Reklama

Belgia. Czy to już narkopaństwo?

Antwerpia stała się bramą dla przemytu kokainy do Europy. A Bruksela czołowym miejscem jej konsumpcji.

Publikacja: 11.11.2025 20:08

Akcja poszukiwania narkotyków w porcie w Antwerpii, lipiec 2025 r.

Akcja poszukiwania narkotyków w porcie w Antwerpii, lipiec 2025 r.

Foto: AFP

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie są główne problemy związane z przemytem narkotyków w Antwerpii i jaki mają one wpływ na całą Belgię?
  • Dlaczego Bruksela staje się coraz bardziej zdominowana przez wpływy narkotykowe i jakie są tego społeczno-ekonomiczne konsekwencje?
  • Jakie działania podejmują belgijskie władze, aby przeciwdziałać problemom z narkotykami i jakie są ich rezultaty?
  • Jakie czynniki geograficzne i strukturalne sprzyjają rozwojowi przestępczości narkotykowej w Belgii?
  • Dlaczego Belgia jest atrakcyjnym rynkiem dla narkotykowych organizacji przestępczych z całego świata?
  • W jaki sposób problemy narkotykowe w Belgii wiążą się z kryzysem socjalnym i demograficznym w Brukseli?

Tysiące pasażerów, którzy po raz pierwszy przyjeżdżają superszybkimi pociągami z Paryża, Londynu czy Kolonii na brukselski dworzec Midi przeżywają szok. Od lat słyszeli o mieście, które nazywa się stolicą Europy i gdzie regularnie spotykają się przywódcy europejskich państw. Ale oto przed nimi rozpościera się obraz nędzy i rozpaczy. To granica Anderlechtu i Saint-Gilles, dwóch spośród wielu innych dzielnic miasta w coraz większym stopniu kontrolowanych przez narkotykowe mafie. Odór moczu nie pozwala przejść tunelem łączącym obie części Brukseli. Grupki młodych mężczyzn patrzą spod łba na przechodniów. A policja radzi, aby się tu nie zapuszczać nocą. 

Reklama
Reklama

Przez lata stolica czerpała ogromne zyski ze znajdujących się tu międzynarodowych instytucji: Unii Europejskiej czy NATO. Odwiedzający je urzędnicy byli skazani na marne i drogie hotele. Wyboru nie mieli.

Czytaj więcej

Przestępczość, bieda, narkotyki, brud. Brzydsza strona Brukseli

Teraz jednak większy wpływ na los Brukseli zdaje się mieć inne sąsiedztwo: oddalonej o ledwie 45 kilometrów Antwerpii. O tym, co prawda, wiedziało od dawna wielu, ale dopiero prosząca o zachowanie anonimowości prokurator z tego największego portu kraju i drugiego (po Rotterdamie) największego w Europie nazwała pod koniec października sprawy po imieniu. W liście do władz ostrzegła, że gangi narkotykowe rozwinęły w królestwie działalność na taką skalę, iż wpływają na życie gospodarcze i polityczne kraju. Czyli spełniają definicję narkopaństwa.

Reklama
Reklama

Tylko 10 proc. przemycanej kokainy jest zatrzymywane w Antwerpii

Bart de Wever, od początku roku premier kraju, a w przeszłości burmistrz Antwerpii, wypowiedział bezwzględną walkę narkotykowej mafii, ale póki co bez efektu. Z roku na rok skala przemytu jest coraz większa, podobnie jak związana z tym przemoc.

W lutym brukselczycy nie mogli uwierzyć w to, co widzą na ekranach swoich telewizorów. Dwóch mężczyzn wyszło ze stacji metra Clemenceau, sąsiedniej z Midi, i zaczęło strzelać z kałasznikowów. Tak zaczęły się porachunki, które w samym Anderlechcie doprowadziły już do kilkudziesięciu krwawych starć. Sam premier jest strzeżony 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu przez uzbrojonych ochroniarzy, podobnie jak prokuratorzy zaangażowani w walkę z narkotykowymi gangami.

Na przywrócenie pokoju trudno jednak liczyć, tak wielkie są zyski z tego biznesu. W tym roku przez port w Antwerpii zostaną przemycone ładunki kokainy o wartości około 10 mld euro. To mniej więcej połowa białego proszku, który dociera do europejskich konsumentów. W zeszłym roku zatrzymano tu 116 ton tego groźnego narkotyku, co jednak stanowi nie więcej niż 1/10 tego, co udało się przemycić – oceniają belgijskie służby celne. 

Antwerpia zdaje się być wymarzonym miejscem przerzutu. Port, jak żaden inny tej skali w Europie, rozciąga się daleko w głąb lądu i ma znakomite połączenie z siecią kolei i dróg. Tak ogromny kompleks bardzo trudno upilnować. Towar, w tym szybko się psujący, jak banany, jest wywożony bardzo łatwo. A więc przeważnie bez kontroli. Spośród około 15 mln kontenerów, które co roku są tu transportowane, jedynie 2 proc. jest poddawanych inspekcji. Gangi wliczają zresztą ryzyko zatrzymania części ładunków, bo zysk i tak mają ogromny: o ile producenci kokainy w Kolumbii mogą liczyć na marżę zysku 150 proc., a ci, którzy dystrybuują towar bezpośrednio wśród konsumentów na 300 proc., to na masowym transporcie z Ameryki Łacińskiej do Europy można zarobić na czysto aż 1500 proc. 

Tak ogromne przebicie daje grupom przestępczym niemal nieograniczone możliwości korumpowania policji, celników, wymiaru sprawiedliwości. Na przesunięciu trefnego kontenera z dala od kontroli pracownik służb celnych może zarobić 100 tys. euro. Suma, której niejeden w antwerpskim porcie nie potrafił się oprzeć. 

Reklama
Reklama

120 tysięcy Belgów sięga już po kokainę

W ciągu minionych pięciu lat potok kokainy docierający do Antwerpii podwoił się. To po części efekt wojny, jaką gangom narkotykowym wypowiedział Donald Trump tak w czasie swojej pierwszej, jak i obecnej kadencji. W Europie ceny sprzedaży są wyższe, a ryzyko mniejsze niż w Stanach Zjednoczonych. Ale niemałą rolę odgrywa też specyfika samej Belgii. Skrajnie zdecentralizowany kraj ma taką mnogość instytucji, że koordynacja walki z przestępcami jest bardzo trudna, o ile nie niemożliwa.  

Do niedawna dominującą rolę w tym biznesie odgrywały grupy bałkańskie. Miały przewagę na starcie: po wojnach w byłej Jugosławii pozostało wielu z doświadczeniem w użyciu broni, ale z bardzo marnymi dochodami. Tym bardziej, że po przyjęciu 12 lat temu do Unii Chorwacji nie widać gotowości Brukseli do integracji kolejnych państw regionu. 

Ale w grze są tak ogromne pieniądze, że chcą w niej mieć udział i inne grupy przestępcze. Blokowisko Peterbos w Anderlechcie obrała sobie za bazę mafia marsylska. Starcia stały się tak nagminne, że władze miasta zapowiedziały wysłanie na ulice wojska, aby chroniło… policjantów próbujących zaprowadzić porządek. 

Czytaj więcej

Bart De Wever – separatysta na czele belgijskiego rządu

Belgia przekształciła się jednak nie tylko w najważniejsze miejsce przerzutu narkotyków. Otwiera też listę skali ich konsumpcji w przeliczeniu na mieszkańca. Tegoroczne badania wskazują, że w tym 12-milionowym kraju już 120 tys. osób regularnie sięga po kokainę. 

Narkotykowe problemy Anderlechtu, Molenbeek czy Saint Josse nakładają się na coraz ostrzejszy kryzys socjalny. Inaczej niż w wielu innych miastach Europy, bogaci uciekają z Brukseli, aby osiedlić się w zamożnych miastach satelickich, jak Waterloo. Coraz większą część mieszkańców stolicy stanowią emigranci, przede wszystkim z Maroka, Turcji i innych krajów spoza Europy. Łącznie już co trzeci brukselczyk to muzułmanin.

Reklama
Reklama

Jak niedawno podał urząd statystyczny Statbel, blisko 40 proc. ludności Brukseli żyje na progu ubóstwa. W mieście ponad 10 tys. osób nie ma stałego lokum, z czego co trzecia albo żyje na ulicy, albo szuka każdej nocy miejsca w przytułkach. Po części wynika to z szybkiego wzrostu cen mieszkań w ostatnich latach, choć są one wciąż tańsze (3,4 tys. euro średnio za metr kwadratowy) niż w Warszawie (4,2 tys. euro). 

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie są główne problemy związane z przemytem narkotyków w Antwerpii i jaki mają one wpływ na całą Belgię?
  • Dlaczego Bruksela staje się coraz bardziej zdominowana przez wpływy narkotykowe i jakie są tego społeczno-ekonomiczne konsekwencje?
  • Jakie działania podejmują belgijskie władze, aby przeciwdziałać problemom z narkotykami i jakie są ich rezultaty?
  • Jakie czynniki geograficzne i strukturalne sprzyjają rozwojowi przestępczości narkotykowej w Belgii?
  • Dlaczego Belgia jest atrakcyjnym rynkiem dla narkotykowych organizacji przestępczych z całego świata?
  • W jaki sposób problemy narkotykowe w Belgii wiążą się z kryzysem socjalnym i demograficznym w Brukseli?
Pozostało jeszcze 91% artykułu

Tysiące pasażerów, którzy po raz pierwszy przyjeżdżają superszybkimi pociągami z Paryża, Londynu czy Kolonii na brukselski dworzec Midi przeżywają szok. Od lat słyszeli o mieście, które nazywa się stolicą Europy i gdzie regularnie spotykają się przywódcy europejskich państw. Ale oto przed nimi rozpościera się obraz nędzy i rozpaczy. To granica Anderlechtu i Saint-Gilles, dwóch spośród wielu innych dzielnic miasta w coraz większym stopniu kontrolowanych przez narkotykowe mafie. Odór moczu nie pozwala przejść tunelem łączącym obie części Brukseli. Grupki młodych mężczyzn patrzą spod łba na przechodniów. A policja radzi, aby się tu nie zapuszczać nocą. 

Pozostało jeszcze 90% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Przestępczość
Pielęgniarz skazany za zamordowanie 10 pacjentów. Chciał mieć mniej pracy
Przestępczość
Piraci zaatakowali tankowiec u wybrzeży Somalii. Weszli na pokład
Przestępczość
Prezydent Meksyku napastowana na ulicy. Podejmie kroki prawne
Przestępczość
Atak na pasażerów pociągu do Londynu. Wielu rannych, dwie osoby zatrzymane
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Przestępczość
Wielki napad na Luwr. Pięciu nowych zatrzymanych
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama