Krajowa Rada Sądownictwa przygotowała nawet kilka miesięcy temu specjalną ankietę dla mediów, w której dziennikarze mogli zgłaszać swoje zastrzeżenia i uwagi co do jakości tej komunikacji. Powstał też pomysł powołania rzecznika wszystkich sądów, który zabierałby głos w sprawach zasadniczych dla wymiaru sprawiedliwości.
Wszystko to cenne inicjatywy i dobry znak, że wymiar sprawiedliwości może już nie chce się zamykać w wieży z kości słoniowej i przemawiać z katedry kodem zrozumiałym dla niewielu.
Na tę prawniczo-urzędniczą nowomowę, którą raczyli opinię publiczną wypowiadający się w mediach sędziowie, zwracano uwagę wiele razy. Bo co z tego, że jest fachowo, skoro przeciętny Kowalski, do którego skierowany jest przekaz, i tak nic z niego nie rozumie. To zresztą wielokrotnie obracało się przeciwko sądom. Bardziej przekonujące w medialnym przekazie były uproszczenia i uogólnienia różnej maści ekspertów niż właśnie ten fachowy żargon.
Jest lepiej, ale do sprawnej komunikacji wymiar sprawiedliwości – obywatele droga jeszcze daleka. A musi być to droga świadoma, niewymuszona jedynie własnym wizerunkowym interesem.
Taka refleksja nasunęła mi się ostatnio po przeczytaniu książki „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii" autorstwa Asne Seierstad. Norweska dziennikarka bardzo wnikliwie odtwarza i analizuje wydarzenia, do których doszło w lipcu 2011 r., kiedy to Anders Breivik dokonał masakry na wysepce Utoya, zabijając 69 uczestników młodzieżowego obozu Partii Pracy, po tym jak wcześniej podłożył bombę w dzielnicy rządowej w Oslo. Autorka osadza wydarzenia w społecznych realiach współczesnej Norwegii.