Tamtejsze wielkie i chłonne rynki mogą dać szanse na osiąganie znacznie wyższych zysków niż bezpieczne, lecz zatłoczone konkurentami kraje Unii Europejskiej. A jeśli możemy odnosić biznesowe sukcesy w tak odległych i odmiennych kulturowo krajach jak Oman, Senegal czy Chiny, dlaczego nie miałoby udać się w Brazylii, Chile czy Meksyku?

Wydaje się, że kraje Ameryki Łacińskiej powinny być nam kulturowo bliższe od azjatyckich czy afrykańskich. To szansa, którą można wykorzystać. Brazylia jest interesująca dla polskich producentów maszyn, elektroniki, środków transportu czy środków chemicznych. Rozwijająca się motoryzacja Meksyku mogłaby importować z Polski części i komponenty. W Chile moglibyśmy się angażować w wykorzystywanie energii odnawialnej i sprzedawać kolorowe kosmetyki.

Ameryka Łacińska nie jest jednak kierunkiem do ekspansji łatwym. Problemem jest odległość, różnice kulturowe, nieznane procedury administracyjne. Do tego dochodzą skomplikowane systemy podatkowe czy wreszcie protekcjonizm gospodarczy. W rezultacie okazuje się, że dla bezpiecznego prowadzenia interesów niezbędny staje się lokalny partner. W Brazylii przedsiębiorcom kłopoty sprawia także język portugalski, którym jako jedynym posługuje się duża część tamtejszych przedsiębiorców.

Nie znaczy to, że ryzyko biznesowe na południowoamerykańskich rynkach ma być większe niż np. w odległej Azji Południowo-Wschodniej. Trzeba się tylko dobrze przygotować. I wykorzystać okazje, gdy tamtejsi inwestorzy zaczynają szukać nowych partnerów.