwokaturze[/link]), kryje się fałszywa nuta. Bo przecież w istocie autor proponuje nieformalną, uproszczoną aplikację – z pominięciem wszystkich rygorów z nią związanych – podczas której weryfikacja umiejętności przyszłego adwokata będzie dokonywana przez jednego adwokata, który następnie wyda „zaświadczenie”. Pogratulować dobrego samopoczucia doktorowi, który będzie się ubiegał o wpis na listę adwokatów na podstawie zaświadczenia jednego pracodawcy! Albo się więc kwestionuje etykę adwokacką i bezinteresowność działania, jak czyni to doktor Kopyra, albo uznaje, że wystarcza w tak ważkiej sprawie decyzja jednego adwokata.

[srodtytul]Trybunał też docenia praktykę[/srodtytul]

Należy mieć w końcu na uwadze, że zmiana w prawie o adwokaturze zaproponowana w noweli sejmowej nie stanowi wykonania wyroku Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego adwokatów. Poprzednia regulacja zaskarżona przez samorząd nie przyznawała doktorom nauk prawnych prawa wpisu na listę adwokatów, lecz jedynie dawała możliwość dopuszczenia do zdawania egzaminu adwokackiego bez obowiązku odbycia aplikacji, co zresztą zostałoby zachowane nawet przy uwzględnieniu poprawki Senatu RP. Chciałoby się zadać pytanie: Czego się boi doktor? Egzaminu?

Przyznanie doktorom nauk prawnych prawa do ubiegania się o wpisanie na listę adwokatów bez zdania jakiegokolwiek egzaminu zawodowego może budzić wątpliwości i na ten przede wszystkim aspekt zwracał uwagę Senatu samorząd zawodowy. Trybunał bowiem stwierdził w wyrokach (w sprawach K 6/06 i 30/06), że „posiadanie stopnia naukowego doktora nauk prawnych samo przez się nie gwarantuje dostatecznego kontaktu z praktyką w zawodzie prawniczym”. Stwierdził jednak, że nawet jeżeli doktor nauk prawnych nie posiada kontaktu z praktyką (co jednak coraz rzadziej ma miejsce), to jego umiejętności będą zweryfikowane przez egzamin adwokacki.

Wbrew tezie artykułu senackie poprawki nie niweczą całego projektu sejmowego. Wręcz przeciwnie: poprzez przywrócenie wysokich wymagań (przywrócenie egzaminów ustnych i praktyk sądowych) powodują, że nabiera on cech istotnych dla całego społeczeństwa i jest tworzony z myślą o nim, a nie tylko o jednej grupie: doktorów nauk prawnych. W zgodzie z konstytucją i interesem obywateli.

[srodtytul]Sędzia nie może być teoretykiem[/srodtytul]

Na zakończenie warto też odnieść się do szerszej perspektywy – prób reformy całego wymiaru sprawiedliwości w Polsce, obejmującej nowe uregulowania odnośnie do kształcenia prawników i uzyskiwania przez nich uprawnień zawodowych. Nikt nie polemizował dotąd z twierdzeniem, że zawód sędziego – wykonywany przez najlepiej wykształcone, cieszące się nieposzlakowaną opinią osoby z ugruntowanym doświadczeniem prawniczym – w wyniku reformy powinien się stać koroną zawodów prawniczych. Zapewne też deklaracje Ministerstwa Sprawiedliwości co do swobodnego przepływu między zawodami, właśnie w imię profesjonalnej mądrości przyszłych sędziów, nie są jedynie pustymi słowami.

Należy zatem oceniać rozwiązania przyjęte w znowelizowanej ustawie, o której pisze autor, również przez pryzmat tego, że w przyszłości osoby, które uzyskają dostęp do zawodu adwokata, mogą zostać sędziami. Kryteria uzyskiwania uprawnień umożliwiających wykonywanie poszczególnych zawodów powinny zatem utrzymywać wysokie wymogi profesjonalne, które nie będą odbiegać od poziomu, jaki jest wymagany od przyszłych sędziów. Piszę o tym, ponieważ należy zawsze uwzględnić wszystkie możliwe przesłanki, nie tylko te najbliższe własnym interesom.

[ramka][b][link=http://blog.rp.pl/goracytemat/2009/01/29/czego-sie-boi-doktor-egzaminu-adwokackiego/]Skomentuj ten artykuł[/link][/b][/ramka]

W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"