Czyli podejście Ministerstwa Finansów się zmienia?
Tak. I należy to docenić. Zdając sobie sprawę z wagi zagadnienia, a także poziomu jego komplikacji, ministerstwo otworzyło się na dialog z ekspertami. Organizowane były spotkania konsultacyjne, w trakcie których dyskutowaliśmy z urzędnikami na temat nowych przepisów i sposobu ich stosowania. Oczywiście można utyskiwać, że spotkania takie nie były organizowane przed uchwaleniem zmienionych regulacji, a dopiero po. Ale cóż, może przy okazji kolejnej nowelizacji uda się to poprawić.
Czyli „centrala" dopuszcza rozmowy. A jak jest w przypadku lokalnych urzędów?
Tu sytuacja jest bardzo zróżnicowana, tak jak różni są ludzie pracujący w urzędach. Prowadzimy wiele postępowań kontrolnych i podatkowych w zakresie cen transferowych dla naszych klientów. Po drugiej stronie mamy partnerów zarówno z tzw. dużych (wojewódzkich) urzędów skarbowych, urzędów celno-skarbowych, jak i pracowników mniejszych jednostek. Rozpiętość kompetencji i woli wypracowania merytorycznie poprawnych rozwiązań jest ogromna. Obecnie z pewną jednostką wspólnie ustalamy jaki wpływ na marżowość polskiego podatnika powinny mieć różnice w konstrukcji bazy kosztowej kategorii COGGs (pol. koszt własny sprzedaży) w poszczególnych krajach, z których pochodzą podmioty przyjęte do grupy porównawczej w światowym benchmarku. Szacunek zatem dla urzędników, których wiedza w zakresie cen transferowych jest na poziomie eksperckim. Z drugiej strony, w innym mieście miesiącami borykaliśmy się z tłumaczeniem organowi, że sam fakt zawarcia transakcji z podmiotem powiązanym nie oznacza, że automatycznie musi być ona zyskowna. Organ bronił tezy (mamy ją na piśmie), zgodnie z którą podmiot powiązany musi osiągać dodatni wynik na każdej transakcji bez względu na okoliczności i sytuację rynkową, bo w innym przypadku dochodzi do oszustwa. Kompletne niezrozumienie istoty transfer pricing. Zasadniczo jednak, jeśli miałbym się pokusić o uogólnienia, to mam wrażenie, że poziom przygotowania urzędników do prowadzenia kontroli się poprawia.
Co zatem zrobić, by zabezpieczyć się przed niekorzystnymi skutkami kontroli?
Tylko i aż – być dobrze przygotowanym. A najłatwiej i najtaniej przygotować się zawczasu, a nie gasić pożary po tym, gdy postępowanie już się rozpocznie. Zawsze namawiamy, by w miarę możliwości warunki transakcji z podmiotami powiązanymi ustalać na podstawie prawidłowo sporządzonych benchmarków przed zawarciem transakcji. Jeśli jednak zmuszeni jesteśmy uzasadniać warunki zastane, to warto dobrze skonstruować zarówno grupę porównawczą, jak i wskaźnik, który posłuży nam do uzasadnienia rynkowości transakcji. Różne wskaźniki niosą ze sobą różne informacje, a co za tym idzie, w różnym stopniu pomagają wytłumaczyć to co się wydarzyło. Samo wyjaśnienie okoliczności danej transakcji, rynku, na którym działamy, otoczenia konkurencyjnego, fazy życia produktu itd. jest zresztą kluczowe. Bez niego kontrolującym zabraknie koniecznego kontekstu, by poprawnie ocenić zdarzenia. Pamiętajmy, że kontrolujący dziś badają producenta kontraktowego z branży samochodowej, jutro będą kontrolować bank, a pojutrze firmę informatyczną. Siłą rzeczy kontrolujący nie znają zatem specyfiki branży, w której działamy.