Polska-USA: Nie być wasalem

Polska trzyma się strategii politycznego „klienta” wobec USA, o statusie bliższym Arabii Saudyjskiej, gdzie są amerykańskie bazy wojskowe, ale współpracy brak – twierdzi analityk Klubu Jagiellońskiego Eugeniusz Chimiczuk.

Aktualizacja: 19.09.2018 23:26 Publikacja: 19.09.2018 18:41

Polska-USA: Nie być wasalem

Foto: AFP

W rozmowach o stosunkach polsko-amerykańskich dominuje narracja „wasala – seniora”. Przyjęto zasadę, że Amerykanów można „kupić” różnego rodzaju „łaskami”, jak to dość wulgarnie określił były minister spraw zagranicznych. Natomiast nie powstał właściwie żaden inny model współpracy. Powstaje pytanie, czy nowa deklaracja współpracy to zmieni.

Amerykańska polityka zagraniczna ceni i rozumie partnerów – Japonię, Izrael, Koreę Południową. W przeszłości do amerykańskiej „sieci sojuszniczej” należały też RFN i Turcja. Nie bez powodu państwa te współpracują, lub współpracowały z USA przy projektach technologicznych, naukowych i obronnych. Wiele z tych projektów udało się wspólnie komercjalizować na rynkach trzecich. Polska natomiast trzyma się strategii politycznego „klienta”, o statusie zbliżonym do Arabii Saudyjskiej, gdzie są wojskowe amerykańskie bazy, ale współpracy brak.

Śp. Zbigniew Brzeziński opisuje jedno z głównych narzędzi potęgi amerykańskiej jako „rozpowszechnienie technotroniczne” (ang. technetronic dissemination) – czyli uwarunkowany politycznie transfer technologii. Relacje z takimi sojusznikami tworzą „filary” potęgi USA.

Offsetowe frustracje

Formuła „rozpowszechnienia technologicznego” zakłada, że państwa lądowe w Eurazji od USA otrzymają wiedzę technologiczną i ekonomiczną, a w zamian USA otrzymają korzyści polityczne. Było to kluczowe narzędzie zwycięstwa nad ZSRR, gdyż taki tryb współpracy przynosił nie tylko militarne bezpieczeństwo, ale i bezpieczeństwo socjalne – społeczeństwa krajów w takiej sieci były bowiem niechętne do akceptowania komunizmu. Zimna wojna się skończyła, ale ogólna amerykańska strategia pozostaje ta sama.

Obecnie ze strony polskiej pojawiają się permanentne „frustracje offsetowe” związane z słabym poziomem transferu technologii ze strony firm amerykańskich. Amerykanie nie widzą jednak powodów, by dokonywać transferów technologii do partnera, kupującego z półki gotowy produkt, partnera nie ponoszącego wydatków i ryzyka na poziomie badawczo-rozwojowym. W odróżnieniu od Polski, Japonia i Izrael współpracują z USA w opracowaniu systemów przeciwrakietowych, Włosi współpracują w dziedzinie pocisków przeciwradarowych, Hiszpanie razem projektują okręty.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja we współpracy konsultingowej – polskie zakłady państwowe oczekują takiej współpracy w ramach offsetu, a nie odrębnych umów komercyjnych. Prawie wszyscy sojusznicy Amerykanów korzystają z konsultingu firm amerykańskich, zamiast kupować nie zawsze dopasowany do ich potrzeb sprzęt amerykański. Przykładowo, firmy hiszpańskie korzystają z konsultingu podczas projektowania okrętów bojowych dla własnej marynarki wojennej. Daje to nieporównywalnie wyższe możliwości eksportowe niż zakup gotowego projektu – hiszpańska firma sprzedała swój projekt do dwóch krajów, teraz wraz ze swoim byłym konsultantem oferuje go na potrzeby amerykańskiego programu fregaty przyszłości FFG(X).

Z punktu widzenia Amerykanów (jak i ich systemu prawnego) udzielenie usługi doradztwa jest bardziej przejrzyste i proste niż offset. Amerykańskie ustawy wprost zakazują stosowania offsetu w trybie FMS (Foreign Military Sales, sprzedaż uzbrojenia za granicę za pośrednictwem Departamentu Obrony). Nieco łatwiejsza jest sprzedaż w trybie komercyjnym, ale technologii opracowanej na zamówienie rządu USA w taki sposób uzyskać się nie da. Innymi słowy w offsecie nie da się uzyskać większości bardziej zaawansowanych systemów uzbrojenia.

Najważniejszym zadaniem wydaje się dziś być podłączenie Polski do technotronicznej „sieci sojuszniczej” Amerykanów. Tylko to zagwarantuje trwałe strategiczne relacje pomiędzy państwami, niezależnie od obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce. Polski przemysł potrafi sporo, co udowodnił, realizując takie projekty jak niszczyciel min Kormoran, czy eksportując do USA rozwiązania informatyczne. Jednak hamowanie rozwoju polskiego przemysłu zbrojeniowego przez ZSRR w czasach PRL ma swoje skutki. Dotyczy to zarówno kwestii technologii produkcyjnej, jak i kwestii organizacyjnych – zarządzania zakładami. Potrzebny jest przełom systemowy i Amerykanie są nam w stanie pomóc – z obopólną korzyścią. Amerykańskim firmom trzeba oczywiście zapłacić za konsulting. Polska poza technologiami dostanie jednak też możliwość produkcji broni na własne potrzeby. Oba kraje mogą powalczyć o rynki trzecie, tym bardziej że polski przemysł może być poważnym poddostawcą obniżającym koszty produkcji broni amerykańskiej, zwiększając tym samym szanse na to, że wspólny projekt wygra przetarg.

Eksport bezpieczeństwa

W trakcie ostatniego spotkania, prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump podpisali deklarację o partnerstwie strategicznym. Na razie nie wiadomo, czy będą prowadzone dalsze rozmowy. Według opublikowanego dokumentu, pośród tematów znalazła się współpraca w dziedzinie obronności, energetyki, handlu i innowacji. Nie zabrakło w tym wszystkim wątku Trójmorza. Warto jednak zwrócić uwagę, że Polska bez technologii i własnej mocy militarnej nie jest atrakcyjnym partnerem dla krajów regionu. Dopiero rozwijając najnowsze technologie militarne, mogłaby stać się poważnym „eksporterem bezpieczeństwa” dla bukareszteńskiej dziewiątki. Skorzystaliby na tym też Amerykanie, zyskując pewnego sojusznika w regionie, co jest ważne na tle kryzysu relacji amerykańsko-niemieckich. Problem polega na tym, że Polska przy obecnym poziomie wydatków na obronność i zaawansowaniu własnej technologii obronnej, jest zbyt słaba, aby zapewnić bezpieczeństwo, chociażby krajom bałtyckim. A zatem polska słabość czyni z nas mało atrakcyjnego partnera dla USA. Z zamkniętego koła można się jednak wydostać, zmieniając sposoby współpracy na linii Waszyngton–Warszawa. Polska mogłaby użyć własnego potencjału naukowo-przemysłowego i produkcyjnego do pośredniego poszerzenia wpływów amerykańskich. Amerykanie natomiast przekazaliby Polsce kluczowy know-how. Dotychczas Polskim politykom brakowało woli politycznej, żeby podnieś współpracę pomiędzy krajami na wyższy poziom. Pozostaje mieć nadzieję, że wrześniowe spotkanie to zmieni.

W rozmowach o stosunkach polsko-amerykańskich dominuje narracja „wasala – seniora”. Przyjęto zasadę, że Amerykanów można „kupić” różnego rodzaju „łaskami”, jak to dość wulgarnie określił były minister spraw zagranicznych. Natomiast nie powstał właściwie żaden inny model współpracy. Powstaje pytanie, czy nowa deklaracja współpracy to zmieni.

Amerykańska polityka zagraniczna ceni i rozumie partnerów – Japonię, Izrael, Koreę Południową. W przeszłości do amerykańskiej „sieci sojuszniczej” należały też RFN i Turcja. Nie bez powodu państwa te współpracują, lub współpracowały z USA przy projektach technologicznych, naukowych i obronnych. Wiele z tych projektów udało się wspólnie komercjalizować na rynkach trzecich. Polska natomiast trzyma się strategii politycznego „klienta”, o statusie zbliżonym do Arabii Saudyjskiej, gdzie są wojskowe amerykańskie bazy, ale współpracy brak.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?