Brexit: Marbella na ratunek Hiszpanii

Madryt stawia ultimatum – jeśli status Hiszpanów na Wyspach nie będzie uregulowany, prawa stracą Brytyjczycy w Hiszpanii. A jest ich dwa razy więcej.

Publikacja: 26.09.2019 18:31

Marbella na Costa del Sol to symbol brytyjskich marzeń o udanej starości. Czy po brexicie nie będą m

Marbella na Costa del Sol to symbol brytyjskich marzeń o udanej starości. Czy po brexicie nie będą możliwe do spełnienia?

Foto: shutterstock

Ofensywa, jaką podjął szef hiszpańskiej dyplomacji Josep Borrell, dotyczy tak naprawdę wszystkich obywateli UE żyjących w Zjednoczonym Królestwie, w tym niemal miliona Polaków. W wydawaniu praw pobytu po brexicie Londyn nie rozróżnia bowiem między narodowościami państw Wspólnoty. Ale w przeciwieństwie do Warszawy Hiszpania ma potężny instrument nacisku na Brytyjczyków.

– W Hiszpanii mieszka ok. 400 tys. Brytyjczyków, w Wielkiej Brytanii – niewiele ponad 150 tys. Hiszpanów. To poważny argument w negocjacjach – przyznają „Rzeczpospolitej" źródła dyplomatyczne w Warszawie.

Z naszych informacji wynika jednak, że dyplomacje hiszpańska i polska nie koordynują działań w Londynie.

Kucharz królowej

Problem dotyczy przyznania przez brytyjski Home Office statusu osoby osiedlonej (settled status) tym obywatelom UE, którzy mieszkają na Wyspach od przeszło pięciu lat. Zdaniem londyńskiego Migration Observatory ten warunek spełnia 69 proc. spośród 3,2 mln osób, które przyjechały ze Wspólnoty na Wyspy. Jednak z każdym miesiącem udział tych, którym odmówiono settled status, rośnie: w sierpniu wynosił 43 proc. Pozostali muszą zadowolić się znacznie mniej korzystnym pre-settled status, który może pozbawić ich prawa do pozostania w królestwie w ciągu pięciu lat i pozbawia ich już po 1 listopada części praw.

Kilka tygodni temu brytyjską Polonię obiegła wiadomość, że znany kucharz Damian Wawrzyniak, który dwukrotnie gotował dla rodziny królewskiej, mieszka w Wielkiej Brytanii od 15 lat i w jej stolicy prowadzi restaurację, nie zdołał otrzymać statusu osoby osiedlonej.

– Odwołam się od tego i jeśli będzie to konieczne, zatrudnię prawników. Ale są miliony innych, którzy nie będą w stanie zrozumieć, co się tutaj dzieje. Musimy przygotować się na jakąś masową reakcję – zaapelował Wawrzyniak cytowany przez polonijny portal Polish Express.

Z kolei „Financial Times" podaje szereg przykładów Hiszpanów, Francuz czy Rumunów, którzy mimo walki z brytyjskimi urzędami statusu osoby osiedlonej nie uzyskały.

Hiszpania sprawę rozwiązała zupełnie inaczej. Już w marcu rząd przyjął dekret, zgodnie z którym w razie twardego brexitu Brytyjczycy mieszkający w królestwie Felipe VI zachowają automatycznie wszystkie dotychczasowe prawa, w tym do pracy, ochrony zdrowia, uznania prawa jazdy czy dyplomów uniwersyteckich. To zasadniczo oznaczałoby utrzymanie układu, jaki istnieje do tej pory, a który i tak budził wątpliwości w Madrycie. W szczególności Hiszpanie z tego powodu od lat dopłacali do usług medycznych świadczonych zwykle starszym Brytyjczykom, którzy kupili sobie domy w Andaluzji, na Wyspach Kanaryjskich czy Balearach. Brytyjska służba zdrowia, powszechnie uważana za gorszą, nie miała takich obciążeń, bo hiszpańscy emigranci są zwykle młodzi.

Jednak na początku tego tygodnia Borrell ostrzegł przebywającego w Madrycie ministra ds. brexitu Steve'a Barclaya, że te przywileje zostaną zawieszone w ciągu dwóch miesięcy, jeśli dotychczasowe prawa Hiszpanów (i obywateli UE) nie będą gwarantowane. Postęp może tu być szybki: delegacje obu krajów mają się ponownie spotkać na początku tygodnia. Sam Borrell zachowuje dużą sympatię do Polski: ostatnio w naszym kraju przebywał cztery dni w ramach obchodów 80. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, z własnej inicjatywy odwiedził były niemiecki obóz zagłady w Treblince i Muzeum Powstawania Warszawskiego.

Utracony raj

Brytyjczycy przyznają, że Hiszpanie uderzyli w ich słaby punkt. Dla nich symbolem utraconego raju może się okazać Marbella, najbardziej luksusowy kurort nadmorski kraju.

– Jeszcze przez wiele dziesięcioleci Hiszpania pozostanie ulubionym kierunkiem wypoczynku dla Brytyjczyków. Słońce, kultura, kuchnia – jak temu nie ulec – przyznaje odpowiedzialny za turystykę w ambasadzie Zjednoczonego Królestwa Paul Clark.

Hiszpania ma jednak w zanadrzu jeszcze jedną kartę przetargową. W razie twardego brexitu może zamknąć granicę z Gibraltarem, kolonią brytyjską, którą zdaniem Madrytu Londyn od pokoju w Utrechcie (1713) kontroluje nielegalnie. To postawiłoby w bardzo trudnej sytuacji to terytorium.

Do hiszpańskiego ultimatum mogą przyłączyć się także Francja i Portugalia, gdzie również wielu Brytyjczyków uciekło przed marną pogodą w kraju i kupiło sobie rezydencje (choć jest ich dalece mniej niż w Hiszpanii). W Wielkiej Brytanii mieszka ok. 300 tys. Francuzów.

Spośród prawie miliona Polaków tylko ok. 27 proc. wystąpiło dotąd o uregulowanie statusu w Wielkiej Brytanii. Ambasador RP Arkady Rzegocki zaapelował niedawno do nich, aby wracali do ojczyzny.

Ofensywa, jaką podjął szef hiszpańskiej dyplomacji Josep Borrell, dotyczy tak naprawdę wszystkich obywateli UE żyjących w Zjednoczonym Królestwie, w tym niemal miliona Polaków. W wydawaniu praw pobytu po brexicie Londyn nie rozróżnia bowiem między narodowościami państw Wspólnoty. Ale w przeciwieństwie do Warszawy Hiszpania ma potężny instrument nacisku na Brytyjczyków.

– W Hiszpanii mieszka ok. 400 tys. Brytyjczyków, w Wielkiej Brytanii – niewiele ponad 150 tys. Hiszpanów. To poważny argument w negocjacjach – przyznają „Rzeczpospolitej" źródła dyplomatyczne w Warszawie.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 804
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 803
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800