Koniunktura gospodarcza została okrzyknięta w ubiegłym tygodniu najdłuższą w historii USA. Giełda bije rekordy, a prezydent chwali się wynikami gospodarczymi i na nich oparł kampanię wyborczą. Donald Trump i jego otoczenie argumentują, że silna gospodarka to korzyść dla milionów amerykańskich rodzin, w tym robotników i mniejszości, które stanowią dużą część jego elektoratu.
Tymczasem badania przeczą optymistycznym stwierdzeniom Trumpa. Mimo że gospodarka dobrze sobie radzi, rośnie przepaść między tymi, którym dobrze się wiedzie, a tymi, którym nie starcza do pierwszego.
40 procent, które nie korzysta
„Duża część społeczeństwa nie jest w stanie odłożyć pieniędzy, boryka się ze spłatami długów za studia oraz niewiele wie o zarządzaniu finansami. To wszystko mimo rozwoju gospodarczego i spadającego bezrobocia w ostatnich dziesięciu latach" – wynika z badań FINRA Investor Education Foundation (FINRA Foundation) zawartych w raporcie „The State of U.S. Financial Capability" .
Zdaniem ekonomistów dzieje się tak, bo obecna ekspansja gospodarcza jest słabsza, a korzyści z niej rozkładają się bardziej nierówno na obywateli niż w przypadku poprzednich. „To dwupoziomowy rozwój. Około 60 procent Amerykanów na nim skorzystało, a 40 procent nie" – czytamy w kwartalnym raporcie banku inwestycyjnego UBS, który przeprowadził sondaż wśród podatników.
Te 40 procent społeczeństwa nie odczuło wzrostu płac, a ich wydatki na utrzymanie, opiekę zdrowotną, edukację wzrosły razem z ich długami. Ta grupa raczej nie posiada domu na własność ani inwestycji np. akcji.