Bagna, dragi i szpiedzy

Trzy nowe seriale uchylają drzwi telewizyjnej rewolucji w Polsce. Żaden nie robi tego genialnie, ale i tak jest spektakularnie.

Aktualizacja: 02.11.2018 13:12 Publikacja: 02.11.2018 12:56

Foto: materiały prasowe

Widmo krąży po Europie. Widmo rewolucji serialowej. A przynajmniej tak można sądzić, gdy spojrzy się na liczbę wysokobudżetowych seriali na wzór amerykański powstających w ostatnim czasie u nas i u sąsiadów. Parę przykładów z brzegu – serie wyprodukowane bądź współprodukowane przez międzynarodowe sieci kablowe oraz serwisy telewizji na życzenie (VOD) to m.in. niemiecki „Dark” (prod. Netflix), czeskie „Pustkowie” (HBO), włoska „Suburra” (Netflix). W listopadzie HBO pochwali się także rumuńsko-niemieckim „Hackerville”, a w grudniu pokaże chorwacki „Sukces”.

O tym, czy nowy serialowy model przyjął się  w Polsce, możemy się przekonać już teraz, gdyż jesienią ukazały się trzy ciekawe serie. Każda to dzieło dużego potentata na rynku telewizyjnym i VOD, których filie dawno już zadomowiły się w Polsce (HBO, Canal Plus) albo dopiero wkroczyły (Showmax).

 

Seria mrugnięć

Pierwszy to „Rojst” wyprodukowany przez Showmax i Studio Filmowe „Kadr”, napisany i nakręcony przez Jana Holoubka (tak, syna Gustawa). Mamy rok 1984 w nieokreślonym mieście na ziemiach zachodnich. Bohaterami są dziennikarze lokalnej (i lojalnej partii) gazety – odliczający dni do emerytury Witold Wanycz (Andrzej Seweryn) oraz jego młodsza wersja, czyli jeszcze nieprzeżarty cynizmem i goryczą Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik). Obydwaj wdepną w śledztwo, które okaże się polem minowym pełnym trupów, ubecji i działaczy partyjnych.

Scenariusz jest zgrabny, choć jak na pięć odcinków przeładowany został szczegółami, postaciami i wątkami pobocznymi – aż chciałoby się o każdym z bohaterów dowiedzieć czegoś więcej. Lokalizacje, kostiumy i charakteryzacja są pierwszorzędne. Z ekranu aż bije charakterystyczny dla PRL smród papierochów, wódy i kopcących fiacików, wymieszany z zapachem „Pani Walewskiej” i „Warsa”.

Kluczem do „Rojsta” jest jednak mrugnięcie. Twórcy na każdym kroku puszczają do widzów oko, piętrząc cytaty i kulturowe nawiązania. Piotr Fronczewski jako kierownik hotelu, pojawia się więc na ekranie przy dźwiękach piosenki Franka Kimono. Wokalista Marek Dyjak gra rzeźnika z przeszłością boksera. Adam Woronowicz, który niegdyś wcielił się w księdza Popiełuszkę, tutaj jest esbekiem wrzucającym ofiarę do bagażnika, zaś tytuł serialu odwołuje się do książki Tadeusza Konwickiego. A w ścieżce dźwiękowej przeboje Zauchy, Maanamu, Wodeckiego, tak chętnie odkopywane dzisiaj i remiksowane przez didżejów. Dla niektórych uczyni to „Rojsta” bardziej sexy, innych zmęczy, bo przecież ile można mrugać i cytować. Efekt końcowy jest solidny, choć pozostawia niedosyt.

Ślepe sztosy

To miał być hit. Jako materiał wyjściowy jedna z lepszych powieści ostatnich lat – „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka, inspirowana życiem, historia wzlotu i upadku narkotykowego dilera, który przemierza Warszawę dowożąc kokainę celebrytom, politykom, artystom i bananowej młodzieży. Produkcja HBO wyszła jednak odrobinę poniżej oczekiwań.

Osiem odcinków nakręconych przez Krzysztofa Skoniecznego jest dosyć nierównych. Twórcy poszli w stronę wideoklipu i komiksowej mocnej kreski. Obok scen znakomitych, błyskotliwie napisanych i świetnie zagranych (brawurowe szarże aktorskie Cezarego Pazury i Jana Frycza), jest też niestety sporo momentów słabych, zwłaszcza pod względem aktorstwa. Niektóre fragmenty przypominają wręcz nieudane etiudy studenckie.

Dużo jest również ekranowych pustych przebiegów, scen zbędnych. Każdy z godzinnych odcinków mógłby spokojnie być o kilka minut krótszy. O porażce zdecydowanie nie można powiedzieć, ale o stuprocentowym „sztosie” – jak chcieliby niektórzy zaślepieni kibice tego serialu – też nie. Trzymając się języka produkcji: jest bardzo spoko, choć chwilami przypałowo.

Walka trwa

Kolejna z jesiennych premier to „Nielegalni”, których kolejne odcinki pokazuje Canal Plus. Nakręceni wspólnymi siłami przez Leszka Dawida („Jesteś bogiem” i „Ki”) oraz Jana P. Matuszyńskiego („Ostatnia rodzina”). Za kanwę scenariusza również posłużyła beletrystyka – seria powieści szpiegowskich Vincenta V. Severskiego.

„Nielegalni”, z pozoru najmniej wyrafinowany z całej trójki serial, a jednak najrówniejszy, umiejętnie eksponujący swe walory (dobra międzynarodowa obsada i zdjęcia kręcone za granicami Polski, m.in. w Stambule i Sztokholmie). To serial nieudający wielkiej artystycznej produkcji, jednocześnie zrobiony z ambicjami i świetnie zagrany – Grzegorz Damięcki to obecnie jeden z najciekawszych aktorów średniego pokolenia – wszechstronny i wciąż nieopatrzony.

Nie gorzej w szpiegowską konwencję wchodzą Filip Pławiak, Agnieszka Grochowska i Andrzej Seweryn. Nie powstało arcydzieło, to w końcu dosyć typowa jak na swoją konwencję produkcja, ale niektóre sceny akcji, rozciągnięte w czasie i na olbrzymiej przestrzeni miejskiej, są tak sprawnie zainscenizowane, że można się zastanowić, czy to przypadkiem nie sam Michael Mann zaplątał się z kamerą nad Wisłę.

To nie koniec serialowych nowości jesieni. Już za chwilę czeka nas kolejny etap serialowej rewolucji w Polsce: 30 listopada Netflix pokaże „1983” w reżyserii czterech kobiet m.in. Agnieszki Holland. To historia alternatywna opowiadająca o Polsce, którą wciąż spowija żelazna kurtyna, a środkowo-europejski komunizm żyje i jest jeszcze bardziej opresyjny.

Każdy taki serial przybliża nas o krok do rewolucji, która w Ameryce przemeblowała całą produkcję telewizyjną oraz filmową. A do zdobycia jest świat, bo jak pokazuje przypadek Stefano Sollimy (włoskiego twórcy „Gomorry” i „Suburry”), świetny serial w Europie może być początkiem kariery międzynarodowej za oceanem.

Widmo krąży po Europie. Widmo rewolucji serialowej. A przynajmniej tak można sądzić, gdy spojrzy się na liczbę wysokobudżetowych seriali na wzór amerykański powstających w ostatnim czasie u nas i u sąsiadów. Parę przykładów z brzegu – serie wyprodukowane bądź współprodukowane przez międzynarodowe sieci kablowe oraz serwisy telewizji na życzenie (VOD) to m.in. niemiecki „Dark” (prod. Netflix), czeskie „Pustkowie” (HBO), włoska „Suburra” (Netflix). W listopadzie HBO pochwali się także rumuńsko-niemieckim „Hackerville”, a w grudniu pokaże chorwacki „Sukces”.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Telewizja
Apple kręci w Warszawie serial. Zamknięto Świątynię Opatrzności Bożej
Telewizja
Herstory: Portrety ponad 20 wybitnych Polek w projekcie HISTORY Channel
Serial
„Władcy przestworzy” na Apple TV+. Straceńcy latali w dzień
Telewizja
Magdalena Piekorz zajmie się serialami i filmami w TVP
Telewizja
Serialowe Złote Globy. Kolejny triumf „Sukcesji”