Heiko Maas spełnił zapowiedź. Gdy w marcu obejmował niemieckie MSZ, tłumaczył, że zaangażował się w politykę z „powodu Auschwitz": aby nigdy już nie doszło do powtórzenia tak strasznej zbrodni.
– To najstraszniejsze miejsce na świecie. Przypomina nam, Niemcom, co uczyniliśmy milionom ludzi. Potrzebujemy tego miejsca, ponieważ nasza odpowiedzialność nigdy się nie skończy – mówił w poniedziałek, oddając w byłym niemieckim obozie zagłady hołd ofiarom nazistów. – Dla mnie Auschwitz to wieczna przestroga, by na całym świecie gwarantowana była zarówno pod względem osobistym, jak i politycznym nienaruszalna godność człowieka – dodał.
Maas, który inaczej niż wielu czołowych polityków SPD wykazuje dużą wrażliwość wobec krajów Europy Środkowej, jest pierwszym szefem niemieckiej dyplomacji od czasu Klausa Kinkela w 1992 r., który odwiedził Auschwitz. Kilka miesięcy po ostrym sporze, dotyczącym udziału Polaków w Holokauście, wywołanym nowelizacją ustawy o IPN, takie jednoznaczne przyznanie się Niemiec do odpowiedzialności za Zagładę i budowę obozów śmierci musiało zostać dobrze przyjęte przez Warszawę.
– Od kilku miesięcy polityka niemiecka zaczęła się zmieniać i w większym stopniu uwzględniać wrażliwość historyczną Polski. To m.in. efekt naszej konsekwencji w sprawie obrony dobrego imienia Polski na arenie międzynarodowej – mówi „Rz" wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk.
Przychylne stanowisko Maasa wobec Polski to część jego szerszej polityki. Zajął on zdecydowanie twardsze stanowisko wobec Rosji od swoich poprzedników z SPD, Franka-Waltera Steinmeiera i Sigmara Gabriela. Wielokrotnie podkreślał także, że Polska pozostaje „kluczowym" partnerem Unii, co blokuje ewentualne próby budowy przez Francję „małej Unii" wokół euro. Polskie władze wierzą nawet, że Niemcy mogłyby uzgodnić reformę Wspólnoty nie tylko z Paryżem, ale i Warszawą.