Bronisław Komorowski: Zimna wojna 2.0

Do mocno ochłodzonych relacji z Niemcami dodano ochłodzenie w stosunkach z Francją. To poważny błąd – pisze były prezydent RP Bronisław Komorowski.

Aktualizacja: 14.10.2016 20:04 Publikacja: 13.10.2016 19:31

Wojska NATO coraz częściej odbywają ćwiczenia w krajach Europy Środkowej.

Wojska NATO coraz częściej odbywają ćwiczenia w krajach Europy Środkowej.

Foto: Rzeczpospolita

Umilkły już echa dyskusji o znaczeniu i efektach szczytu NATO w Warszawie. Słusznie podkreślano wagę podjętych sojuszniczych decyzji. Ze względów oczywistych darzę ten szczyt także prywatną sympatią. Miałem bowiem to szczęście, że mogłem zaproponować i zaprosić naszych sojuszników do Warszawy.

Niezależnie jednak od tych czysto polskich, a nawet osobistych konotacji, chciałbym podkreślić, że aby właściwie ocenić znaczenie szczytu NATO w Warszawie i perspektywy sojuszniczego i narodowego życia po szczycie, wzmocnienia bezpieczeństwa całej flanki wschodniej, w tym Polski, należy spojrzeć na to wydarzenie w szerszym ujęciu – co było przed nim (Newport) i co może oraz powinno być po nim (Bruksela).


Spojrzeć wręcz jako na jeden z trzech kroków strategicznego procesu adaptowania się NATO do nowych warunków polityczno-strategicznych. Warunków, których nikt nie chce nazwać po imieniu, czyli... na nową zimną wojnę.

Wszyscy się zarzekają – od sekretarza generalnego NATO przez oficjeli sojuszu i państw członkowskich aż po z... drugiej strony barykady prezydenta Putina: my nie chcemy nowej zimnej wojny. My też jej nie chcemy... Nikt jej nie chce, a jednak ona już jest; już mrozi szyby w naszych oknach. Ale... po nowemu. Bo to nie jest duplikat znanej nam z XX wieku, klasycznej, pierwszej zimnej wojny.

Konsumowanie małymi kęsami

Ta nowa, XXI-wieczna, jest hybrydową zimną wojną. W niej nie idzie o kataklizm nuklearny na skalę globalną. W niej chodzi o „konsumowanie" przeciwnika małymi kęsami, aby za bardzo nie czuł, że już jest zjadany. Tylko od czasu do czasu pokazuje się dodatkowe narzędzie zaostrzenia w postaci taktycznej broni nuklearnej i słynnej już doktryny deeskalacji nuklearnej czy rozmieszczania rosyjskich rakiet z głowicami nuklearnymi w pobliżu granic NATO.

Hybrydowa zimna wojna nie wybuchła nagle. Wpełzała w nasze środowisko mniej więcej dekadę temu. Za jej początek można uznać słynne wystąpienie prezydenta Władimira Putina na konferencji w Monachium w 2007 roku. Po przetestowaniu w Gruzji w 2008 roku oraz po kryzysie gazowym w 2009 roku jej próg został przekroczony podczas agresji na Ukrainę i bezceremonialnej aneksji Krymu.

Jeśli w takim ujęciu spojrzymy na szczyt NATO w Warszawie, to jawi się on nam jako sworzeń w trzyetapowym procesie adaptowania się NATO do warunków nowej, hybrydowej zimnej wojny. Ta triada to Newport–Warszawa–Bruksela, gdzie już za niecały rok będzie następny szczyt sojuszu.

Szczyt NATO w Warszawie był ważny, choć nic nie rozpoczął ani też nie zakończył. Był przejściem, łącznikiem, zwornikiem czy też bramą między reakcją operacyjną a reakcją strategiczną NATO na nowe warunki bezpieczeństwa narzucone przez rewizjonizm rosyjski, reakcją na hybrydową zimną wojnę. Newport był alarmowym uruchomieniem uspokajającej sojuszników na wschodzie reakcji operacyjnej. Miejmy nadzieję, że Bruksela będzie finalizować reakcję strategiczną.

Od „szpicy" do „czaty"

Przypomnijmy, że w Newport podjęliśmy decyzje o zintensyfikowaniu ćwiczeń wojskowych na wschodniej flance oraz o powiększeniu sił szybkiego reagowania i zwiększeniu ich gotowości, w tym słynnej już „szpicy". NATO wróciło do korzeni, przesunęło główny punkt ciężkości swojego zainteresowania z operacji ekspedycyjnych na obronne.

Warto zauważyć, że był to proces, który rozpoczął się już w Lizbonie w 2010 roku, zaawansowany został w Chicago w 2012 roku, w niemałym stopniu także dzięki polskiej aktywności. Nie przypadkiem jest on zbieżny z polskim zwrotem strategicznym: porzuceniem przez pierwszy rząd PiS tzw. polityki ekspedycyjnej na rzecz bezpośredniego bezpieczeństwa własnego terytorium. Znalazło to swoje odzwierciedlenia zarówno w białej księdze bezpieczeństwa narodowego w 2013 roku, jak i w strategii bezpieczeństwa narodowego z 2014 roku.

W Warszawie NATO nadało decyzjom z Newport nową, trwalszą treść. Obecność na wschodniej flance (szkoleniową, ćwiczebną, związaną z manewrami) NATO przekształciło w obecność ciągłą, strategiczną. Strategiczną, tzn. warunkowaną już nie tylko potrzebami ćwiczeń i zależną od corocznie ustalanego sojuszniczego planu tych ćwiczeń, ale warunkowaną wprost strategicznymi potrzebami zapewniania ciągłego bezpieczeństwa. Tym właśnie „warszawska" wysunięta obecność na wschodniej flance różni się od „newportowskiej". To jest owa główna nowa wartość dodana do decyzji z Newport. Do ustanowionej tam „szpicy" NATO dodało „czatę" – czyli ciągłe czuwanie na wysuniętych posterunkach na głównym kierunku zagrożenia: w krajach bałtyckich, w Polsce, Rumunii i Bułgarii; na Bałtyku i na Morzu Czarnym.

Potrzebna nowa koncepcja strategiczna

Wysunięta obecność kilku batalionów jest ważna, ale niewystarczająca dla skutecznego stabilizowania sytuacji bezpieczeństwa w warunkach hybrydowej zimnej wojny. NATO stoi jeszcze przed co najmniej pięcioma poważnymi wyzwaniami, aby potwierdzić swą determinację polityczną i wiarygodność strategiczną.

Po pierwsze, europejscy członkowie NATO muszą w praktyce potwierdzać swoje deklaracje o zwiększaniu budżetów obronnych do poziomu co najmniej 2 proc. PKB. Polska wyprzedziła pod tym względem wiele krajów sojuszu już w 2001 roku, gdy pełniłem funkcję ministra obrony narodowej. To jest ważne dla siły obronnej, ale przede wszystkim dla utrzymania jedności transatlantyckiej Europa – USA. Dziś już nie ulega wątpliwości, że jest to podstawowy warunek poparcia wewnątrzamerykańskiego dla szerszego, a nie tylko selektywnego zaangażowania USA w Europie.

Po drugie, NATO musi stworzyć wraz z UE zintegrowany euroatlantycki tandem bezpieczeństwa. Wypracowanie racjonalnego podziału ról strategicznych oraz mechanizmów systemowego współdziałania staje się pilną potrzebą w obliczu zagrożeń i wyzwań hybrydowych. W hybrydowej zimnej wojnie tylko taki tandem może dawać nadzieje na sukces. Być może, poszukując optymalnego podziału ról strategicznych między NATO i UE, warto byłoby odwołać się do analogii z podziałem na providera i usera w systemach dowodzenia wojskowego. UE mogłaby koncentrować swoją rolę na utrzymywaniu potrzebnego potencjału obronnego Europy, a NATO na użyciu tego potencjału w operacjach.

Po trzecie, NATO razem z UE muszą wypracować koncepcję, przyjąć strategię oraz zbudować i uruchomić zintegrowany system bezpieczeństwa informatycznego (w tym cyberbezpieczeństwa. Co oznacza skuteczne prowadzenie na co dzień przez Zachód wojny informacyjnej. To jest warunek konieczny do efektywnego przeciwstawiania się rosyjskiej presji polityczno-strategicznej w ramach hybrydowej zimnej wojny. Bez tego narastać będzie pośrednie, asymetryczne rozmiękczanie siły Zachodu, prowadzące nieuchronnie do jego porażki.

Po czwarte, NATO musi znaleźć adekwatną odpowiedź na rosyjską koncepcję wykorzystania taktycznej broni jądrowej zgodnie z tzw. doktryną deeskalacji nuklearnej. Pod jej parasolem Rosja chciałaby zapewnić sobie możliwość prowadzenia ograniczonych, stosownie do własnych planów i możliwości, konwencjonalnych konfliktów zbrojnych. W tym przeciwko państowom członkowskim NATO, np. krajom bałtyckim. NATO musi zneutralizować tę doktrynę rosyjską własną doktryną wzmocnionej koncepcji nuclear sharing w odniesieniu do taktycznej broni nuklearnej na wschodniej flance. Tylko w ten sposób można skompletować potrzebny w warunkach nowej zimnej wojny kompleksowy system odstraszania.

System ten powinien mieć charakter strategicznej triady odstraszania, obejmującej trzy poziomy (wymiary): informacyjny (potencjał bezpieczeństwa informacyjnego), konwencjonalny („czata", „szpica", główne siły wzmocnienia) i nuklearny (koncepcja MAD – wzajemnego gwarantowanego zniszczenia na poziomie broni strategicznych oraz wzmocnionego „nuclear sharing" na poziomie taktycznej broni jądrowej).

Po piąte, NATO powinno sfinalizować adaptację strategiczną do warunków hybrydowej zimnej wojny przez przyjęcie nowej koncepcji strategicznej.

Polskie opóźnienia Na tle tych wyzwań warto dodać praktyczną refleksję z naszego, krajowego podwórka. Musimy nie tylko aktywnie uczestniczyć w podejmowaniu tych koncepcyjnych wyzwań, ale też być gotowi do operacyjnej realizacji zadań w ramach sojuszniczych działań, w tym głównie na rzecz polskiego bezpieczeństwa.

Niepokoić więc musi to, że w MON przestano chyba myśleć w kategoriach efektywności bojowej wydawania publicznych pieniędzy. Wydaje się, że osłabiono myślenie w kategoriach wzmocnienia naszych zdolności bojowych koniecznych dla realizacji polskich zadań w ramach... NATO-wskich planów ewentualnościowych związanych przecież z obroną naszego terytorium.

Obrona terytorialna może być jak dotąd uzupełnieniem naszego potencjału obronnego. Nie może być jednak zamiast profesjonalnych dobrze wyposażonych i wyszkolonych sił zdolnych do pełnego współdziałania z jednostkami innych krajów sojuszu. Nie może być też jakąś armią równoległą do pozostałych rodzajów sił zbrojnych, jak próbuje się ją usytuować.

Trzeba też wskazać negatywne skutki opóźnienia realizacji najważniejszych projektów z zakresu modernizacji technicznej sił zbrojnych w Polsce. Opóźnienie programu śmigłowcowego to ryzyko istotnego osłabienia. Z kolei opóźnienie o przeszło rok rozstrzygniętego projektu polskiej tarczy antyrakietowej stawia pod znakiem zapytania sensowność prawie wszystkich innych programów modernizacyjnych. Bez tarczy antyrakietowej polska technika wojskowa w przypadku ataku będzie narażona na ogromne straty. A zdolności szybkiego reagowania wojsk lądowych jako całości, jednostek aeromobilnych zaś w szczególności.

W tej perspektywie niepokoi również fakt przesuwania liczących się w ramach budżetu MON środków finansowych na tworzenie słabszych z natury i mniej mobilnych nowych związków taktycznych obrony terytorialnej.

W obliczu zimnej wojny szczególnego znaczenia nabierają działania wzmacniające spójność wewnątrz sojuszu. Im zimniej jest w relacjach z Rosją, tym cieplej powinno być w relacjach z krajami tworzącymi sojusz. Tymczasem do mocno ochłodzonych relacji z Niemcami dodano ostatnio ochłodzenie w relacjach z Francją. To poważny błąd.

I na koniec refleksja najogólniejsza. NATO przez całą swoją historię wykazało się dużą żywotnością, zdolnością do adaptowania się do zmieniających się warunków. Pokazało to na progu zimnej wojny, udowodniło na progu okresu pozimnowojennego i jestem przekonany, że będzie też tak samo w obliczu hybrydowej zimnej wojny.

Umilkły już echa dyskusji o znaczeniu i efektach szczytu NATO w Warszawie. Słusznie podkreślano wagę podjętych sojuszniczych decyzji. Ze względów oczywistych darzę ten szczyt także prywatną sympatią. Miałem bowiem to szczęście, że mogłem zaproponować i zaprosić naszych sojuszników do Warszawy.

Niezależnie jednak od tych czysto polskich, a nawet osobistych konotacji, chciałbym podkreślić, że aby właściwie ocenić znaczenie szczytu NATO w Warszawie i perspektywy sojuszniczego i narodowego życia po szczycie, wzmocnienia bezpieczeństwa całej flanki wschodniej, w tym Polski, należy spojrzeć na to wydarzenie w szerszym ujęciu – co było przed nim (Newport) i co może oraz powinno być po nim (Bruksela).


Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?