Kiedy 28 stycznia 2006 r. pod ciężarem śniegu runął dach i cała konstrukcja hali Międzynarodowych Targów Katowickich, zabijając 65 osób, ponad 140 raniąc i zostawiając setki sierot i poszkodowanych krewnych, nikt nie przypuszczał, że ustalenie przyczyn i winnych zajmie tyle czasu. Na skutek tej katastrofy uchwalono nową procedurę pozwów zbiorowych, ale żaden z poszkodowanych jeszcze w tym trybie nie uzyskał odszkodowania. A i postępowanie karne ciągnęło się latami, mimo że wady konstrukcji widać było gołym okiem, podejrzanych, a potem oskarżonych nie było dużo, a dowody leżały na rumowisku. Na miejscu byli też świadkowie.

Czytaj także: Wyrok Sądu Najwyższego ws. zawalenia hali MTK

Oskarżenie, a potem sąd dysponowali zeznaniami, a może i mailami dyrektorów zarządzających halą o zaleganiu grubej warstwy śniegu na dachu. Ze względu na trudności finansowe postanowili jednak go nie ruszać, chciaż odśnieżali drogę dojazdową. A przecież cztery lata wcześniej zdarzyła się inna poważna awaria tego dachu, niedbale usunięta.

Czy naprawdę do ustalenia i skazania kilku sprawców trzeba było przesłuchania aż 141 świadków i ponad 200 rozpraw, jak ktoś policzył, twających blisko 1250 godzin? Każdy doświadczony sędzia przyzna, że nie. A jednak tak się zdarzyło w Polsce.

Kolejni reformatorzy wymiaru sprawiedliwości w tym czasie szamotali się, od czego zacząć usprawnianie polskiej Temidy. Reformowali a to drobne sprawy, a to gospodarcze, inym razem alimentacyjne, a moim zdaniem miarą siły i respektu dla Temidy, a tym samym dla państwa, jest sprawne, w miarę szybkie rozstrzyganie spraw, w których chodzi o ludzkie życie czy zaniedbania władzy państwowej lub biznesowej. Brak zadośćuczynienia dla ofiar, dla najbardziej poszkodowanych i nieodpowiedzialność posiadających taką czy inną władzę odbiera bowiem wszystkim wiarę w sprawiedliwość.