Joanna Smorczewska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, na tym etapie nie ujawni, o co są podejrzani. Według informacji „Rzeczpospolitej” główny zarzut, jaki mają usłyszeć naczelnik wydziału do walki z przestępczością samochodową Komendy Stołecznej Jarosław K., kierownik sekcji i dwóch funkcjonariuszy, ma być związany z naciąganiem wyników – przekłamywaniem statystyk w celu uzyskiwania korzyści majątkowej w postaci premii za rozwiązywanie spraw.
– Dotąd w żadnych służbach czegoś takiego nie przerabiano – słyszymy od osób zorientowanych w sprawie. Zatrzymań dokonało Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, które w poniedziałek weszło do siedziby Komendy Stołecznej. Zostały przeszukane pomieszczenia wydziału – znaleziono w nich m.in. walizkę z narzędziami złodziejskimi, a w jednej z szafek w wydziale miały zostać ujawnione również narkotyki. – Wszystko na to wskazuje, że były to narzędzia zarekwirowane złodziejom z jednej ze spraw. Jednak takie dowody rzeczowe nie powinny się tam znajdować. Narkotyki to osobna kwestia, która wymaga wyjaśnień – mówi nam osoba związana ze śledztwem.
Jak wpadli? Według naszych informatorów w kwietniu policjanci ze stołecznej „samochodówki” zatrzymali paserów, którzy jechali ze Śląska, by dostarczyć w okolice Warszawy dwa japońskie samochody. – Trzem paserom „przyklepano” kradzieże, a jednemu paserstwo. To duża różnica, bo za kradzieże samochodów często są areszty, a kara jest wyższa niż za paserstwo – tłumaczy nasz rozmówca. Zwykli paserzy, z których zrobiono złodziei samochodów, zaczęli się bronić – wtedy miało wyjść, że dostali zarzuty „na wyrost”.
Dla policjantów miało to znaczenie, bo podnosiło rangę sprawy, a z tym wiązały się premie za dobre wyniki.
O jakie kwoty premii chodzi – nie wiadomo. Według naszych rozmówców np. premie kwartalne dla naczelników wynoszą ok. 10 tys. rocznie.