USA: Gospodarka kwitnie nie dla wszystkich wyborców Trumpa

Mimo wzrostu ekonomicznego i niskiego bezrobocia rośnie przepaść między biednymi a bogatymi Amerykanami.

Aktualizacja: 09.07.2019 20:56 Publikacja: 09.07.2019 18:33

W czerwcu w USA przybyły 224 tysiące miejsc pracy. Oferty zatrudnienia pojawiają się w centrach hand

W czerwcu w USA przybyły 224 tysiące miejsc pracy. Oferty zatrudnienia pojawiają się w centrach handlowych na dolnym Manhattanie w Nowym Jorku

Foto: AFP

Koniunktura gospodarcza została okrzyknięta w ubiegłym tygodniu najdłuższą w historii USA. Giełda bije rekordy, a prezydent chwali się wynikami gospodarczymi i na nich oparł kampanię wyborczą. Donald Trump i jego otoczenie argumentują, że silna gospodarka to korzyść dla milionów amerykańskich rodzin, w tym robotników i mniejszości, które stanowią dużą część jego elektoratu.

Tymczasem badania przeczą optymistycznym stwierdzeniom Trumpa. Mimo że gospodarka dobrze sobie radzi, rośnie przepaść między tymi, którym dobrze się wiedzie, a tymi, którym nie starcza do pierwszego.

40 procent, które nie korzysta

„Duża część społeczeństwa nie jest w stanie odłożyć pieniędzy, boryka się ze spłatami długów za studia oraz niewiele wie o zarządzaniu finansami. To wszystko mimo rozwoju gospodarczego i spadającego bezrobocia w ostatnich dziesięciu latach" – wynika z badań FINRA Investor Education Foundation (FINRA Foundation) zawartych w raporcie „The State of U.S. Financial Capability" .

Zdaniem ekonomistów dzieje się tak, bo obecna ekspansja gospodarcza jest słabsza, a korzyści z niej rozkładają się bardziej nierówno na obywateli niż w przypadku poprzednich. „To dwupoziomowy rozwój. Około 60 procent Amerykanów na nim skorzystało, a 40 procent nie" – czytamy w kwartalnym raporcie banku inwestycyjnego UBS, który przeprowadził sondaż wśród podatników.

Te 40 procent społeczeństwa nie odczuło wzrostu płac, a ich wydatki na utrzymanie, opiekę zdrowotną, edukację wzrosły razem z ich długami. Ta grupa raczej nie posiada domu na własność ani inwestycji np. akcji.

To w najbiedniejszych uderzy kryzys

Ponad połowa Amerykanów nawet nie wie, ile trzeba zgromadzić środków na emeryturę, a prawie połowa nie posiada emerytalnego konta oszczędnościowego. Przeciętni ludzie nie są w stanie zaoszczędzić pieniędzy i obarczeni są spłatą pożyczek za studia. Z danych FINRA Foundation wynika, że 47 procent absolwentów szkół wyższych żałuje, że nie wybrało tańszych uczelni, bo boją się, że nie zdołają spłacić pożyczki studenckiej, a ta uniemożliwia im często zaciągnięcie kolejnej na kupno domu.

Amerykanie należący do tej grupy są w stanie jakoś wiązać koniec z końcem do momentu, gdy nie wydarzy się coś niespodziewanego: utrata pracy, poważna choroba, problemy z samochodem czy zniszczenia domu spowodowane huraganem. Te dodatkowe koszty wpędzają ich w długi. „Bardzo wielu Amerykanów żyje od pensji do pensji. To znak, że zbliżamy się do kryzysu politycznego, jeżeli nie gospodarczego" – mówił w wywiadzie Signe-Mary McKernan z Urban Institute.

Zdaniem ekonomistów ta grupa ludzi jako pierwsza odczuje skutki nawet niewielkiego załamania gospodarki. „A to oznacza, że kolejna recesja może być potencjalnie gorsza niż każda inna w niedawnej historii kraju" – ocenia „Washington Post".

Sytuacja, w jakiej – zdaniem ekspertów – znajduje się 40 procent społeczeństwa jest wynikiem kilku czynników. Po pierwsze, Federal Reserve szacuje, że przeciętna rodzina nie doszła jeszcze do siebie po kryzysie finansowym z 2008 r. Ma małe albo znikome oszczędności, a przez to słabe zabezpieczenie na wypadek nieprzewidzianych sytuacji albo kolejnego kryzysu gospodarczego. Jak wynika z danych Fedu, biedniejsza część społeczeństwa ma mniej zasobów (biorąc pod uwagę inflację), niż w 1989 r.

15 dolarów za godzinę to mało

W ostatnich miesiącach w wielu rejonach kraju podniesiona została minimalna stawka godzinowa. To głównie z myślą o tych najmniej zarabiających, którzy pracują na najniższych stanowiskach. Po latach skromnego życia przy rosnących wydatkach, tym rodzinom jednak zajmie dużo czasu, żeby dzięki wyższej stawce stanąć na nogi.

Połowa pracujących Amerykanów zarabia mniej niż 18,50 dolara na godzinę, a ponad 30 procent mniej niż 15 dolarów. Przy takich zarobkach nie ma mowy o oszczędzaniu czy inwestowaniu.

Stąd, jak podaje Financial Industry Regulatory Authority (FINRA), połowa Amerykanów nie ma oszczędności, które wystarczyłyby na trzy miesiące życia. Co więcej, ponad połowa społeczeństwa jest zestresowana swoją sytuacją finansową. Dotyczy to szczególnie kobiet, ludzi młodych, grup etnicznych oraz rodzin z dziećmi na utrzymaniu.

„Jeżeli dobrze się wiedzie ludziom z Wall Street, to nie znaczy, że innym też. Miliony rodzin każdego dnia boryka się z problemami finansowymi" – ocenia Ray Boshara, ekspertka z Federal Reserve Bank of St. Louis w wywiadzie dla „Washington Post".

Aby przetrwać oraz w obliczu niespodziewanych wydatków, w ostatnich latach Amerykanie mocno się zapożyczyli. Federal Reserve Bank of New York podaje, że gospodarstwa domowe mają w sumie 13,7 biliona dolarów zadłużenia. Co ciekawe, pieniądze te zostały wydane na samochody i studia, a nie na kupno domu.

Na domy pożyczki zaciągają starsi i zasobniejsi Amerykanie. Oni też inwestują z nadzieją na zwroty z tych inwestycji. Większość bogatszych osób odzyskała już to, co straciła w wielkiej recesji ostatnich lat, a to dzięki temu, że wzrosły ceny nieruchomości oraz akcji.

Czy długi rodzin wpłyną na wybory?

Jak wynika z raportu FIEF, w gorszej sytuacji są rodziny należące do mniejszości, Amerykanie urodzeni po 1970 r. oraz rodziny o dochodach mniejszych niż 60 tysięcy dolarów. Tym grupom – zdaniem ekspertów z Federal Reserve oraz Equifax, firmy obliczającej zdolności kredytowe Amerykanów – trudno odbudować to, co straciły w ostatnich zawirowaniach gospodarczych. Mają większe długi, m.in. na studia, których nie mogą się pozbyć, nawet ogłaszając bankructwo, albo zaciągają pożyczki, żeby płacić bieżące rachunki.

To, jak gospodarkę widzi Donald Trump, a jak na własnej skórze odczuwa ją duża część społeczeństwa, powinno być znakiem ostrzegawczym dla prezydenta – piszą analitycy w „Washington Post", powołując się na najnowszy sondaż Associated Press-NORC Center for Public Affairs Research. Wynika z niego, że chociaż dwie trzecie respondentów przyznaje, że gospodarka jest w dobrym stanie, tylko 47 procent z nich pochwala podejście Trumpa do spraw gospodarczych.

Koniunktura gospodarcza została okrzyknięta w ubiegłym tygodniu najdłuższą w historii USA. Giełda bije rekordy, a prezydent chwali się wynikami gospodarczymi i na nich oparł kampanię wyborczą. Donald Trump i jego otoczenie argumentują, że silna gospodarka to korzyść dla milionów amerykańskich rodzin, w tym robotników i mniejszości, które stanowią dużą część jego elektoratu.

Tymczasem badania przeczą optymistycznym stwierdzeniom Trumpa. Mimo że gospodarka dobrze sobie radzi, rośnie przepaść między tymi, którym dobrze się wiedzie, a tymi, którym nie starcza do pierwszego.

Pozostało 91% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 807
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 806
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 805
Świat
Sędzia Szmydt przyjął prezent od propagandysty. Symbol ten wykorzystuje rosyjska armia
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Świat
Miss USA rezygnuje z tytułu. Powód? Problemy ze zdrowiem psychicznym