Sprawa członkostwa właśnie się waży. Thierse zaproponował, że odda legitymację socjaldemokratycznej SPD. Szefowie partii, którzy parę dni temu atakowali go za wstecznictwo, zaczęli się jednak wahać, czy to dobry pomysł, by tak znany polityk opuścił jej szeregi w atmosferze ostrego sporu kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi.
77-letni Thierse to najbardziej prominentny polityk SPD wywodzący się z dawnej NRD, wiele lat zasiadał w zarządzie partii. Od 1998 do 2005 roku był przewodniczącym Bundestagu, a przez następne dwie kadencje wiceprzewodniczącym.
Zaczęło się od tekstu, który pod koniec lutego Thierse opublikował w najważniejszej konserwatywnej gazecie „Frankfurter Allgemeine Zeitung". Wyraził obawy, że polityka tożsamości, skupiona na mniejszościach, na wymazywaniu nieprawomyślnych nazw i zakazywaniu wyrażania niektórych poglądów (cancel culture), zniechęci społeczeństwo. Czas pandemii pokazał, jak ważne są wspólnota i solidarność. Nie możemy, sugerował, pozostawić prawicy takich pojęć jak „strony ojczyste", „patriotyzm", „kultura narodowa". Pojawiła się groźba, dodał, że lewica nie będzie uznawała, że także większość, a nie tylko mniejszości, ma „uprawnione kulturowe pretensje". Bo jej zdaniem są reakcyjne czy rasistowskie.
W tekście podkreślał kilka razy znaczenie praw mniejszości, ale to nie pomogło. Najpierw zareagowały środowiska LGBT, mówiąc, że Thierse ma poglądy „starego białego mężczyzny o orientacji heteroseksualnej".
Potem odezwali się szefowie SPD (wywodzą się z postępowego skrzydła) Saskia Esken i Kevin Kühnert. Jak opisywał berliński dziennik „Tagesspiegel", nie wymienili nazwiska Thiersego, wspominali o „przedstawicielach partii", którzy demonstrują niepostępowy wizerunek SPD. I im jest z tego powodu bardzo wstyd.