– W Rosji nie ma i nie powinno być ksenofobii oraz antysemityzmu – kategorycznie oświadczyła szefowa rosyjskiego Senatu Walentina Matwijenko na moskiewskiej konferencji poświęconej właśnie problemom ksenofobii.
Ale szef niezależnego ośrodka socjologicznego Centrum Lewady prof. Lew Gudkow przedstawił dane dokładnie przeciwne. Według niego obecnie 8–13 proc. dorosłej ludności kraju stanowi „twarde jądro" ksenofobów. – To ludzie, którzy charakteryzują się kompleksem ofiary: uważają, że ich życie nie jest kształtowane przez nich, lecz przez jakieś siły zewnętrzne. Stąd też podwyższony poziom agresji – tłumaczył.
Przeczytaj też: Rosjanie sami uszkodzili swój jedyny lotniskowiec
Wokół „twardego jądra" grupuje się kolejne 20–30 proc. – To rodzaj utajonej agresji, która może się przerodzić w jawną tylko w przypadku narodowej mobilizacji, w której wezmą udział organy państwa – podsumował.
Poziom niechęci do obcych jest znacznie wyższy niż na przełomie lat 80. i 90., gdy Rosję – zdaniem Gudkowa – wyprzedzały nawet Austria, Węgry czy Polska. Wzrostowi ksenofobii towarzyszy erozja społecznej grupy odrzucającej ją. W latach 90. było to około połowy społeczeństwa, obecnie tylko 25–30 proc. – Rosyjski nacjonalizm zaczął być widoczny na przełomie wieków, kiedy dał znać o sobie kompleks utraty wielkiego imperium – dodał.