Rzeczpospolita: W 2016 r. odnotowano 701 spraw związanych z przestępstwami z nienawiści w internecie. Skąd w sieci tyle nienawiści?
Włodzimierz Gogołek: Drzemie ona w ludzkiej naturze, ma coraz częściej podłoże biznesowe i polityczne. Mówimy o hejtingu, nienawiści, ale przecież pojęcie „paszkwilu" istnieje od dawna. Z tym że paszkwile sprzed lat wymagały dużego wysiłku w ich upowszechnieniu. Teraz mamy ogólnodostępne, tanie, multimedialne, globalne kanały komunikacji. Rozpowszechnianie hejtu w skali szkoły, miasta, a nawet świata jest dziecinnie proste. Korzystaniu z tego sprzyja poczucie anonimowości w sieci.
Czy nie jest ono złudzeniem?
Jest. Odnalezienie hejtera jest kwestią jego (braku) kompetencji i pieniędzy. Przeciętnego autora obraźliwych wpisów można odszukać niewielkim wysiłkiem, ale jeżeli ktoś ma sporą wiedzę o sieci, to jego zidentyfikowanie może kosztować nawet setki tysięcy dolarów. Wszystko sprowadza się do umiejętnego anonimizowania poczynań w sieci.
Na czym to polega?