Wprawdzie już pod koniec ubiegłego roku ceny ubezpieczeń komunikacyjnych zaczęły powoli rosnąć, ale najwyraźniej nie na tyle, żeby biznes stał się wreszcie opłacalny. Wyraźnie widać to w tegorocznych wynikach finansowych branży: wpływy ze składek prawie się nie zmieniły w porównaniu z poprzednim rokiem, tymczasem wartość wypłacanych odszkodowań gwałtownie wzrosła.

Jaka przyszłość czeka branżę i jej klientów? W sytuacji ponoszenia ciągłych strat w segmencie komunikacyjnym nie ma odwrotu od kalkulacji cen polis w taki sposób, aby odzwierciedlały one rzeczywiste ryzyko. Tym bardziej że nie można już liczyć na to, że klienci zgodzą się na marne odszkodowanie proponowane przez firmy, bo stali się bardziej świadomi swoich praw i coraz częściej zwracają się do sądu, gdy uznają, że zakład zaniżył należną im wypłatę.

Z drugiej strony klienci na pewno nie przyjmą wyższych cen polis z entuzjazmem. Dlatego ubezpieczyciele będą musieli zaoferować im coś ekstra – lepszy model obsługi czy bezpośrednią likwidację szkód, które część firm, z PZU na czele, już wprowadziło lub planuje wprowadzić. Od mało wiarygodnych dotychczas zapewnień o zorientowaniu na klienta i trosce o jego satysfakcję zakłady będą po prostu musiały przejść do czynów.

To jednak szybko nie poprawi wyników branży. Tym bardziej że w przyszłym roku zapłaci ona – podobnie jak banki – specjalny podatek. Ale tylko ci najwięksi, bo poziom kwalifikujących do obłożenia daniną aktywów określono tak wysoko, że obejmie tylko co szósty zakład ubezpieczeń. Dlatego przyszły rok będzie zapewne okresem przewartościowania strategii w wielu firmach.