Niemcy przestali ufać Ameryce

Berlin i Paryż uważają, że Europa nie może polegać na Trumpie i musi się bronić sama. Z tym nie zgadza się Polska.

Aktualizacja: 28.08.2018 17:51 Publikacja: 27.08.2018 19:04

– Musimy na nowo określić nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi – powiedział niemieckim ambasadorom

– Musimy na nowo określić nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi – powiedział niemieckim ambasadorom szef MSZ Heiko Maas

Foto: AFP

Heiko Maas, niemiecki minister spraw zagranicznych, został w ubiegłym tygodniu skarcony przez Angelę Merkel za zbyt mocną krytykę Stanów Zjednoczonych w programowym artykule w „Handelsblatt". W poniedziałek powtórzył jednak zasadniczo te same tezy na dorocznym spotkaniu ambasadorów. I tym razem zyskał aprobatę kanclerz.

– Artykuł w „Handelsblatt" zawiera wiele z tego, co stanowi o wspólnym stanowisku rządu wobec USA – oświadczył jej rzecznik Steffen Seibert.

Maas twierdzi, że Ameryka i Europa oddalają się od siebie od lat, dzielą coraz mniej wspólnych interesów i wartości. Do historii, zdaniem ministra, przeszedł też konflikt między Zachodem i Wschodem, który spajał więź transatlantycką. Dlatego najwyższy czas „przebudować" stosunki z USA, tak aby Europa mogła „równoważyć" wpływy Stanów, gdy te „przekraczają czerwone linie", a także aby „zajęła" miejsce Amerykanów, np. gdy ci wycofują się z Bliskiego Wschodu. Dla Maasa nie ma więc sensu „przeczekać" prezydenturę Donalda Trumpa, bo różnice z Ameryką mają charakter strukturalny. Zaś zapowiadany już jakiś czas temu przez Merkel wzrost wydatków na obronę ma dla szefa dyplomacji sens tylko wtedy, gdy będzie prowadził do budowy wspólnej europejskiej polityki obronnej. Maas posunął się nawet do twierdzenia, że należałoby powołać alternatywny system rozliczeń bankowych do kontrolowanego przez Waszyngton SWIFT-u.

Czytaj także: Polska wspiera Trumpa przeciw Merkel

– To jest przełom w powojennej polityce Niemiec. Stanowisko Maasa jest zasadniczo podzielane przez całą niemiecką klasę polityczną. Nie doszłoby do takiej zmiany, gdyby wyborów prezydenckich nie wygrał Trump. Mimo wielu deklaracji do tej pory wydatki na obronę (ledwie 1,24 proc. PKB) nie rosły. Teraz na pewno to się zmieni – mówi „Rz" Dominik Grillmayer z Francusko-Niemieckiego Instytutu (DFI) w Ludwigsburgu.

Opublikowany w lutym kompleksowy sondaż amerykańskiego instytutu Pew pokazał, że aż 56 proc. Niemców uważa stosunki z USA za „złe". Tylko 16 proc. z nich uważa przy tym, że bezpieczeństwo jest najważniejszym aspektem stosunków atlantyckich. Dla 45 proc. Niemców ważniejszy jest handel, a dla 35 proc. – obrona wspólnych wartości.

Trump też zawiódł Macrona

Niemal dokładnie w momencie, gdy Maas w Berlinie zwracał się do ambasadorów niemieckich, w Paryżu do ambasadorów francuskich przemawiał Emmanuel Macron. I to z podobnym przesłaniem. Bo zdaniem francuskiego prezydenta „Europa nie może już powierzyć wyłącznie swojego bezpieczeństwa w ręce USA i musi z tego wyciągnąć konsekwencje". Francuz zapowiedział, że „w najbliższych miesiącach" przedstawi nową inicjatywę w sprawie europejskiej polityki obronnej.

Taka deklaracja także oznacza istotny zwrot, tym razem w polityce Francji. Macron przez wiele miesięcy łudził się, że dzięki nawiązaniu bliskich, osobistych relacji z Trumpem będzie mógł wpłynąć na politykę Waszyngtonu. Wycofanie się Ameryki z paryskiej umowy klimatycznej czy porozumienia atomowego z Iranem, a także nałożenie ceł na import stali z Europy czy przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy pokazały, jak bardzo Macron się mylił.

– Niemiecka inicjatywa z pewnością jest koordynowana z Francją, tym bardziej że francuski prezydent tak bardzo nastawił się na współpracę z nami – mówi Grillmayer.

W poniedziałek Macron zapowiedział jednak także budowę Europy „wielu prędkości" i zmianę unijnych traktatów. A także podjęcie dyskusji z Rosją o nowym systemie bezpieczeństwa na naszym kontynencie, a nawet zawarcie z Moskwą, podobnie jak z Ankarą, „strategicznego partnerstwa". A to musi zostać przyjęte z niepokojem w Warszawie.

– Jak Europa ma polegać na Ameryce, gdy ta wprowadza 25-procentowe karne cła? Chcemy jednak budować europejską politykę obronną nie w opozycji do NATO, tylko dla wzmocnienia sojuszu. I chcemy to robić z udziałem Polski. Czy jest w tym coś złego? – pyta w rozmowie z „Rz" Elmar Brok, wieloletni przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego i polityk uważany za bliskiego Merkel.

Polska po stronie Stanów

Nowy kurs dyplomacji Niemiec i Francji coraz bardziej oddala się jednak nie tylko od Ameryki, ale także od Polski. Nasz kraj zdecydowanie stawia na Amerykę, gdy idzie o zagrożenie ze strony Rosji. Temu służy zakup amerykańskiej broni i starania o przeniesienie części spośród 33 tys. amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Niemczech do naszego kraju. Warszawa stanęła też po stronie Waszyngtonu w sporze o Nord Stream 2 i zerwanie porozumienia atomowego z Iranem, przyjęła też znacznie łagodniejszą postawę w sporach handlowych z USA.

– Bardzo bym chciał, żeby Merkel rzeczywiście przestała nam ufać i żeby Europejczycy wreszcie zaczęli budować własne siły zbrojne! Przecież Europa ma większą gospodarkę niż Ameryka. Dlaczego więc nie miałaby sama się bronić? Ale te deklaracje to jest jakiś żart! Niemcy nie mają armii i nie chcą jej zbudować, więc jak mają się bronić przeciwko Rosji? Gdyby, w co nie wierzę, Moskwa uderzyła na Polskę, co zrobiliby Niemcy? Nie wiadomo. Ale tak naprawdę to i tak bez znaczenia, bo nie mają sił zbrojnych. Polska zależy od USA – mówi „Rz" założyciel amerykańskiej agencji wywiadowczej Stratfor George Friedman.

W czerwcu minister obrony Ursula van der Layen zapowiedziała, że niemiecki budżet obronny do 2024 r. wzrośnie zaledwie do 1,5 proc. PKB. Dziś wart jest on 51 mld USD wobec 12 mld USD w wypadku Polski i 706 mld USA, ale Niemcy wydają z tego ledwie 14 proc. na realne inwestycje w uzbrojenie wobec 24 proc. dla Polski i 27 proc. dla USA.

Macron chce przede wszystkim powołać z Niemcami siłę szybkiego reagowania. Zdaniem Francuzów miałaby ona działać poza strukturami Unii, bo tylko tak decyzje w sprawie wysłania wojsk mogłyby być przyjmowane szybko. Ale Niemcy upierają się, że jeśli taka formacja miałaby powstać, to tylko w ramach Unii. Wskazują, że udział w misjach zagranicznych wymaga zgody Bundestagu, a nie – jak w Paryżu – samego prezydenta. A to i tak zajmuje dużo czasu. Kompromisem, na który wskazano w czasie czerwcowego spotkania Macrona z Merkel w Mesebergu, mogłoby być podejmowanie decyzji w sprawach obronności w ramach Unii kwalifikowaną większością głosów, a nie jednomyślnie, jak do tej pory. Jednak zgoda na taką zmianę innych krajów Unii wcale nie jest pewna. Już wcześniej ambitne plany reformy strefy euro francuskiego prezydenta zostały zablokowane przez koalicję ośmiu krajów unii walutowej, której przewodził premier Holandii Mark Rutte.

Heiko Maas, niemiecki minister spraw zagranicznych, został w ubiegłym tygodniu skarcony przez Angelę Merkel za zbyt mocną krytykę Stanów Zjednoczonych w programowym artykule w „Handelsblatt". W poniedziałek powtórzył jednak zasadniczo te same tezy na dorocznym spotkaniu ambasadorów. I tym razem zyskał aprobatę kanclerz.

– Artykuł w „Handelsblatt" zawiera wiele z tego, co stanowi o wspólnym stanowisku rządu wobec USA – oświadczył jej rzecznik Steffen Seibert.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne