Śląskie insurekcje

W 1918 r. niepodległość odzyskaliśmy głównie w wyniku klęski mocarstw zaborczych, ale wcale nie było oczywiste, że odrodzone państwo przetrwa i jakie obszary znajdą się w jego granicach. Na Górnym Śląsku Polacy chwytali za broń aż trzykrotnie.

Aktualizacja: 28.07.2019 16:44 Publikacja: 25.07.2019 21:00

Śląskie insurekcje

Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Po zakończeniu I wojny światowej Górny Śląsk był skazany na konflikt zbrojny. Zarówno odrodzonej Polsce, jak i osłabionym, ale wciąż groźnym Niemcom zależało na wysokorozwiniętym górnośląskim okręgu przemysłowym, który tworzyły setki kopalń, hut i fabryk, a który napędzało czarne złoto – węgiel. Coraz intensywniej rozpalał się także konflikt etniczny pomiędzy polską większością a mieszkającymi tu Niemcami i zgermanizowanymi Ślązakami. Mimo brutalnej akcji germanizacyjnej prowadzonej przez zjednoczone państwo niemieckie i licznych represji, przeważająca część ludności polskiej Górnego Śląska zachowała tożsamość narodową. Według niemieckiego spisu z 1910 r. Polacy stanowili 60 proc. mieszkańców tego regionu. Budzenie się nowoczesnej świadomości narodowej nabrało tempa w drugiej połowie XIX w. dzięki działalności licznych stowarzyszeń polskich oraz aktywności polskich działaczy społecznych, oświatowych i politycznych.

Podczas konferencji wersalskiej delegacja polska zaproponowała włączenie do Polski całego terytorium Górnego Śląska, argumentując taką decyzję przewagą liczebną ludności polskojęzycznej. Początkowo zwycięskie mocarstwa chciały się do tej prośby przychylić, ale ostatecznie dały się przekonać delegacji niemieckiej, która twierdziła, że bez przemysłu Górnego Śląska Niemcy nie będą w stanie spłacać reparacji wojennych. Nie bez znaczenia było także poparcie udzielone przez Brytyjczyków, którym zależało na utrzymaniu w Europie równowagi sił. Ostatecznie na mocy artykułu 88 traktatu wersalskiego losy spornego terytorium miał rozstrzygnąć plebiscyt.

Decyzja ta nie zadowoliła żadnej ze stron konfliktu. Ponieważ Górny Śląsk nadal formalnie był terytorium niemieckim, władze w Berlinie wzmogły państwowy terror wymierzony w propolsko nastawionych mieszkańców regionu. Jego narzędziami były niemieckie formacje wojskowe – tzw. Straży Granicznej (Grenzschutz) i paramilitarnych oddziałów ochotniczych (Freikorps). Odpowiedzią była fala strajków, którą dodatkowo podsycała pogarszająca się sytuacja gospodarcza. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że linie podziałów narodowościowych dość precyzyjnie pokrywały się z podziałami społecznymi. Polacy mieszkali głównie na wsi i przeważali wśród robotników; dwory, fabryki i miasta były niemieckie. Wystąpienia antyniemieckie miały coraz częściej charakter spontaniczny, polscy politycy nie do końca panowali nad sytuacją. Z kolei niemieckie interwencje podczas strajków były bardzo brutalne, np. w styczniu 1919 r. w Królewskiej Hucie (dzisiaj Chorzów) zginęło od kul niemieckich żandarmów kilkanaście osób.

Preludium I powstania śląskiego było tzw. powstanie oleskie, do którego doszło w nocy z 7 na 8 czerwca 1919 r. w okolicach miasteczka Olesno. Ponieważ tuż za rzekami Prosną i Liswartą stacjonowały regularne odziały wojska polskiego, miejscowi działacze niepodległościowi wpadli na pomysł samodzielnego opanowania Olesna i przyłączenia go do Polski. Dla powodzenia akcji kluczowe było jednak uzyskanie militarnego wsparcia zza rzek. A także zdobycie pewnej leśniczówki, gdzie rzekomo miał znajdować się niemiecki magazyn broni. Leśniczówkę zajęto, ale istnienie magazynu okazało się wielką blagą. Dlatego 300-osobowy oddział, który zgromadził się między Wachowem i Łowoszowem, zmuszony był rozproszyć się i nie mógł wedle planu zaatakować baterii niemieckiej artylerii w Wojciechowie. Udało się jedynie zerwać łączność telefoniczną i zaminować most pod Sowczycami. Niemieckie władze wyłapały niedoszłych powstańców i poddały ich brutalnym represjom.

III powstanie śląskie: pododdział powstańczy w Rybniku. Widoczni ochotnicy z karabinami; maj 1921 r.

III powstanie śląskie: pododdział powstańczy w Rybniku. Widoczni ochotnicy z karabinami; maj 1921 r.

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pierwszy zryw

Przygotowaniami do wystąpienia zbrojnego Polaków na Górnym Śląsku kierowała miejscowa placówka Polskiej Organizacji Wojskowej utworzona w lutym 1919 r. i dowodzona przez Alfonsa Zgrzebnioka. Mimo że POW szybko rosła w siłę, przygotowania szły opornie wskutek konfliktu we władzach organizacji między Zgrzebniokiem a dowódcą POW w Bytomiu Józefem Grzegorzkiem.

Tymczasem przez Górny Śląsk przetaczały się kolejne fale strajków i wystąpień robotniczych. 15 sierpnia 1919 r. oddziały Grenzschutzu dokonały krwawej masakry robotników kopalni w Mysłakowicach. Zabito dziesięć osób, kilkanaście zostało rannych. Wywołało to olbrzymie wzburzenie wśród górnośląskich Polaków. Rozpoczął się kolejny strajk generalny, a POW ogłosił mobilizację. Ostatecznie jednak zebrani w Strumieniu dowódcy POW podjęli decyzję o zaniechaniu walki. Grzegorzek nie zdołał jej jednak przekazać do swojego oddziału, ponieważ w drodze powrotnej został aresztowany przez niemieckich policjantów. Niektórzy badacze podejrzewają, że było to zamierzone działanie Niemców, którzy chcieli sprowokować Polski atak, skompromitować przeciwnika w oczach mocarstw i przy okazji zamanifestować swoją siłę.

Nie mogąc doczekać się na jednoznaczne rozkazy z góry, grupa uchodźców z Maksymilianem Iksalem podjęła decyzję o wybuchu powstania. Termin wyznaczono na 17 sierpnia 1919 r., na godzinę 2.00. Po tej godzinie powstańcy przekroczyli Olzę, zaatakowali Gołkowice oraz dworzec kolejowy w Godowie. Walki powstańcze w krótkim czasie objęły m.in. powiaty pszczyński, rybnicki i katowicki. Działania wojskowe były szeregiem nieco przypadkowych potyczek z lepiej zorganizowanym i uzbrojonym przeciwnikiem. Brakowało planu działania i sprawnego scentralizowanego dowództwa. Po początkowych sukcesach niemiecki Grenzschutz sprowadził posiłki i rozbił nieliczne i rozproszone oddziały powstańców. 24 sierpnia Alfons Zgrzebniok wydał rozkaz kapitulacji. Kilka tysięcy uczestników powstania uciekło na stronę polską w obawie przed represjami, znajdując schronienie w przygranicznych obozach tymczasowych. Byli rozgoryczeni – liczyli na jakąkolwiek pomoc z Polski, tej jednak nigdy się nie doczekali. Rząd polski zbyt obawiał się reperkusji międzynarodowych, poza tym coraz bardziej angażowały go walki na wschodzie.

Drugie powstanie

W styczniu 1920 r. Reichswehra opuściła teren plebiscytowy, a na jej miejsce wmaszerowały oddziały francuskie, włoskie i brytyjskie, które miały czuwać nad zorganizowaniem plebiscytu. Pod ich ochroną powstał legalny Polski Komisariat Plebiscytowy (PKP) w Bytomiu z politycznym przywódcą Polaków na Górnym Śląsku – Wojciechem Korfantym – na czele. Bardziej liczyły się jednak podziemne struktury wojskowe – polski POW przekształcił się w Dowództwo Obrony Plebiscytu (DOP), Niemcy zaś powołali do życia militarną organizację Kampforganisation Oberschlesien. Polakom najbardziej we znaki dawała się teoretycznie bezstronna policja bezpieczeństwa Sicherheitspolizei, potocznie zwana sipo. Miała ona czysto niemiecki charakter i dopuszczała się aktów przemocy na Polakach i ich przywódcach, rozpędzając m.in. polskie wiece i pozwalając na demolowanie lokali PKP przez niemieckie bojówki.

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Punktem kulminacyjnym były wydarzenia z 17 sierpnia 1920 r. Tego dnia po fałszywej informacji w prasie niemieckiej o zdobyciu Warszawy przez Armię Czerwoną bojówki niemieckie zaatakowały w Katowicach siedzibę inspektora Międzysojuszniczej Komisji – pułkownika Blancharda. Żołnierze francuscy w samoobronie zastrzelili dziesięciu napastników. W odwecie doszło do zlinczowania znanego polskiego lekarza dra Andrzeja Mielęckiego, który opatrywał rannych, a następnego dnia zdemolowano siedzibę PKP w Katowicach, redakcje kilku polskich gazet, sklepy i warsztaty rzemieślnicze. W obliczu spontanicznego wybuchu walk w powiatach katowickim i pszczyńskim górnośląski POW, po konsultacji z Korfantym, zdecydował się rozpocząć drugie powstanie w nocy z 19 na 20 sierpnia 1920 r.

Było ono lepiej zorganizowane niż zryw sprzed roku, miało jasno sprecyzowany, możliwy do osiągnięcia cel oraz ograniczony z góry zasięg terytorialny. Kierownictwu politycznemu, na czele z Korfantym, nie tyle chodziło o osiągnięcie poważnych sukcesów militarnych, co mocne zamanifestowanie wobec opinii międzynarodowej polskości Górnego Śląska, osłabienie strony niemieckiej i skłonienie aliantów do rozwiązania sipo. Przywódcy powstania zdawali sobie sprawę, że na więcej nie mogą liczyć bez aktywnej pomocy z Polski, a wsparcia takiego nie mogli uzyskać, ponieważ w tym samym czasie pod Warszawą, w bitwie z bolszewikami, ważyły się losy niepodległości kraju.

Najbardziej zacięte walki toczyły się w powiatach pszczyńskim, rybnickim, katowickim, lublinieckim, tarnogórskim, toszecko-gliwickim i zabrskim. Powstańcy opanowali większość ważnych obiektów przemysłowych, a strajk polskich robotników sparaliżował cały region. Wszędzie, gdzie tylko się dało, rozbrajano znienawidzoną policję niemiecką i likwidowano jej placówki. Postawiona przed faktami dokonanymi Komisja Międzysojusznicza 24 sierpnia formalnie rozwiązała sipo i w jej miejsce powołała mieszane, polsko-niemieckie jednostki policyjne. Dzień później Polacy zakończyli powstanie.

Nierozstrzygnięty plebiscyt

W kampanię przed plebiscytem obie strony zaangażowały olbrzymie siły i środki materialne. Odbyły się setki wieców, zbiórek pieniężnych, wydrukowano niezliczone ilości ulotek, plakatów, kalendarzy, kręcono filmy propagandowe oraz wydawano płyty z pieśniami patriotycznymi. Walczono przede wszystkim o głosy tych Ślązaków, którzy mieli problem z jednoznacznym określeniem swojej tożsamości narodowej, a tych było na Górnym Śląsku bardzo wielu.

Plebiscyt odbył się 20 marca 1921 r. Ostatecznie w głosowaniu udział wzięło 1 190 637 osób (frekwencja 90 proc.): za Polską głosowało 479 365 osób (40,3 proc.), za Niemcami 707 393 (59,4 proc.). Na 1475 gmin za przyłączeniem do Polski głosowały 682, za pozostawieniem w składzie Niemiec 793.Obie strony uznały wynik głosowania za sukces, choć postrzegały go diametralnie różnie – Niemcy w skali globalnej, Polacy przez pryzmat wyników w poszczególnych gminach, co było zresztą zgodne z założeniami plebiscytu postanowionymi jeszcze w Wersalu.

Na wynik spory – choć niedecydujący – wpływ miał udział w głosowaniu ponad 190 tys. osób urodzonych, ale niemieszkających na Górnym Śląsku. Prawie wszyscy emigranci zagłosowali za Niemcami. Dopuszczenie ich do głosowania było zresztą nieprzemyślanym pomysłem strony polskiej, która liczyła, że w ten sposób uzyska poparcie licznych Górnoślązaków z Zagłębia Ruhry. Tymczasem był to klasyczny strzał w stopę.

Choć wynik plebiscytu był niejednoznaczny, alianci na jego podstawie zamierzali podjąć decyzję jednoznacznie niekorzystną dla Polski i przyznać jej jedynie tereny wokół Pszczyny i Rybnika. Po stronie niemieckiej zamierzano pozostawić nawet te miejscowości, gdzie zdecydowana większość mieszkańców głosowała za Polską oraz cały górnośląski okręg przemysłowy. Na to ani rząd polski, ani Polacy na Górnym Śląsku zgodzić się nie mogli i nie chcieli. Tym bardziej że tym razem byli zdecydowanie lepiej przygotowani do kolejnego wystąpienia zbrojnego w obronie swoich racji.

Konspiracyjne przygotowania

Po pokonaniu bolszewików nieco już okrzepła II RP mogła przystąpić do bardziej zorganizowanego wsparcia dążeń Polaków mieszkających na Górnym Śląsku w walce o włączenie tej dzielnicy do Polski. Oficjalnie górnośląska POW nie mogła dalej funkcjonować, nie pod czujnym okiem wojsk alianckich, które – poza oddziałami francuskimi – nie były nastawione przychylnie do Polaków. 25 sierpnia POW formalnie rozwiązano, ale jej miejsce od razu zajęła organizacja o neutralnie brzmiącej nazwie Centrala Wychowania Fizycznego. CWF od początku ściśle współpracowała z II oddziałem Sztabu Generalnego WP, czyli polskim wywiadem i kontrwywiadem. W grudniu zastąpiła ją kolejna tajna organizacja: Dowództwo Obrony Plebiscytu (DOP), oficjalnie funkcjonująca pod nazwą Warszawskie Towarzystwo Przemysłowo-Budowlane.

Organizatorzy powstania założyli, że szanse powodzenia ma wyłącznie walka dobrze uzbrojonych regularnych oddziałów wojskowych. Dlatego przystąpiono do intensywnego szkolenia zarówno kadr oficerskich, jak i szeregowych powstańców. Na terenie Górnego Śląska rozlokowano też konspiracyjne magazyny z uzbrojeniem. Kontrolę nad przygotowaniami do trzeciego powstania sprawował gen. Kazimierz Raszewski, dowódca Dowództwa Okręgu Generalnego w Poznaniu. Plan przewidywał maksymalne wykorzystanie czynnika zaskoczenia, szybkie opanowanie okręgu przemysłowego i rozpoczęcie ofensywy w kierunku tzw. linii Korfantego (linia rozdzielająca Górny Śląsk na część niemiecką i polską, uwzględniająca wynik plebiscytu zgodnie z zasadą liczenia głosów gminami), po czym zamierzano przejść do fazy defensywnej, broniąc opanowanego obszaru aż do czasu przyznania go Polsce.

Po plebiscycie po całym Górnym Śląsku rozlały się demonstracje Polaków, którzy domagali się podjęcia radykalnych kroków, włącznie z walką zbrojną. Rząd polski wciąż oficjalnie nawoływał do rozwiązań pokojowych, ale nawet ostrożny Korfanty zdecydował się poprzeć ewentualny wybuch walk. „Wydaje się, że postawa rządu była nadmiernie asekuracyjna, podczas gdy Berlin wykorzystywał wszystkie instrumenty do utrzymania w swym posiadaniu tej dzielnicy" – pisze Lech Wyszczelski w książce „1921 III powstanie śląskie" i trudno się z nim nie zgodzić.

Siły powstańcze przed rozpoczęciem walk liczyły ponad 40 tys. żołnierzy uzbrojonych w 27 597 karabinów ręcznych, 290 ckm-ów, 250 lekkich karabinów maszynowych, 250 miotaczy granatów. 30 kwietnia 1921 r. doszło do spotkania Korfantego z dowódcami wojskowymi i zapadła decyzja o wybuchu III powstania w nocy z 2 na 3 maja.

Wojciech Korfanty (1873–1939)

Wojciech Korfanty (1873–1939)

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Powstańczy komandosi

Sukces powstańców w pierwszej fazie walk był w dużym stopniu pochodną użycia na dużą skalę oddziałów specjalnych. Jeszcze w styczniu 1921 r. przy DOP utworzono Referat Destrukcji, który przygotował plan akcji polegających na całkowitym odcięciu komunikacji między Górnym Śląskiem a Niemcami – zniszczenie mostów, torów, linii telegraficznych. Kierował nim oficer „dwójki" oddelegowany na Górny Śląsk kpt. Tadeusz Puszczyński ps. Konrad Wawelberg (dlatego z czasem oddziały specjalne zaczęto nazywać grupą Wawelberg). Członkowie oddziałów zostali przeszkoleni na kursach zorganizowanych wspólnie z bojowcami PPS. Przygotowano także 12 dobrze zakonspirowanych magazynów broni i materiałów wybuchowych.

Akcja dywersyjna, która poprzedziła wybuch III powstania, otrzymała kryptonim „Mosty" i rozpoczęła się 3 maja 1921 r. o godzinie 2 w nocy. 64 żołnierzy i oficerów „śląskiej destrukcji" uderzyło na przeszło 90-kilometrowym odcinku, wysadzając około 50 mostów, m.in. 200-metrową dwutorową przeprawę w Szczepanowicach pod Opolem, trzy dworce kolejowe, cztery pałace magnackie, kilkaset metrów torów kolejowych, uszkodzono sieć telegraficzną. O ile ataku powstańców Niemcy spodziewali się, to skuteczne działania dywersyjne były dla nich kompletnym zaskoczeniem i dużym szokiem. „Zaplanowane na tak dużą skalę działania specjalne stanowiły novum w polskiej sztuce wojennej. W III powstaniu miały one wyznaczony samodzielny cel operacyjny, co było ewenementem na skalę światową – podkreśla Lech Wyszczelski. Dzięki perfekcyjnie przeprowadzonym akcjom żołnierzy kpt. Puszczyńskiego siły polskie podzielone na trzy grupy operacyjne: „Wschód", „Północ" oraz „Południe", mogły błyskawicznie przejść do ofensywy, na którą Niemcy nie byli odpowiednio przygotowani.

Ostateczna rozgrywka

W chwili wybuchu powstania DOP przekształciła się w Naczelną Komendę Wojsk Powstańczych (NKWP), na czele której stanął ppłk Maciej Mielżyński. W pierwszej fazie powstania do większych starć doszło w Katowicach, Królewskiej Hucie, Zabrzu oraz Gliwicach. W ciągu tygodnia powstańcy opanowali cały obszar plebiscytowy, zmuszając przeciwnika do, niekiedy panicznego, odwrotu. Siły niemieckie zdołały przegrupować się dopiero na linii Odry i tu oczekiwały na posiłki z głębi Niemiec, które dotarły z dużym opóźnieniem w wyniku akcji „Mosty". Powstańcy prowadzili działania manewrowe na dużą skalę, nie wdając się w wyniszczające walki na ulicach śląskich miast. Zaskoczeniem była natomiast postawa wojsk alianckich, które wymuszały na Polakach wycofanie się z dużych aglomeracji i dawały tam schronienie rozbitym oddziałom niemieckim. Powstańcy zmuszeni byli do ich blokowania, co potocznie nazywano „cerowaniem miast" i niestety znacznie uszczupliło siłę jednostek liniowych, w obliczu zbliżającej się kontrofensywy niemieckiej.

Zanim do niej doszło, powstańcy przeprowadzili zakończoną dużym sukcesem tzw. operację kędzierzyńsko-kozielską. W trakcie bitwy wyparto Niemców za Odrę, zdobyto ogromne zapasy żywności i broni oraz ważny węzeł kolejowy, co pozwoliło powstańcom znacznie wzmocnić rozbudowywany bardzo intensywnie tabor pociągów pancernych. Obie strony konfliktu otrzymywały wsparcie osobowe i materialne spoza granic Górnego Śląska, m.in. na wieść o wybuchu powstania na Górny Śląsk podążyło wielu ochotników z Polski, w tym kadeci z akademii wojskowych w Modlinie, Łobzowie i Lwowie, którzy zrobili to wbrew rozkazom swoich przełożonych.

Korfanty, który był realnym przywódcą powstania, uważał, że w dalszej perspektywie będzie niezwykle ciężko utrzymać tak rozległe zdobycze terytorialne i już 11 maja wydał manifest, który nakazywał ograniczenie działań zaczepnych i podjęcie rokowań. Niejednoznaczną postawę przyjął także rząd polski i dowództwo WP, co bardzo osłabiło morale walczących. Tymczasem Niemcy po początkowym szoku podjęli próbę odzyskania utraconych pozycji, przede wszystkim miast okręgu przemysłowego. Kluczowe miało być opanowanie zajętej przez Polaków Góry św. Anny, która miała znaczenie strategiczne, ale i symboliczne dla obu stron. Ciężkie walki w tym rejonie toczyły się od 21 do 26 maja i ostatecznie zakończyły zwycięstwem Niemców. Polskie oddziały nie zostały jednak rozbite, jedynie wycofały się o kilkadziesiąt kilometrów. Ciężkie walki toczyły się także nad Olzą o utrzymanie strategicznych polskich pozycji w okolicach Wodzisławia Śląskiego. 23 maja niemiecka ofensywa została krwawo odparta przez oddziały grupy „Południe". 4 czerwca ruszył niemiecki atak na Kędzierzyn. Miasto przechodziło z rąk do rąk, ale ostatecznie obsadzili je Niemcy. Na tym impet niemieckiego ataku się wyczerpał.

Skutki kontrofensywy, pomimo kilku spektakularnych zwycięstw, były ograniczone. Polacy nie pozwolili na rozerwanie frontu i utrzymali większość zdobyczy. Od 7 czerwca dochodziło już tylko do lokalnych potyczek i jednocześnie toczyły się rokowania w celu ogłoszenia zawieszenia broni. Naciskali na to alianci, Korfanty i rząd polski. Polacy zgodzili się na rozejm 11 czerwca, Niemcy dwa tygodnie później. 25 czerwca podpisano układ, na mocy którego obie strony zgodziły się na wycofanie swoich oddziałów z obszaru plebiscytowego i ponowne przekazanie go Komisji Międzysojuszniczej.

Decyzja mocarstw nie była jednak w pełni korzystna dla Polaków. Ponownie oddano w ręce Niemców utracone przez nich w trakcie walk tereny, w tym wiele obszarów zamieszkanych przez zwarte grupy Polaków. II RP przypadła zdecydowanie mniejsza część obszaru plebiscytowego (ok. 29 proc.), ale gęściej zaludniona (46 proc. ludności) i co najważniejsze – obejmująca prawie cały okręg przemysłowy (63 z 82 kopalń węgla, 9 z 14 stalowni, 22 z 37 wielkich pieców hutniczych) oraz największe miasta, nawet te, których mieszkańcy głosowali za Niemcami. „Trudno jednoznacznie oceniać efekt powstania. Powstańcy zrealizowali w znacznym stopniu założone cele polityczne i terytorialne, ale ostatecznie o losie przynależności tej dzielnicy zdecydowały mocarstwa" – podkreśla Lech Wyszczelski. „To one przyznały Polsce niecałą 1/3 obszaru plebiscytowego, ale z uwagi na oddanie w polskie ręce okręgu przemysłowego można to uznać za umiarkowany sukces. Jedno jest pewne, gdyby nie zrywy niepodległościowe Górnoślązaków, nawet ta część dzielnicy nie znalazłaby się w granicach Rzeczypospolitej".

Profity z przyłączenia polskiej części Górnego Śląska były dla gospodarki II RP nie do przecenienia. Był to najbardziej uprzemysłowiony region międzywojennej Polski, z którego czerpano olbrzymie dochody z eksportu przemysłowego (80 proc. całego eksportu), a także baza do rozbudowy magistrali kolejowych, Gdyni, a później Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Po zakończeniu I wojny światowej Górny Śląsk był skazany na konflikt zbrojny. Zarówno odrodzonej Polsce, jak i osłabionym, ale wciąż groźnym Niemcom zależało na wysokorozwiniętym górnośląskim okręgu przemysłowym, który tworzyły setki kopalń, hut i fabryk, a który napędzało czarne złoto – węgiel. Coraz intensywniej rozpalał się także konflikt etniczny pomiędzy polską większością a mieszkającymi tu Niemcami i zgermanizowanymi Ślązakami. Mimo brutalnej akcji germanizacyjnej prowadzonej przez zjednoczone państwo niemieckie i licznych represji, przeważająca część ludności polskiej Górnego Śląska zachowała tożsamość narodową. Według niemieckiego spisu z 1910 r. Polacy stanowili 60 proc. mieszkańców tego regionu. Budzenie się nowoczesnej świadomości narodowej nabrało tempa w drugiej połowie XIX w. dzięki działalności licznych stowarzyszeń polskich oraz aktywności polskich działaczy społecznych, oświatowych i politycznych.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar